Tak uczą dzieci: „UPA, walcząc z Niemcami doszła do Renu”
O kuriozalnym elementarzu banderowskim słyszało już wielu. Niewielu jednak słyszało szerzej o tyleż dramatycznej, co budzącej politowanie treści. Jest o czym opowiadać pomimo że coraz bardziej znane staje się fałszowanie historii OUN-UPA. O wiele więcej Polaków niż przed dekadą wie, iż wymienieni zbrodniarze dokonując ludobójstwa wymordowali 135 tysięcy polskich cywilów (bez względu na płeć i wiek). Niestety także strona druga, jeśli chodzi o dezinformację na Ukrainie - nie pozostaje bierna. Oczywiście fałsze dokonywane przez nacjonalistów ukraińskich (choćby mówiące o wielotysięcznej [?!] historii Ukrainy i Ukraińców) budziły wśród osób, które się o nich dowiadywały mieszankę uczuć. Wzbudzały często w tym samym stopniu śmiech i politowanie, co oburzenie. Przeto treść książeczki dla dziecka, uczącego się czytać, w teorii nie powinna być zaskoczeniem. Jest ona dowodem, że nie istnieje nigdy w kwestii nacjonalizmu ukraińskiego ostateczne, pewne i stabilne dno.
Przeczytawszy w elementarzu, iż powstał on po to, by odchodzące pokolenie OUN-UPA przekazało młodym bezcenną pałeczkę w sztafecie pokoleń - można byłoby się uśmiać, ale to w gruncie rzeczy śmieszne wcale nie jest. Przy literce A mamy sposobność przeczytać, że UPA jest tak dobra, jak rodzona matka (Sic!). Zdanie, które jest na tyle absurdalne dla maluchów (obliczone na psychikę w tym wieku), iż bez większego trudu można tu zobaczyć kopię retoryki sowieckiej. Litera B – to dość ciekawy obrazek kantoru wymiany walut. Mowa tam o wspieraniu UPA przez ludność, o uczciwym banderowcu przekazującym [zrabowaną ofiarom] zdobycz do bunkra UPA. Ciekawe, komu i w jakich okolicznościach odebrano tę "zdobycz" i czy z właścicielem zdobyczy nadal wszystko w porządku? Cytując literkę W: "Wołyń - powstańczych sił kolebka, gdzie dla podziemia prawdziwy raj". Raj jak wiadomo polegał na tym, iż za jedynych przeciwników UPA miała bezbronnych cywilów, w większości kobiety i dzieci, czyli hulaj dusza piekła nie ma.
Oglądając literę H można zobaczyć salę szkolną i uczniów w wieku ok. 6-7 lat w mundurach. Na ścianie wisi portret Bandery. Oni zaś chłoną wiedzę o stopniach wojskowych w UPA, natomiast ich ulubiona lektura to opis czynów hajdamackich atamanów Gonty i Żeleźniaka. O tym, co tych dwóch wyczyniało i w czym stanowili dla UPA wzór - dzieci jeszcze teraz się nie dowiedzą. Można przypuszczać, że wiedza na ten temat zostanie im przekazana w momencie, kiedy podrosną i sami będą musieli wykonywać rozkazy. Wtedy łatwiej już, jako kultywujących zbrodniarzy - nauczy się ich, iż cel uświęca środki. Zresztą literka H wymieniona jest dwa razy. Za drugim uczy się dzieci grypsery oraz faktu, iż rozkaz nie może się dostać w ręce wroga. Nie bez kozery bardzo często - cynicznie i właściwie idiotycznie - nacjonaliści ukraińscy żądają, by Polacy pokazali im rozkaz Szuchewycza do wymordowania ich przodków. Czynią to niczym znany negacjonista i wielbiciel Adolfa Hitlera – David Irving. On też żąda, by pokazać rozkaz Adolfa na piśmie oraz informuje, że mógł o Holocauście nie wiedzieć.
Gdy przyjdzie kolej na literę D zobaczymy słowo dekalog, ale nie chodzi tu o dekalog chrześcijański, lecz ukraińskiego nacjonalisty. Oczywiście nie dowiemy się, że jedno z przykazań mówiło: „Nie zawahasz się uczynić największego zła, jeśli będzie tego wymagać dobro nacji.”. Względnie innego: „Nienawiścią i podstępem przyjmiesz wroga swojej nacji”. Literka E jest okazją na zapoznanie dzieciątek ze "sławnym" dowódcą „Enejem”, który miał ponoć nawet zmuszać polskie dzieci do zjedzenia fragmentów ciał swoich zamordowanych rodziców. Wiadomo na pewno, że jego oddziały dokonywały straszliwych bestialstw na podobnym poziomie. Tutaj o tym się jednak nie mówi, lecz wspomina że wymierzał "straszne" kary dla zdrajców i "janczarów" (co mógł czynić wobec sprawiedliwych Ukraińców oskarżonych o ratowanie polskich dzieci w czasie banderowskiego ludobójstwa). Ilustracja jest również ciekawa - z Ukrainy w panice uciekają niedoszłe ofiary „Eneja” i chyba trudno się im dziwić.
Litera Je - to okazja do wpajania dzieciom kłamstwa o wielonarodowej UPA, w której służyli Białorusini, Azerzy, Osetyńcy i Gruzini. Polaków i Żydów na szczęście nie wymieniono. A ponieważ wcześniej takie kłamstwa się pojawiały - można je uznać za propagandę na potrzeby zewnętrzne. Jednak edukując dzieci, nie ma co wzbudzać w nich sympatii do Polaków, czy Żydów. Na ilustracji widzimy przybyszów z Kaukazu w UPA. Nie wspomniano, co się potem z nimi stało. Przeważnie zniknęli, choć tworzono z nich wcześniej oddziały, które wyparowały (!). Podobnie było z lekarzami innej narodowości, którzy zostali wcieleni do UPA – rozpłynęli się. Pytanie, dlaczego ludzie innego pochodzenia, którzy w UPA byli nie zgłaszają się z wojennymi relacjami, jako świadkowie. Jeśli wschodnich Ukraińców przyjętych do UPA niejednokrotnie mordowano - jako niepewnych, to czy upowcy nie mogli tego uczynić wobec obcych?
Także płeć piękna ma co do roboty w UPA, na co wskazuje litera Ż. Tu właśnie dowiemy się o kobietach w zbrodniczej organizacji. Ilustracja to niewinne kobietki z kwiatami na łące. Donosicieli, którzy przyczyniali się do mordowania ludności cywilnej wychwala litera Z. Cóż, oczywiście w ten sposób nie jest to powiedziane. Mówi się o „obserwatorach” OUN-UPA, oczach [i uszach] dowódcy UPA. Co zobaczyli, pilnie donosili. Żaden Lach nie miał prawa się uratować? Litera Y jest okazją, by wyrazić życzenie, aby wolna Ukraina graniczyła bezpośrednio z państwami narodów Kaukazu. Ciekawe, co by zrobili z cywilną ludnością rosyjską: kobietami, dziećmi i starcami. Raczej nie zachowaliby się rycersko jak Polacy wobec Rosjan po 123 latach zaborów, przyjmując ich uciekających od bolszewików do Polski. Znając praktyki OUN-UPA, pewnie woleliby ich wymordować mimo że Kaukaz ukraiński nigdy nie był.
Litera Ji to opowieść o rzekomej walce UPA z Niemcami, jako okupantami. Na Wołyniu UPA pomyliła oczywiście Niemców z polskimi wieśniakami. Nie może to jednak dziwić, gdyż Litera J informuje o tym, jak to Hitler i Stalin dostali "łomot" od UPA (Sic!). A teraz "łomot" od UPA dostanie lili-Putin. Nie miała szans przeciwko tym dwóm nawet 300 tysięczna Armia Krajowa, ale 30 tysięczna UPA posiadała najwyraźniej zdolności rodem z powieści J.K. Rowling (dla niekojarzących autorka Harrego Pottera). I o ile literka K, będzie wychwalała zalety podziemnych schronów UPA czyli bunkrów, które rzeczywiście istniały, to przy literze Ł - to nie żart, dowiemy się o lotnikach-pilotach UPA (!). Mieli oni dostarczać ładunki i meldunki zbrodniczej organizacji. Cóż nawet 10-krotnie większa AK takich nie miała, a mając kontakty z Londynem zdana była na Brytyjczyków. Zaraz, zaraz, czyżby mieli na myśli pilotów Luftwaffe, przerzucających broń i amunicję oraz oddziały UPA na tyły Armii Sowieckiej? Cytat: bohaterski lotnik UPA, który stał się żywą legendą". Zaiste, legenda to.
Literka M pokazuje coś, za co wielu szaleńców gotowa kult rzeźników z UPA na Ukrainie nie tylko akceptować, ale i usprawiedliwiać. Przy okazji rozpalania nienawiści do Rosjan oraz wieszczenia, że przywódcy rosyjscy zginą z rąk UPA tak samo jak sowiecki generał Watutin - pojawia się super smaczek - ilustracja: UPA wyrusza zdobywać Kreml. To zresztą równej klasy perełka, co fragment prelekcji rosyjskiej doktorantki (autentyk), że upowcy zsyłani do obozów pracy w Rosji sowieckiej (akurat ich nie żal) mogli to wykorzystać, by sobie dorobić. Najwyraźniej jechali tam na saksy. Jednak propaganda neobanderowska w ilości produkowanych głupot bije nonsensy zasłyszane z Rosji w cuglach. Wydaje się, że dzieje się tak ze względu na postulowany przez lata stopień tolerancji „ukraińskiej” (neobanderowskiej) „wrażliwości”.
Litera N to kolejna okazja, by znów przypomnieć sadystycznym o „Eneju.” Warto zacytować: "Enej prowadzi niezłomnych bojowników, których zrodził Nachtigall". Cóż, nie tylko Nachtigall, o wiele większą kuźnią kadr UPA była pomocnicza policja ukraińska w służbie niemieckiej, uczestnicząca w Holokauście. Ci ludzie po prostu nie wstydzą się kolaboracji z Niemcami, a Nachtigall jest tego najbardziej dobitnym symbolem. Ilustracja pokazuje oddział UPA pod czerwono-czarnym sztandarem, maszerujący wśród falujących dojrzałych zbóż. Można sobie zadać pytanie: Czyżby wymarsz 11 lipca 1943 roku na Lachów, Krwawa Niedziela?
Litera O informuje nas o szkole oficerskiej UPA w Karpatach, gdzie bohater Alfabetu Powstańczego, Alarmik, wstępuje, jakżeby inaczej, do OUN. Natomiast literka P, jak „przysięga”, pokazująca stojących w szeregu i przysięgających upowców jest dla bystrych obserwatorów subtelnym dowodem na łączność z totalitarną ideologią. Tu pojawia się po raz pierwszy wódz, "prowydnyk", któremu to jako jedynemu winien być posłuszny każdy bojówkarz UPA. Prowydnyk (tak jak słowo przewodnik, czyli przewodzący) jest odpowiednikiem „führera”, znanego z nazizmu niemieckiego i „duce” z faszyzmu włoskiego.
A teraz hit, o którym wspominaliśmy w tytule - litera R. Otóż „żołnierze” UPA tak dzielnie "rajdowali", że doprowadzili III Rzeszę do ruiny, i w natarciu (na Berlin?) tak się zapędzili, że dotarli do Renu i umyli sobie buty w tej rzece... (Sic!) Ilustracja: żołnierze UPA siedzą przy ognisku nad brzegiem Renu, czyszczą broń, odpoczywają. W tle widać ruiny niemieckiego miasta, z kontekstu i treści bez wątpienia wynika dla dzieci, że tak oto UPA ukarała III Rzeszę za okupację Ukrainy. Owszem upowcom i galicyjskim esesmanom zdarzało się docierać w różne miejsca w Niemczech czy we Włoszech, ale w trakcie ucieczki przed sowietami, nie natarcia. Przeglądając dalej, znów trafimy na sugestię międzynarodowości UPA, jako strony walczącej w II wojnie światowej (weterani ludobójców domagają się uznania tego od lat). Aby nie być gołosłownym litera S opowiada nam o sotennym UPA o pseudonimie "Swan", Hiszpanie służącym w UPA. Czyżby banderowiec narodowości hiszpańskiej także mordował polskie dzieci? Tutaj się o tym oczywiście nie pisze, natomiast wysławia się zasługi sotni (kompanii) "Swana" przy likwidacji "zdrajców" (czyli Ukraińców np. służących pod przymusem w oddziałach sowieckich).
Litera T to wysławianie „Tarasa Czuprynki”, czyli Romana Szuchewycza, głównego dowódcy ludobójców. To "niezapomniany, najwyższy dowódca UPA", "prowydnyk" i "ideał", brakuje tylko północnokoreańskiego zwrotu „najukochańszy przywódca”. Jeszcze trochę takiej edukacji i na pewno znajdzie się jego kultywowany następca. Sprzeciw się raczej nie pojawi. Nie będę pisał truizmów, że o ludobójstwie Polaków, przy okazji wspominania Szuchewycza ani słowa. To oczywiste. Litera U stanowi próbę propagowania wśród dzieci pseudonimów dowódców "uderzeniowych" sotni UPA - "Chryń", "Kryłacz", "Burłaka", "Bajda". Był to rzekomo najlepszy świat partyzantki, nadzieja i obrona wszystkich Ukraińców aż po – uwaga Polacy (!) - rzekę San. "Hromenko", który działał w granicach współczesnej Polski to "rycerz sławny", który "tak umiejętnie zwycięstwo UPA zaprezentował, że uznał ją wolny świat". Konsekwencje tego bełkotu mogą być całkiem poważne.
Pokazaniu radości życia upowców służy literka F - tutaj wojacy UPA po walce pięknie tańczą... Litera Ch z kolei - to opowieść o kolejnym „heroju Ukrajiny” - chorążym - pseudonim "Chmiel", członku ludobójczej UPA. Literka C ma treść podobną - to wspomnienie o składach broni oraz amunicji UPA, przy okazji prezentacji zbrojmistrza tej organizacji. Litera Cz jak czota, to część sotni UPA, inaczej pluton. Na ilustracji "wspaniały" czotowy, pseudonim "Czumak", pod nazistowskim sztandarem UPA. Następna literka Sz - pokazuje heroizm nawet rannych upowców. Dowiemy się o szpitalach UPA, gdzie ranni, w razie potrzeby, po trzykrotnym nazistowskim okrzyku "Sława Ukrainie!" (w OUN obowiązywało przy tym podniesienie prawego ramienia w górę w rzymskim, czyli nazistowskim pozdrowieniu) ruszali do szturmu. Oczywiście o wymordowanych żydowskich lekarzach w UPA dowiedzieć się tutaj ze względów oczywistych nie możemy.
Litera Szcz powie nam o pamiętnikach „żołnierzy” UPA (nota bene trzeba zwalczać stosowanie słowa „żołnierze” w stosunku do członków UPA), którzy szczerze pragnęli, aby te notatki, (spisywane pomiędzy wymordowaniem piątej i szóstej polskiej wioski?), trafiły do rąk kilkuletnich dzieci. Litera tzw. miękki znak to kolejna okazja, by dać dowód na wzorowanie się na sowieckiej propagandzie. Powstaniec UPA to wzorzec zwycięstwa, to ideał, to bojownik, to Ukrainiec, to bohater, upowiec, dzielny, mądry banderowiec, a UPA - to wyspa wolności i prawdy. Litera Ju to opowieść o junactwie, czyli hodowli janczarów przez OUN. De facto młodocianej formacji i w praktyce mięsa armatniego dla UPA. Ci młodzi ludzie zwiedzeni bowiem często przez tę organizację, nie wspominając o tym, że musieli czynić złe rzeczy, to jeszcze do tego kończyli marnie. Jeśli ktoś boi się wychowania następnego pokolenia, które działałoby tymi metodami jak ich zbrodniczy idole, to ma do tego pełne podstawy - tu zostało to powiedziane wprost: banderowska zmiana.
Litera Ja to przypomnienie pisarza UPA ze wspomnieniem jego pseudonimu "Jarema". Dostajemy nawet cytat z tego niezwykłego mędrca: "Ukraińcy - wolni ludzie, my wszyscy wstępujemy do UPA". Dzieciaki nie dowiedzą się, że wstąpieniu do tej bojówki (dobrowolnym?) totalitarnej organizacji OUN nie wolno było mieć własnego zdania, lecz tylko słuchać "wodza". De facto oznaczało to niewolnictwo? Nie szkodzi, zaprzeczanie samemu sobie nigdy nie było elementem, którego się banderowska i neobanderowska propaganda bała. Przy okazji należy podkreślić, iż czerwono-czarna nazistowska flaga UPA na ilustracji pojawia się po raz jedenasty. Książeczka bowiem jest instrumentem, która oswaja małe dziecko z widokiem banderowskich flag - zaraz obok ukraińskich. Wydawnictwo dla najmłodszych zamyka słownik pojęć i terminów, przeważnie z rodowodem banderowskim, niechaj pouczą się także rodzice. Można by powiedzieć pranie mózgu Ukraińcom na całego.
Najbardziej jednak przeraża, że celem są dzieci. Każdemu bowiem wiadomo jak uczą małych islamiści. Ten fanatyzm cywilizowane społeczeństwo zna i potępia, wie jednak znacznie mniej o czymś, co mają dosłownie pod nosem. Oddałaby to tylko jakaś odwrotność powiedzenia „Cudze chwalicie swego nie znacie”, bo Ukraińcy, czy też ich przodkowie Rusini współegzystowali z nami od zawsze, ale nie od zawsze czyniono z nich krwawych fanatyków. Warto poświęcić chwilkę refleksji jakiego spustoszenia może dokonać taki elementarz w głowach małych dzieci. Jeśli z tej treści się śmiać, to tylko przez łzy.
Źródło: prawy.pl