Od paru dni w mediach szaleją komentarze oceniające pierwszy rok prezydentury Andrzeja Dudy. Twa ostra pyskówka grup interesów. Stacje telewizyjne, gazety i portale związane mentalnie i biznesowo z poprzednim układem władzy odsądzają Dudę od czci i wiary, zarzucając, że nieudacznik, podnóżek prezesa i mimoza.
Ogólnie - klapa. Te z prawej strony, czerpiące obecnie duże korzyści z „dobrej zmiany”, nasładzają się, że ten rok był niczym miska czereśni i ogólnie - „La vie en rose”.
Co do argumentów, używają ich dowolnie i interpretują jak im wygodnie. Trwa wyścig opluwaczy i specjalistów od umizgów robiących oko do samych swoich, żeby pokazać subordynację komu trzeba. Nawet jeśli niedawni pupile sondaży zaufania zostali demokratycznie odstawieni na pobocze, towarzyszące im nie bezinteresownie „elity” naukowe, kulturalne tudzież celebryci dają czytelny sygnał o gotowości.
Już nawet nie warto przytaczać, kto co powiedział. Wystarczy podać nazwisko, zaraz wiadomo „Osram i wszystko jasne”. Mało już kto pamięta, że to bardzo popularne przedwojenne hasło dotyczy reklamy żarówki, choć dzisiaj też pasuje jak ulał, gdy przeniesie się je na zupełnie inny kontekst.
Nie podejmę się merytorycznego podsumowania pierwszego roku prezydenta Dudy. Nie z ostrożności. Nie wiem, czy mógł zrobić więcej, niż dotychczas zrobił. Wszystko cokolwiek uczynił było przez „totalną opozycję” i posłuszne jej media wyśmiewane i krytykowane. Wykpiono przecież nawet jego religijność, a uchwycenie przez niego Hostii, która z podmuchem wiatru uleciała z kielicha podczas Komunii świętej udzielanej przed Świątynią Opatrzności Bożej, urosło do rangi obciachu.
Na pewno mógłby być bardziej wyrazistym prezydentem i mam nadzieję, że tak się stanie. Rok pierwszy to według mnie chodzenie po omacku. Nie sposób się wszystkim podobać. Dlatego sądzę, że niepotrzebnie składał obietnice rozwiązania kredytowych problemów frankowiczom, którzy teraz wystawiają mu rachunek, mówiąc „sprawdzam”. Dostał się w kleszcze kolejnej grupy interesów. Uczono mnie, że kredyty powinno się brać w walucie, w której się zarabia. Ale ja jestem frajerka, mówili parę lat temu koledzy dziennikarze, udowadniając wówczas, że kredyt frankowy jest o wiele bardziej opłacalny niż złotówkowy. No i porobiło się. Ale prezydent obiecał, przeto kobyłka u płota…
Do prezydentów po 1989 roku nie mieliśmy szczęścia. Pierwszy był Jaruzelski wybrany głosami posłów „Solidarności”, na co część Polaków zareagowała niemal zawałem. A potem „ Donos-Polmos i Bigos”, jak zauważył jeden z internautów. I przerwana tragicznie prezydentura Lecha Kaczyńskiego.
Czekaliśmy na prezydenta Dudę z wielką nadzieją. Podczas prezydenckich wyborów przebywałam na Lubelszczyźnie. Obwieszone plakatami z jego podobizną były nawet prywatne domostwa. Jestem świadkiem, że gdy podano pierwsze wiadomości o wynikach wyborów, wielu ludzi ze wzruszenia płakało. Przecież Michnik oznajmił, że Komorowski żeby przegrać, musiałby przejechać na pasach zakonnicę w ciąży.
Ileż musiało być w tych łzach nadziei! Zastanawiałam się, jak on te nadzieje udźwignie.
W pierwszym roku prezydentury Duda został wmanewrowany w bardzo poważny konflikt o Trybunał Konstytucyjny. To nie tylko konflikt prawny, przede wszystkim konflikt interesów. Opozycja zapowiada, że czeka go Trybunał Stanu. Duda pokazał, że w imię wyższych społecznych racji, jest gotów ponieść taką cenę. Nawet po to, żeby rodzice od drugiego dziecka wzwyż mogli otrzymać po 500 złotych dodatkowego dochodu. Najbiedniejszą grupą w Polsce nie są bowiem wcale emeryci, ale rodzice z rodzin wielodzietnych. I polska bieda miała dotąd twarz dziecka. Cyrk, jaki zrobiła opozycja wokół tego dodatku, w istocie ją skompromitował.
Podoba mi się akcent, jaki postawił prezydent Duda na politykę historyczną. Nie wiem, jak rozwiąże się problem z frankowiczami. Nie umiem przewidzieć, jaki da nam jeszcze wycisk Komisja Wenecka i jak skończy się grożenie palcem Komisji Europejskiej Cieszę się, że nie ma orła z czekolady i różowych chorągiewek zamiast biało-czerwonych na Święto 3 Maja, „żeby było fajniej’. Cieszę się, że mój prezydent nie ma „choroby goleni” podczas składania hołdu pomordowanym ofiarom totalitaryzmu, „choroby filipińskiej” i że nie ładuje się do bagażnika w stanie wskazującym na spożycie. Cieszę się, że nie wzmacnia lewej nogi i nie wyrywa kartek z teczki osobowej. To wciąż za mało, aby bić mu brawo.
Czekam na realizację obietnic wyborczych. O tym, że się sprawdził podczas świetnie przygotowanego Szczytu NATO, że dokłada starań, by lepiej funkcjonowała Grupa Wyszehradzka, że załatwił dla polskich przedsiębiorców dobre interesy z Chinami, że biuro Duda - Pomoc rozpatrzyło 18 tysięcy próśb o pomoc prawną – wiemy.
Czekamy na więcej. Czekamy, aby epitet „portret pamięciowy” Duda wypełnił wyrazistą osobowością.
Czas jest szczególny. To czas próby.