Zawsze byłam idealistką. Ale jak bez ideałów żyć? Konsumpcja tylko, egoizm i lęk przed wyściubianiem nosa w sprawy publiczne? Jakoś się w tym modelu nie mieszczę.
Ciepła woda w kranie, która się lała na nas przez osiem lat przyprawiała mnie o mdłości. Nie tylko mnie. Czekanie na zmianę było w całym społeczeństwie tak potężne, że zrodziło nadzieję, iż będą nami rządzić aniołowie, zafiksowani na dobro wspólne. Chorzy na Polskę prawą i sprawiedliwą, jaką mieli w haśle tak pojemnym, że można w nim było pomieścić wszystko.
Wielkie nadzieje są zgubne dla marzycieli, bo rzeczywistość skrzeczy. I choć wokół wszystko w coraz większym stopniu staje z nazwy „narodowe”, czyli publiczne właśnie, zapala się coraz więcej światełek, że aż chce się cytować „Wesele” Wyspiańskiego, że „panowie się narodowo bałamucą”. Narodowa jest Biblioteka, to zrozumiałe. Narodowy mamy teatr w Warszawie, Filmotekę Narodową, Narodowy Program Walki z Rakiem, Narodowy Program Rozwoju Kultury, Narodowy Instytut Książki (mimo że Polacy mało czytają). Jest już Narodowa Rada Mediów Publicznych, mamy mieć Narodową Telewizję. Lista do wyliczania jest tak długa, że trudno ją zapamiętać.
Ostatnio w zdumienie wprawiło wyznanie prezesa Pietrzaka, że również stadnina arabów w Janowie Podlaskim powinna być Narodowa. Ale tu już ludzie nie wytrzymali. Bo żeby to był chociaż konik polski, bo taka rasa koni istnieje. Ale Narodowy arab? Koniec świata! To jak zachęta dla uchodźców. Zaczęły się kpiny. Ktoś zaproponował nawet, żeby w narodowej stadninie rozpocząć hodowlę kuca żoliborskiego. Jakiś desperat zgłosił wniosek, żeby w takim razie już teraz wszystko było narodowe. Nawet kible. Bo przecież to już obłęd. Nadużywanie tego zaszczytnego określenia powoduje deprecjację jego znaczenia. Być może o to chodzi.
Najbardziej boli, gdy ci prawi i sprawiedliwi, z dobrem Narodu na ustach, kiedy jeszcze nie minął rok ich rządów i dokonań, zaczęli walczyć dla siebie o podwyżki. Tak, jakby im mało było tego, co dostają jako wybrańcy. Choć przecież bardzo zabiegali, by ich wybrać, wiedząc, na jakie idą pieniądze. Grupa inicjatywna posłów z PiS, próbowała wnieść do laski marszałkowskiej projekt podwyżek dla członków rządu, parlamentarzystów oraz pensji dla pierwszych dam, licząc od obecnej wstecz. Polacy zareagowali ostro. Fala krytyki rozlała się po mediach społecznościowych i PiS wycofał się z projektu.
Teraz okazuje się, że jednak podwyżki wprowadzane są nie ustawą, a rozporządzeniem, czyli tylnymi drzwiami. Asystentom, którzy obecnie zarabiają 3 tys. złotych, pensje zasadnicze mają skoczyć nawet do 6,5 tys. Sekretarzom dziś na pensjach (tych gołych, bez dodatków i trzynastek) z minimum 1,3- 1,9 tys wynagrodzenia mają wzrosnąć do do 2,5 tysiąca. Mało cieszy argumentacja, że podwyżki (na razie!!) dotyczą 20 osób. I informacja, w uzasadnieniu, że stawki dla tych stanowisk zostały ustalone w 1998 r. i od tego czasu nie były zmieniane. Ani to, że "wzrost wynagrodzeń nie spowoduje dodatkowych skutków finansowych dla budżetu państwa, bo będzie on sfinansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach limitu wydatków na wynagrodzenia”. Chodzi o fakt podwyżek przed upływem roku, przed terminem wstępnego rozliczenia za sprawowanie władzy.
Przecież to są podwyżki dla znajomych królika. Mysz się nie prześlizgnie na funkcję asystenta i sekretarki w URM, jeśli nie będzie to mysz PiS-owska. Nie ogłasza się konkursów dla młodych, chętnych i wykształconych tylko lokuje się na tych stanowiskach samych swoich. Jaka to jest dobra zmiana, pytam?
Najbardziej kuriozalna jest jednak wypowiedź rzecznika rządu Jacka Bochenka: "To nie są podwyżki, lecz aktualizacja przepisów, które od kilkunastu lat nie były zmieniane" Bochenek żartuje. Jeśli nie podwyżki, to co? Koń by się uśmiał. A koń jaki jest każdy widzi. No, koń jest oczywiście narodowy.
Bolesne to wieści dla Polaków. Emerytom z powodu deflacji rzucono ochłap w wysokości 2 - 4 złotych, choć podrożał prąd, a za chwilę pójdą w górę opłaty za ciepłą wodę i centralne ogrzewanie, bo ich cena jest pochodną kosztów energii elektrycznej. Nie zrealizowano dotąd orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego sprzed paru lat, który nakazał świadczenie dla opiekunów niepełnosprawnych dorosłych, zrównać ze świadczeniami opiekunów niepełnosprawnych dzieci. Mają dalej o ponad połowę mniej i mogą zdychać za 520 złotych. Ale co innego dobrani z własnego grona asystenci.
Za chwilę kolejna rocznica narodzin Solidarności. Znów będą kwiaty, przemówienia, rocznicowe Msze święte. Tyle tylko, że zapomniano już o co tej Solidarności chodziło. Zapomniano, że to znaczyło nie TKM, lecz „Jeden drugiego brzemiona noście?