Kadafi na powrozie?
/
„Zwycięstwo, zwycięstwo, zwycięstwo! Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony...”. Cóż lepiej nadaje się do uczczenia historycznej chwili, niż ta zapomniana już nieco „śpiewogra” Ernesta Brylla, napisana gwoli unieśmiertelnienia wiekopomnego zwycięstwa nad „faszyzmem”?
Ale teraz zwycięstwem nad faszyzmem nie wypada się zbyt ostentacyjnie chwalić, bo takie natrętne przypominanie mogłoby nie spodobać się Naszej Złotej Pani Anieli, która już tam potrafi każdemu dać do zrozumienia, co wolno, zwłaszcza wojewodzie, a czego lepiej się wystrzegać.
Na szczęście, za sprawą ministra Sikorskiego, właśnie awansowanego przez samego generała Petelickiego do rangi męża stanu, nasz nieszczęśliwy kraj odniósł historyczne zwycięstwo i to w dodatku – w słusznej sprawie. „Nasze dieło prawoje – my pobiedili” głosił napis na medalu za Wielką Wojnę Ojczyźnianą, umieszczony na odwrocie wizerunku Józefa Stalina.
A słuszna sprawa polega na tym, że Polska przyłożyła rękę do „kinetycznej operacji militarnej”, przedsięwziętej przez starszych i mądrzejszych przeciwko libijskiemu tyranowi, pułkownikowi Muammarowi Kadafiemu. Bo w słusznej sprawie dzieło zniszczenia jest tak samo święte jak dzieło tworzenia – a warto przypomnieć, że libijskie drogi, mosty i inne obiekty, zbudowane zostały z wydatnym udziałem Polski – jeszcze w czasach, gdy pułkownik Muammar Kadafi był najukochańszą duszeńką naszych Umiłowanych Przywódców, z premierem-generałem Wojciechem Jaruzelskim na czele.
Obecnie zaś, kiedy starsi i mądrzejsi postanowili libijskiego tyrana usunąć, trzeba było wiele z wybudowanych wcześniej obiektów zbombardować – co stało się już bez udziału Polski, której starsi i mądrzejsi podobnież wyznaczyli zadanie ponownego odbudowania obiektów zniszczonych podczas wprowadzania w Libii demokracji.
Miejmy nadzieję, że na wprowadzaniu demokracji w Libii Polska wyjdzie lepiej, niż na wprowadzaniu demokracji w Iraku, skąd nasze dzielne wojska wyszły – excusez le mot – z fiutem w garści. Najważniejsze jednak, że zwycięstwo w Libii pojawiło się jakby na społeczne zamówienie – u progu kampanii wyborczej.
Debaty między Umiłowanymi Przywódcami nie są w stanie rozproszyć niemrawości i nudy, toteż w czynie społecznym radzę kuć żelazo póki gorące, to znaczy - by premier Tusk urządził w Warszawie triumf, podczas którego minister Radosław Sikorski prowadziłby wypożyczonego pułkownika Muammara Kadafiego na powrozie za swoim rydwanem – a potem mógłby oddać go prezydentowi Obamie, żeby go sobie powiesił.
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: prawy.pl