Facebook, Twitter i Instagram sprzedają dane używane przez policję do inwigilacji protestów.
Wedle ustaleń marksistowskiego American Civil Liberties Union z Kalifornii portale społecznościowe sprzedają dane do Geofeedia. Jest to firma z Chicago. Obsługuje ponad 500 agencji związanych z bezpieczeństwem publicznym. Wedle szefa Geofeedia Phila Harrisa jego firma współpracuje również z grupami spoza służb mundurowych. Dostarczane przez nich informację mają przysłużyć się bezpieczeństwu oraz ochronie wolności obywatelskich. Firma opracowała oprogramowanie i przed nadużyciami władz wedle Harrisa obywateli chronią "jasne zasady i reguły" ich użycia: "Do tego zalicza się ochrona związana z wolnością wypowiedzi i zapewnieniu, że końcowy użytkownik nie szuka niewłaściwie tożsamości osób w oparciu o rasę, etniczność, religię, orientację seksualną, czy poglądy polityczne pośród innych czynników".
Profesor prawa z Uniwersytetu Santa Clara Eric Goldman ocenia: "Tutaj jest cała warstwa prywatnych kompanii sprzedających [dane] do służb porządkowych i cała warstwa kompanii jest ukrytą branżą. My w ogóle nie rozumiemy kto jest kim w tej branży. My nawet nie wiemy co oni mówią służbom porządkowym (...) Dla mnie, ta szczególna sytuacja jest mikrokosmosem większego problemu". Wedle ustaleń UCLA oprogramowanie szpiegujące media społecznościowe posiada 20 służb porządkowych. Wedle Jodi Seth odpowiedzialnej w Facebook za reguły komunikacji Geofeedia korzysta wyłącznie z danych jakie użytkownicy określili jako publiczne. Firma wedle redaktor Queenie Wong przestała je udostępniać Geofeedia.
Twitter zapewnia, że zabrania twórcom oprogramownaia śledzenia użytkowników. We wtorek również przestała udostępniać dane Geofeedia. Odpowiedzialny za Color Of Change (działania antyrasistowskie) Brandi Collins widzi rozwiązanie problemu w utworzeniu zasad blokujących takie umowy.
Redaktor Megan Rose Dickey podaje, że policja korzysta także z innych narzędzi. Wśród nich znalazły się takie usługi jak Media Sonar, czy X1 Social Discovery. W przypadku tego ostatniego wykorzystuje dane m. in. z YouTube, Tumbrl, Instagrama, Twittera, Facebooka, czy Gmail. Ich działanie polega na bieżącej analizie potoków informacji, czyli tego, co na bieżąco publikują użytkownicy na swych kontach. W oparciu o słowa, czy obrazy następuje m. in. fizyczne przypisywanie ich do miejsc.
Przykładowo X1 dla przechowywania danych z mediów społecznościowych zaleca dysk 1 terabajt, a 100GB uznaje za minimum. Te dane oznaczają tyle, co 233 filmy DVD, czy około 650 milionów stron tekstu do analizy. Program składa się z interfejsu graficznego z możliwością wyszukiwania z podziałem na typ medium społecznościowego, zawartość stron internetowych, plików, czy map. Tym samym pozwala na identyfikowanie ludzi korzystających z hashtagów, czy nawet kto posługiwał się danym określeniem. Ma on możliwość wyszukiwania w oparciu o położenie geograficzne z imieniem oraz statusem użytkownika Facebook, bądź Twitter. Dodatkowo wspiera możliwość przeszukiwania kont e-mail.
Geofeedia w materiałach udostępnionych przez ACLU wskazuje, że jej rozwiązania są skierowane do monitorowania i ochrony przed ryzykiem w trakcie protestów. Pozwala na identyfikacje związków, bądź grup aktywistów w szkołach, miejscach publicznych, czy sklepach wielkopowierzchniowych. Umożliwiają działania na bieżąco jak i po wydarzeniach. Pozwala na zebranie informacji np. przez odczytanie wszystkich tagów geograficznych z danego regionu, a także zapisywanie tych danych z portali. System automatycznie wysyła zawiadomienia przez e-mail. Po uzyskaniu kompletu danych wskazuje "potencjalne zagrożenia (Nazwy użytkowników)".
Na tym nie kończą się rozwiązania do policji. Wśród nich znalazł się np. program Beware firmy Intrado. W oparciu o media społecznościowe ocenia osoby zamieszkane pod danym adresem. Przydziela im automatycznie statusy: zielony, żółty i czerwony, co jak wskazał redaktor Brian Summer wykorzystała policja we Fresno.
Jacek Skrzypacz