W swoim „Dzienniku 1954” Leopold Tyrmand wspomina o incydencie, jaki zdarzył się w jednym z samolotów, który wystartował z lotniska na Okęciu. Kiedy już nabrał wysokości przelotowej, z kabiny pilotów wyszedł młody ZMP-owiec i odezwał się w tej słowa: Obywatele! Gratuluję wam! Ten samolot inżynierowie przeznaczyli do kasacji, ale nasza ZMP-owska ekipa w czynie społecznym go wyremontował i oto lecimy! Na pokładzie podniósł się nieopisany lament, kobiety zaczęły mdleć, a lecący tym samolotem partyjny dygnitarz wrzasnął: „Dość tych błazeństw! Natychmiast lądować!” Najwyraźniej współzawodnictwo socjalistyczne całkiem inaczej wygląda na bezpiecznym lądzie, niż kilka kilometrów nad nim.Przypomniał mi się ten incydent po przeczytaniu wiadomości o ekspiacyjnych uroczystościach na Jasnej Górze z z udziałem 100 tysięcy ludzi i JE arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. Pretekstem do niej były „grzechy narodu” - oczywiście polskiego - wśród których pojawiło się również „uwikłanie w komunizm”. Ano, nie da się ukryć, że naród polski został w komunizm „uwikłany” przede wszystkim za sprawą prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta i brytyjskiego premiera Winstona Churchilla, którzy w Teheranie oddali Polskę Józefowi Stalinowi tytułem wynagrodzenia za kontynuowanie wojny przeciwko III Rzeszy Adolfa Hitlera. W drugiej kolejności naród polski został „uwikłany” w komunizm za sprawą żydokomuny, to znaczy Żydów w bolszewickiej służbie, którzy zwalili się na Polskę wraz z Armią Czerwoną z zadaniem tresowania mniej wartościowego polskiego narodu do komunizmu. Tej tresurze przewodziła klasowa trójka wszechmogących Żydów w osobach nadzorującego bezpiekę Jakuba Bermana, dyktatora gospodarczego Polski Hilarego Minca i specjalizującego się w walce z „sabotażem” Romana Zambrowskiego. Po trzecie, naród polski został „uwikłany” w komunizm za sprawą polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, która wyodrębniła się z niego w czasie II wojny światowej i została przez bolszewików wykorzystana do skomunizowania Polski. Ciekawe, że w podobny sposób myślą o swoim „uwikłaniu w komunizm” Rosjanie. Wiele lat temu rozmawiałem na ten temat z mieszkającą w Budapeszcie Rosjanką pochodzącą z Suzdala, a więc – rdzennej Rosji. Podczas kolacji u mojej siostry, z którą owa Tatiana się przyjaźniła, zapytałem ją, czy to prawda, że Rosjanie w Rosji stawiali wkraczającym niemieckim wojskom bramy triumfalne. Potwierdziła, że to prawda i że zjawisko to miało charakter masowy, a nie wyjątkowy. Podobnie jak na Ukrainie – ale tam chodziło o coś zupełnie innego. Powiedziałem jej wtedy, ze my, Polacy, zostaliśmy wprawdzie uwikłani w komunizm, ale za sprawą Rosjan, którzy przynieśli go na swoich bagnetach, podczas gdy Rosjanie nie mają na swoje usprawiedliwienie niczego. Oburzona Tatiana zaczęła mnie wypytywać: a Lenin, to kto? Rosjanin, czy Żyd? A Stalin to kto? Rosjanin, czy Gruzin? A Dzierżyński to kto? Rosjanin, czy Polak? - i tak dalej. Kiedy już zakończyła tę wyliczankę, powiedziała: naród rosyjski najdłużej opierał się komunizmowi z bronią w ręku! Trudno było się z nią spierać, bo to prawda. Nawiasem mówiąc, za sprawą wrocławskiego wydawnictwa „Wektory” ukazała się książka, a właściwie wznowiona została książka Roberta Archibalda Wiltona „Ostatnie dni Romanowów”. Autor był w Rosji przed I wojną światową jako korespondent „New York Herald”. W czasie wojny służył w rosyjskiej armii, gdzie został odznaczony Krzyżem św. Jerzego. Po rewolucji przedostał się na Syberię, gdzie u boku wojsk adm. Kołczaka dotarł do Jekaterynburga i uczestniczył w badaniu okoliczności zamordowania przez bolszewików cara Mikołaja II i jego rodziny. Po upadku Kołczaka przedostał się do Paryża, gdzie pracował w gazecie „The Paris Times. Podaję te okoliczności by pokazać, że autor jest człowiekiem solidnym, który podawane przez siebie wiadomości sprawdza. Otóż w aneksie do swojej książki podaje on skład narodowościowy rozmaitych sowieckich instytucji, wyszczególniając przynależność narodową każdej osoby. I tak, w Radzie Komisarzy Ludowych, na ogólną liczbę 22 członków, było 19 Żydów, 1 Ormianin, 1 Gruzin (Dżugaszwili, czyli Stalin) i 1 Rosjanin (Anatol Łunaczarski). W Komisariacie Wojny, na ogólną liczbę 43 stanowisk było 35 Żydów, 7 Łotyszy, 1 Niemiec i ani jednego Rosjanina. W Komisariacie Spraw Wewnętrznych na ogólną liczbę 62 stanowisk Żydów było 43, 10 Łotyszy, 2 Niemców, 2 Polaków (Dzierżyński w moskiewskiej i Kozłowski w piotrogrodzkiej CzeKa), 3 Ormian i 2 Rosjan. W Komisariacie Spraw Zagranicznych na ogólną liczbę 16 stanowisk było 14 Żydów, 1 Łotysz i 1 Niemiec. W Komisariacie Finansów na ogólną liczbę 29 stanowisk było 24 Żydów, 2 Łotyszy, 2 Rosjan i 1 Polak. W Komisariacie Sprawiedliwości na ogólną liczbę 19 stanowisk było 18 Żydów, 1 Ormianin i ani jednego Rosjanina. I tak dalej i tak dalej. Z tych statystyk wynika, że wbrew bajkom opowiadanym przez pana prof. Pawła Śpiewaka z Żydowskiego Instytutu Historycznego, żydokomuna była i jest FAKTEM, a nie żadną fantasmagorią. Dlaczego Żydzi mają taką już nawet nie skłonność, ale prawdziwą zapamiętałość do krzewienia komunizmu wśród mniej wartościowych narodów – to sprawa osobna, chociaż i ją wypada nam sobie rozebrać z uwagą. Takie fakty wypada uwzględniać, kiedy organizuje się ekspiacyjne nabożeństwa z udziałem 100 tysięcy ufnych ludzi, nieświadomych celu tego przedsięwzięcia – ale najpierw trzeba takie fakty znać. Dlatego rację miał Guy Sorman, nawiasem mówiąc – Żyd z polskimi korzeniami, kiedy po rozmowie z pewnym polskim biskupem powiedział mi, że „nigdy nie należy lekceważyć potęgi ignorancji”.Oczywiście podejrzewanie JE abpa Stanisława Gądeckiego o ignorancję zwłaszcza w takiej sprawie, byłoby niegrzeczne, jako, że jest on jednym, a może nawet najważniejszym promotorem obchodzenia „Dnia Judaizmu” w polskim Kościele. O co w tych całych „dniach judaizmu” chodzi – trudno zgadnąć; tymczasem na podstawie dotychczasowego ich przebiegu i wydźwięku można nabrać podejrzeń, że oprócz promowania żydowskiego przemysłu rozrywkowego, te „dni” mają swój specyficzny udział w uprawianej wobec narodu polskiego tak zwanej „pedagogiki wstydu”, której celem jest doprowadzenie go do stanu bezbronności wobec żydowskich roszczeń majątkowych i innych. Ekspiacyjna uroczystość na Jasnej Górze, niezależnie od intencji jej młodocianych promotorów, znakomicie się w „pedagogikę wstydu” wpisuje, skoro „naród polski” czuje się w obowiązku przepraszania za „uwikłanie w komunizm”. Warto bowiem zwrócić uwagę, że na jednej uroczystości ekspiacyjnej w wykonaniu całego „narodu” może się nie skończyć, że osobnych ekspiacji będzie dokonywało każde środowisko społeczne, a może nawet zawodowe. Problem jednak w tym, że nie każde. Jestem pewien, że na przykład ubowcy, ani funkcjonariusze Informacji Wojskowej, czy WSI, nie pójdą z pielgrzymką na Jasną Górę, by tam błagać Matkę Najświętszą o wstawiennictwo u Pana Jezusa, by ten przebaczył im wszystkie czynności dokonywane w ramach „uwikływania” narodu polskiego w komunizm. Podobnie nie pójdą w pielgrzymce członkowie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ani tak zwanych „stronnictw sojuszniczych”. Jestem pewien, że nie będzie też żadnej pielgrzymki Żydów z Jerzym Urbanem i Adamem Michnikiem na czele, podobnie, jak nie spodziewam się pielgrzymki przewielebnych Ojców Konfidencjałów, którzy nie dość, że sami się w komunizm pouwikływali, to jeszcze – kto wie, czy - realizując pragnienie ukrycia swego „uwikłania” - nie zachowują się na podobieństwo Pani co to zabiła Pana: „Ach pójdę aż do piekła, byleby moją zbrodnię wieczysta noc powlekła!”? W rezultacie okaże się – a świat będzie miał niezaprzeczalny dowód z tej publicznej konfesaty – że naród polski z wrodzonej lekkomyślności sam się w ten nieszczęsny komunizm „uwikłał”. To zaś stanowi znakomite uzasadnienie dla wniosku, że Polaków nie wolno zostawić samopas, bo w przeciwnym razie znowu „uwikłają się” w jakieś okropności. Że dla dobra ich samych, a także dla dobra Europy i świata, trzeba roztoczyć nad nimi kuratelę starszych i mądrzejszych, którzy pewną i mocną ręką poprowadzą ich ku świetlanej przyszłości. Taką samą opinię spreparowali w XVIII wieku francuscy filozofowie na obstalunek monarchów państw zaborczych, którzy musieli zaprezentować opinii europejskiej jakiś pozór moralnego uzasadnienia rozbiorów – no a teraz – Jego Ekscelencja. Czy aby nie za wiele tych błazeństw?Stanisław Michalkiewicz