Amerykanie i Thanksgiving…
W tym 2016 roku Amerykanie zasiądą przy rodzinnych stołach, aby nie tylko odnowić i umocnić rodzinne więzy, ale również aby podziękować Bogu za wszelkie otrzymane i doświadczone dobro i dobra. Dla konserwatystów i Republikanów będzie to okazja do podziękowania Opatrzności za szczęśliwe i pomyślne zakończenie prezydenckich i parlamentarnych wyborów. Podziękowanie za daną (zdawałoby się beznadziejną) szansę powstrzymania progresywnego, socjalistycznego walca niszczącego ich kulturę, tradycję i samą nadzieję. Tym razem zdesperowani konserwatyści otrzymali możliwość udowodnienia, że potrafią zatrzymać niekorzystne zmiany wprowadzane od więcej niż 8 lat rządów Baracka Husseina Obamy.
Za cóż będą dziękować Opatrzności Demokraci? Pewnie za zdrowie i ograniczone rozmiary wyborczej klęski i za nadzieję, że polityka nowego prezydenta D.J. Trumpa ugrzęźnie wśród kompleksowych przeciwności i stworzy przez to nowe otwarcie w wyborach za 2 i 4 lata.
A wszyscy razem i osobno będą pochłaniać pyszności przygotowane przez gospodarzy i jak ognia unikać ostrych politycznych polemik w towarzystwie swoich bliskich, ale zarazem politycznych adwersarzy.
Święto Dziękczynienia to najbardziej amerykańskie ze wszystkich obchodzonych świąt. Przede wszystkim to święto kultywujące więzi rodzinne jest okazją do ogniskowania bliskości i wspólnej refleksji nad minionym rokiem i podziękowania Bogu za otrzymane dary i nadzieję oraz siłę do sprostania nadchodzącym nowym zmaganiom.
Przy naprawdę suto zastawionych stołach niejako w cieniu pieczonego indyka, zasiadają klany rodzinne, aby z każdą przełkniętą porcją niesamowitych pyszności, przeżywać satysfakcję z podjętych wysiłków i rozpływać się w ciepłej refleksji nad minionym czasem wśród bliskich i najbliższych osób, przy kieliszku wina na tle ogni domowego kominka. Spożycie wspólnego posiłku poprzedzone jest modlitwą dziękczynną skierowaną do Boga.
To trochę takie polskie Boże Narodzenie, bez prezentów, mniej religijne z dodatkiem, ale nie smutnym Święta Zmarłych, z podkreśleniem wagi rodzinnych więzi, trącące nieco ideą dożynków z refleksją po kolejnym roku pracy.
Amerykanie jak ptaki o tej porze roku wracają do swoich rodzinnych gniazd, jadąc samochodami, pociągami i lecąc samolotami, do swoich mam, ojców, dziadków, pradziadków, aby zaprezentować swoje narzeczone, mężów, dzieci i wnuki i wygrzać swoją duszę w bezpiecznym cieple troskliwego spojrzenia nestorów rodu.
Ten powrotny lot do rodzinnego domu w kraju rozpostartym od oceanu Atlantyckiego do Pacyfiku ma też miejscowy unikalny smaczek powrotów po dłuższym okresie nieobecności, w celu zrozumienia tradycyjnej mądrości czasu i postrzegania zmian, jakie on ze sobą niesie, bo czas to nic innego jak dystans między narodzinami i śmiercią każdego z nas.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamiera życie zawodowe, pustoszeją szkoły, drogi i człowiek z wyroku kalendarza tradycji, dosiada jak zahipnozowany jakiegoś środka lokomocji, zostawia wszystko, czym żyje, na co dzień i poddając się pierwotnym instynktom, przestaje opierać się bajkowemu światu marzeń, niby dawno minionych, ale zaczarowanych na zawsze w naszych dziecięcych tęsknotach i cudownych jaskiniach wspomnień.
Oto właśnie Thanksgiving, coroczna chwila czarodziejskiego troskliwego odwiertu, zabieganych dążeniem do sukcesu ludzi, w celu poszukiwania prawdziwej bliskości i sensu ciągłości ludzkiego życia opartego na modelu więzi amerykańskiej rodziny.
Oczywiście to tylko powszechny model, o który uderzają współczesne wichry i huragany nowoczesności niszczące i demolujące tę ważną i unikalną tkankę tradycji amerykańskiej. Powszechne i bezwzględne dążenie do sukcesu, nerwowa potrzeba natychmiastowego zaspokajania i gratyfikacji, rozpowszechniony egoizm, dbałość o jedynie słuszny swój punkt widzenia i interes. Wszystko to zaprzeczające koncepcji koniecznego w małżeństwie kompromisu, sztuce pielęgnowania różnorodności partnera w pełnej tolerancji konfederacyjnej koncepcji związku z uznaniem prymatu i potrzeby jego trwania.
Coraz więcej wnucząt i prawnucząt rodzi się niezamężnym kobietom i one to unikają przy rodzinnych stołach bezsilnych, troskliwych i niepewnych spojrzeń rodziców, dziadków i pradziadków. Rozpad modelu tradycyjnej rodziny powszechny jest tak w kategorii ludzi klasy średniej jak i wśród ubogich żyjących na opiekuńczej siatce rządowej pomocy.
Niewidzialna ręka biurokracji państwowej zwiększającej swój udział w przestrzeni ekonomicznej kraju starając się zastąpić kobiecie tradycyjnego partnera pomaga, jednocześnie eliminuje potrzebę dotychczasowego modelu rodziny i sprzyja jego wykolejeniu. Człowiek traci poczucie potrzeby odpowiedzialności za drugiego człowieka i niezdolny do kompromisu, dba już tylko o siebie samego.
Pozytywne aspekty tradycji Święta Dziękczynienia są chłostane nowymi sposobami przez zwiadowców pieniądza i produktu szerzących nowe tradycje, nową wyobraźnię, pragnienia, wartości i nową moralność. Część ludzi po spożyciu wspólnego posiłku nie dopełnia już wieczoru w gronie rodzinnym.
To, co kilka lat temu było jeszcze nie do pomyślenia staje się rzeczywistością. O godz. 8 wieczorem swoje podwoje otwierają sieci wielu sklepów z kuszącym wrzaskiem reklam pełnych sporych obniżek na artykuły. W ubiegłym roku sezon polowań na te szalone przeceny zaczynał się o północy w dziękczynny czwartek. W sumie nazwano to Czarnym Piątkiem a to, dlatego, że biznesy w handlu detalicznym umownie zaczynają dopiero zarabiać, wydobywające się spod dorocznej czerwonej kreski strat. Żeby było ciekawiej dla mniej mobilnych a bardziej zaprzyjaźnionych ze światem komputerów, już w nocy ze środy na czwartek internetowy świat rzuca swoje perły przed… chętnych oferując zniżki na wiele artykułów.
Przed większymi sklepami rozgrywały się dantejskie sceny. Ludzie na kilka godzin przed ich otwarciem stoją (czasem śpią) w kolejce, (czyli rezygnują z Thanksgiving!), niektórzy rozbijają namioty... Dochodzi do bójek, wpychania się do kolejek, nawet użycia broni. Ktoś zażartował, że w Ameryce byłby ekonomiczny boom, jeśli ci sami ludzie włożyli by podobną energię i poświęcenie w szukanie pracy...
W godzinie otwarcia zebrany lud, jak bydło pędzone biczem pożądania, przejawia zachowanie właściwe samobójczym religijnym sektom, rzucając się w ślepym pędzie (jak po zbawienie, czy w lepszej sprawie...), tratując swoich mniej mobilnych współ nieszczęśników. Oto smutna próbka nowych zachowań i wartości zaszczepianych przez niewidzialną rękę, kształtującą nowe społeczeństwo potrzebne do realizacji dalekosiężnych planów nowych panów inżynierów zachowań rodzaju ludzkiego. Patrząc na te obrazy jakby z III świata, można pomyśleć, Ameryki już nie ma…
Przyjmuje się, że pierwszy Thanksgiving miał miejsce w Plymouth, wśród holenderskich imigrantów w stanie Massachusetts w 1621. Jego uczestnikami byli przybyli z Anglii na statku „Mayflower” pielgrzymi, którzy oddali się razem z okolicznymi Indianami 3 dniowej biesiadzie, na której główną atrakcją były dzikie indyki. Podobno w tej słynnej biesiadzie wzięło udział 53 pielgrzymów i 90 amerykańskich Indian. Taki właśnie obraz tamtych dni przekazują szkolne podręczniki, pielgrzymi przeżyli swoją pierwszą srogą zimę z pomocą miejscowego indiańskiego plemienia Wampanoag, który następnie brał udział w biesiadzie.
Dokładniej mówiąc ze 102 pasażerów słynnego „Mayflower”, 40 było angielskimi purytanami, uchodźcami religijnymi z Holandii. Oni to kierując się Słowem Bożym z Biblii i naśladując starożytnych Izraelitów, stworzyli swego rodzaju kibbutz-komunę, polegająca na wspólnej własności i wspólnej pracy. Można, więc śmiało powiedzieć, że Ameryka już miała swoje spotkanie z socjalizmem/komunizmem dawno zanim ktokolwiek słyszał o Karolu Marksie. Co prawda był to komunizm na podłożu religijnym, ale przyniósł tamtej społeczności równie opłakane skutki, co nasze współczesne nieudane adaptacje na podłożu ateistycznym.
Gubernator Bradford obserwując powolny upadek motywacji do pracy wśród swoich podopiecznych i wprost zagrożenie śmiercią głodowa, wprowadził własność prywatną i tzw. wolny rynek (wymiana dóbr i pracy) i z satysfakcją odnotował w swoim dzienniku gwałtowne „ożywienie gospodarcze” wśród swojej społeczności. Nastąpiła nie tylko współpraca, ale i wymiana handlowa z Indianami dla obopólnej korzyści.
http://www.rushlimbaugh.com/daily/2012/11/21/the_real_story_of_thanksgiving
W 1863 r. prezydent A. Lincoln wydał proklamację wprowadzającą oficjalnie święto Thanksgiving i ustanawiającą go na ostatni czwartek listopada. Ze względów biznesowych prezydent FDR w 1941 r. przesunął je na 4-ty czwartek listopada, oficjalnie wpisując je, jako święto do prawa federalnego.
Od lat 40 – tych XX wieku, prezydent USA oficjalnie ułaskawia dwa indyki, aby godnie dożyły swoich dni. Dziś w związku z zamieszaniem i kryzysem ustawy o ubezpieczeniach zdrowotnych ObamaCare ktoś powiedział, że zamiast ułaskawienia dwóch indyków, Prezydent powinien lepiej dać pardon dwóm Amerykanom wyłączając ich z ObamaCare… Ktoś inny parafrazując Obamę powiedział, że w negocjacjach z Indianami biali osadnicy obiecali im, że jeżeli lubią swoją amerykańską ziemię to mogą ją sobie zatrzymać…
Dziś szybujemy w politycznej przestrzeni konserwatywnych przestworzy i pojęć. Zwycięski Donald J. Trump niesie ze sobą populizm i sztandar zdrowego rozsądku i umiłowania amerykańskiej tradycji. W jakimś sensie jego program to na dzień dzisiejszy tabula rasa, czyli dla każdego chcącego coś miłego.
W kilku miastach kraju tradycyjnie mają miejsce słynne parady (NYC, Detroit), mają również miejsce ważne rozgrywki sportowe. W sąsiedniej Kanadzie, święto Dziękczynienia ma miejsce w 2 – gi poniedziałek października.
Inny punkt widzenia na świętowanie Thanksgiving reprezentuje znany ze swoich lewackich poglądów, profesor wydziału dziennikarstwa z Austin (University of Texas), Robert Jensen. Jensen publikuje na witrynie związanej z globalistą i finansowym spekulantem, socjalistą, węgierskim Żydem z USA, Georgem Sorosem, który w Polsce sponsoruje Instytut Stefana Batorego i Otwarte Społeczeństwo. Prof. Jensen pisze też w Texas Triangle, w Austin, w tygodniku dla gejów i lesbijek.
Autor porównuje białych osadników z Anglii i innych krajów europejskich, do niemieckich nazistów, mówiąc o ludobójstwie Indian, (którzy skolonizowali Amerykę ok. 10 tys. lat wcześniej).
http://www.alternet.org/culture/no-thanks-thanksgiving
Jensen przypomina, że od 1970 r. istnieje inna tradycja, alternatywna do Thanksgiving, nazwana Dniem Żałoby i obchodzona w proteście do mitologizowania amerykańskiego eksperymentu i upamiętnienia ludobójstwa Indian.
Ameryce zagraża jeszcze inny ruch, który nabiera rozgłosu właśnie w okresie Thanksgiving. W lokalnych mediach w Kalifornii, w Massachusetts i w innych częściach Ameryki krążą informacje o niebezpiecznych bojówkach, dobrze uzbrojonych w ostrą broń i decybele, dzikich indyków. Coraz więcej spokojnych obywateli Ameryki, dostaje się w łapy tych rozpasanych, mnożących się jak grzyby po deszczu gangów.
http://boston.cbslocal.com/2012/11/21/turkey-complaints-on-the-rise-in-brookline/
Tymczasem nie wiadomo, kto ich finansuje i jakie mają żądania i programy. Podobnie jak inne grupy terrorystyczne napadają znienacka siejąc popłoch i wyrządzając szkody. Nie wiadomo czy zgodzą się usiąść do rozmów przy stole, a jeśli tak to, w jakiej roli? Z pewnością dają się we znaki Amerykanom, którzy przed wiekami wydziedziczyli ich z praw do swobodnego używania należnych im zasobów naturalnych. Wydaje się jednak, że te napady można zmniejszyć w naprawdę jakiś ludzki sposób... Wielu ludzi wyraziło już swoje zainteresowanie taką perspektywą szczególnie w okresie Thanksgiving…
Jacek K. Matysiak
Kalifornia, 2016/11/24Źródło: prawy.pl