Łotysze byli PRZECIW. Władza wprowadziła EURO siłą
Wbrew zdecydowanej większości mieszkańców Łotwy od dzisiaj ich narodowa waluta łat została zastąpiona „dobrodziejstwem” euro. Łotysze po „przegnaniu” rubla dwie dekady temu, nie nacieszyli się za długo swoim pieniądzem.
Ostatnie badania na Łotwie wykazały, że wejście do strefy euro popiera tylko 25 proc. populacji, a ponad 65 proc. ma odmienne zdanie. Ale to rządzących od lewa do prawa w tym małym, nadbałtyckim krajem nie interesuje. Reprezentują zamkniętą i szkodliwą z punktu widzenia interesów obywateli i kraju kastę, które by się utrzymać i czerpać garściami z fruktów władzy, wykonuje posłusznie polecenia quasi gangsterów z Brukseli.
A ludowi komisarze UE, po doświadczeniach z referendum walutowego w Szwecji i Danii, gdzie oba społeczeństwa odrzuciły euro, doszli do wniosku, że dalsze poszerzenie strefy w oparciu o mechanizmy demokratyczny jest niebezpieczne. Ludzie nie chcą wzrostu cen za usługi i produkty, a co za tym idzie kosztów utrzymania. Nie chcą stagnacji, biurokracji i wzrostu bezrobocia.
Ale wspólna Europa, ustami jej dygnitarzy, opinie narodów Starego Kontynentu ma gdzieś. Tak stało się w ostatnim czasie ze Słowacją i Słowenią – dwoma krajami postkomunistycznymi. Ostatnim krajem, który przyjął euro była Estonia, a teraz drugie po niej państwo ze strefy postsowieckiej – Łotwa. Znów, jak w przypadku euronowicjuszy, syci i zadowoleni eurofile zapewniali obawiających się tsunami po wejściu do euro Łotyszy, że na straży praw konsumenckich będzie stała wyposażona w prerogatywy instytucja.
A jej funkcjonariusze będą skrupulatnie przyglądać się zamianie cen, dbając, by nie zostały one zaokrąglone, jak w innych krajach, w górę. Ale znając realia – skończy się jak zwykle kopniakiem po kieszeniach przeciętnego obywatela. A rząd łotewski, podobnie jak eurourzędasy – korzystając z porad medialnej gęby stanu wojennego – Jerzego Urbana - sam się wyżywi.
Dziś Ryga, a jutro niestety Warszawa. Musimy mieć, bowiem świadomość, że nasza „mafia” i „sekta”, czyli w tłumaczeniu ze słów Rafała Ziemkiewicza PO i PiS nie różnią się, co do konieczności wejścia do strefy euro. Tusk mówi szybko, a Kaczyński wolniej. A Polacy? Podobnie jak Łotysze mówią „nie”.
Antoni Krawczykiewicz
© Wszystkie prawa do tekstu zastrzeżone. Jeśli koniecznie chcesz go skopiować do swojego serwisu skontaktuj się z redakcją.
Źródło: prawy.pl