Na Ukrainie o krok od przegranej

0
0
0
/

W amoku poparcia dla „wolnościowego zrywu” czyli zrewoltowanego tłumu na Majdanie większość polskich komentatorów nawet nie zauważyła, że jeśli naszym celem było utrzymanie Ukrainy jak najdalej od Moskwy to już jesteśmy o krok od przegranej. Bynajmniej nie jest to jednak wina władz Ukrainy. W dodatku ofiarą naszych kibiców rewolucji może być miejscowa mniejszość polska.

 

Sytuacji w centrum Kijowa nikt już nie kontroluje co najmniej od niedzieli, gdy część stojących na Majdanie zdecydowała się ruszyć na budynki rządowe zderzając się z milicyjnym kordonem na ulicy Hruszewskiego. Obie strony nie przebierają w środkach. Demonstranci obrzucają kordony mundurowych zawczasu wydłubaną kostką brukową, kijami, atakują ich gaśnicami, fajerwerkami, obrzucają koktajlami Mołotowa. Bez problemów można dotrzeć do dramatycznych nagrań i zdjęć z funkcjonariuszami gaszącymi kolegów, którzy zajęli się od ognistych pocisków. Na Majdanie skonstruowano nawet katapultę, z której użycia wszakże szybko zrezygnowano, była tak niecelna że raziła też swoich a jedno ze zdjęć wyraźnie ilustruje jak jeden z demonstrantów celuje w milicjantów czymś co jednoznacznie wygląda na pistolet.


Milicja nie pozostaje dłużna. Pałki poszły w ruch. A potem granaty hukowe, gaz łzawiący, i broń gładkolufowa z której funkcjonariusze wystrzeliwują gumowe pociski. Potwierdzono już na pewno dwie ofiary śmiertelne wśród demonstrantów, mówi się o dwóch następnych. Demonstranci podpalili kilka milicyjnych autobusów a wczoraj wieczorem całą barykadę z opon. W okolicach pola bitwy tłuczone są sklepowe witryny i niszczone samochody obywateli. Obie strony oskarżają o to chuliganów z szeregów przeciwników. W rzeczywistości w całym mieście krążą grupy harcowników polujące na siebie nawzajem. Antymajdanowi chuligani zwani popularnie „tituszkami” atakują opozycyjnych działaczy. Z kolei specjalne wydzielone grupy „samoobrony Majdanu” wyłapując tych, których uznają za bojowników drugiej strony. Bez trudu można znaleźć nagranie jak opozycyjni bojówkarze rozwiercają zamek w drzwiach a potem wywalają je z futryną aby dostać się do lokalu zajętego przez domniemane „tituszki”.


Porażka polityków opozycji


W Kijowie zatem kompletny chaos. Liderzy opozycyjni nie mają kontroli nad tłumem. Arsenij Jaceniuk i Ołeh Tiahnybok właściwie ulotnili się z oka cyklonu. Interweniować w niedzielą na ulicy Hruszewskiego próbował jedynie Witalij Kliczko za co przez jednego z demonstrantów został bezceremonialnie potraktowany wyziewami z gaśnicy.


Nie trudno zauważyć, że w obliczu przemocy o tej skali także funkcjonariuszom puszczają nerwy. Na nagraniach widać okresami chaos w ich poczynaniach, a także to że niektórym z nich zdarza się używać nieregulaminowych środków także poprzez odrzucanie brukowych kamieni czy butelek z benzyną. Dzisiejszy dzień jest spokojniejszy. Opony na ulicy Hruszewskiego dogasają choć jak podają media zebrani na Majdanie ogałacają kolejne powierzchnie z kostki brukowej i rozlewają benzynę do butelek. Mogą zostać użyte już po godzinie 19 czasu polskiego kiedy to zakończy się zawieszenie broni wynegocjowane przez Kliczkę przed południem. „Samoobrona Majdanu” ćwiczy walkę w zwartych formacjach z kijami i tarczami a Dawid Wildstein w dzisiejszej „Gazecie Polskiej Codziennie” już emocjonuje się, że „majdan gotuje się do wojny”.


W razie odnowienia się konfliktu dalsze ofiary śmiertelne są nieuniknione, bo demonstranci ponowią szturm na budynek rządu a władza w końcu ucieknie się do pacyfikacji na pełną skalę, trudno sobie bowiem wyobrazić aby mogła tolerować nadal tę sytuację bez groźby całkowitego upadku jej autorytetu wśród oligarchów i grup społecznych ją popierających.


Obecny stan jest przede wszystkim winą liderów opozycyjnych. Nie potrafili zdobyć zaufania zgromadzonych na Majdanie ludzi, nie potrafili zaproponować im żadnego konstruktywnego scenariusza, ich partyjny i osobisty partykularyzm przekreślił szanse zejścia ludzi z placu między obywateli całej Ukrainy w ramach  jakiegoś zjednoczonego ruchu społecznego. Gdy w niedzielę na Majdanie doszło do otwartej dyskusji o przywództwie nad ruchem protestacyjnym a ludzie zaczęli skandować „dajcie nam lidera”, „dajcie nam program” nieskorzy do zajęcia drugiego miejsca i niezdolni do zajęcia pierwszego politycy opozycyjni potrafili z siebie wydać tylko wypowiedzianą ustami Arsenija Jaceniuk deklarację, iż  „przywódcą jest naród ukraiński”. A tłum wziął sobie do serca te słowa i uświadamiając sobie polityczny bezsens dalszego stania na placu, pobudzany przez radykałów i nacjonalistów z Pravego Sektora ruszył żebyś w końcu „coś zrobić”.


Nota bene nietrudno zauważyć znaczącą rolę tych ostatnich w kijowskich zamieszkach. Dość wspomnieć, że czerwono-czarnych banderowskich flag jest już na Majdanie co najmniej tyle samo co flag państwowych. Jeden z fotografów wytropił także w tłumie neonazistowski symbol w postaci liczby 88.


Opozycyjni politycy nie są nawet w stanie sformułować spójnego przekazu. Kliczko najpierw groził „jeżeli prezydent nie spełni naszych żądań to przeprowadzimy je siłą” by potem wycofywać się z tych słów i opowiadać jak „używa swojego osobistego autorytetu aby zapobiec przemocy”. Do ataku na rząd dosłownie wzywał z kolei Jaceniuk, tyle że gdy to mówił nie było go nawet na Majdanie, choć jeszcze 19 stycznia ogłosił tam plan dalszych działań: powołanie Rady Ludowej (alternatywnego parlamentu) oraz Zgromadzenia Konstytucyjnego, a w dalszej kolejności Rządu Ludowego. Jednocześnie momentami krytykuje „ekstremistów”. Jedno pewne – jeden i drugi nie mają już na protestujących wielkiego wpływu. Premier Azarow odpowiada zaś że działania protestujących na Majdanie to „próba zamach stanu” co też nie znamionuje kompromisowego nastawienia.


Groźba dezintegracji


Z pewnością gwałtowne zamieszki pogłębią podziały w ukraińskim społeczeństwie. O ile prawie dwa miesiące temu u zarania protestów grupy manifestantów pojawiały się także w miastach wschodniej Ukrainy o tyle obecnie pozostaje ona całkowicie obojętna wobec działań demonstrantów w Kijowie i próżno szukać tam wyrazów solidarności czy chociażby sympatii wobec działań opozycji. Oczywiście zgoła odwrotnie jest na zachodzie kraju. We Lwowie około południa tłum wtargnął do siedziby władz obwodowych i zmusił jej szefa do złożenia pisemnej dymisji. Około dwóch godzin tłum w Równem również zajął gmach administracji obwodu gdzie tłum spalił flagę rządzącej Partii Regionów oraz podniósł czerwono-czarny sztandar OUN-UPA. Ataki na organa władzy centralnej nastąpiły także w Iwano-Frankiwsku i Żytomierzu. Jeśli eskalacja będzie rozlewać się ze stolicy na cały kraj może to uruchomić niebezpieczne procesy dezintegracji państwa.


Wbrew temu co twierdzą polscy komentatorzy doradzający ukraińskiej opozycji eskalowanie ulicznego konfliktu przebieg walk sugeruje, że władza nie musi się bać o to, że milicjantom czy żołnierzom zadrży ręka. Wydaje się, że rządzący popełnili błąd gdy nie przeprowadzili konsekwentnej operacji wypychania demonstrantów z Majdanu mało inwazyjnymi metodami jakie milicja mogła stosować jeszcze w grudniu – wówczas milicyjny kordon po prostu powolnie przepychał tłum tarczami. Obecnie radykalizacja tłumu i napięcie wśród funkcjonariuszy nie pozwala sobie wyobrazić interwencji, która nie przybrałaby postaci erupcji groźnej dla zdrowia i życia przemocy.


Oczywiście władza pozostawiła protestujących na Majdanie pozwalając aby bulion przez kilka tygodni wrzał w kotle wskutek presji Zachodu, w tym Polski, z którymi jak wyraźnie widać Janukowycz i jego obóz nie chce zrywać kontaktów. Falsyfikuje to zresztą twierdzenia większości naszych komentatorów o jego jednoznacznej prorosyjskości. Tymczasem dziś rzeczniczka amerykańskiego sekretariatu stanu groziła na konferencji w Waszyngtonie sankcjami wobec ukraińskich polityków z obozu władzy. Na pytanie dziennikarza o opozycjonistów też przecież używających przemocy nabrała wody w usta.


Z prezydentem Janukowyczem rozmawiał dziś telefonicznie przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. Ofiarował pomoc mediacyjną ale też sugerował możliwość sankcji. Oczywiście chcąc zademonstrować pewną dozę podmiotowości wobec zachodu ukraińskie władze uderzyły w najsłabszego a jednocześnie - poprzez niektórych swoich polityków i media - najbardziej gorliwego poplecznika opozycji czyli Polskę.

 

Jak poinformował portal niezależna.pl ukraiński rząd właśnie podpisał nowelizacją Kodeksu Podatkowego na mocy którego zostaną opodatkowane datki przekazywane na organizacje polskiej mniejszości narodowej na Ukrainie.

 

Tym właśnie sposobem podjudzanie demonstrantów i wzywanie ich do „insurekcji” ze strony niektórych polskich polityków i mediów (przede wszystkim tych związanych z PiS) zemści się na naszych rodakach za Bugiem. Dodajmy, że jak do tej pory obóz rządzący, w przeciwieństwie do nacjonalistycznej części opozycji, nie przejawiał wrogości wobec nich. Można więc stwierdzić, że na Ukrainie już przegraliśmy.


Polskie błędy


Jesteśmy o krok od przegranej także w innych kwestiach. Niektórzy nasi politycy i działacze społeczni z wdziękiem słonia wkraczający dziś w wewnątrz-ukraiński spór i to w dodatku nie tyle w roli adwokata co poganiacza jednej ze stron twierdzą, że robią to by uchronić Ukrainę przed jej osunięciem się w zależność od Rosji.

 

Oczywiście ukazywanie Janukowicza i jego obozu politycznego jako prorosyjskiego jest kompletnie nieuprawnione w kontekście jego kilkuletniej podmiotowej polityki o czym pisałem już dla portalu prawy.pl [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/4386-z-dziejow-polskiej-glupoty-politycznej ] jak i w sumie wstrzemięźliwej postawy wobec zamieszek w Kijowie. Jednak przyparty do muru z pewnością wyda rozkaz zdecydowanej interwencji. Biorąc pod uwagę obecną narrację jaką posługują się politycy zachodni może to oznaczać sankcje UE i USA a tym samym wepchnięcie ukraińskiego prezydenta w ramiona Moskwy. Zresztą nie chodzi tylko o niego i innych polityków władzy.


Pod wrażeniem wyczynów części kijowskich demonstrantów eksploatujących w dodatku formy i przekaz ideologiczny zdecydowanie odrzucany na południu i wschodzie i jednocześnie identyfikujących się jako „prozachodni”, Moskwa może wydać się atrakcyjną perspektywą i protektorem dla rosyjskojęzycznych mieszkańców Donbasu, Krymu czy Odessy. Trudno sobie wyobrazić dogodniejsze uwarunkowania dla polityki rosyjskiej w tym kraju. Takie są realne skutki tych którzy swoje awanturnictwo uzasadniają „obroną Ukrainy przed Rosją”.


Destabilizacja i postępująca za nią dekompozycja kraju i społeczeństwa ukraińskiego to najgorsze co może się stać. Polityka polska powinna raczej działać na rzecz tonowania nastawienia obu stron i przywodzenia ich do kompromisu nie zaś sekundowania jednej z nich w ramach logiki wojny dobra ze złem.


Niestety kompromis jest już mało prawdopodobny. Obie strony zachowują się jakby nie miały już nic do stracenia. Jak na razie prezydent Janukowycz zaproponował zwołanie nadzwyczajnej sesji Rady Najwyższej, na której być może stanie sprawa przedterminowych wyborów parlamentarnych. Na razie jednak trudno sobie wyobrazić sobie jakąkolwiek konstruktywną dyskusję między obiema stronami konfliktu.
                                    

Karol Kaźmierczak


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną