Wiejski Hamlet i kapliczki pana Bartłomieja
Tymczasem w ich cieniu, na uboczu metropolii, skromnie, często w spartańskich warunkach, bez bicia w bębny, wciągania na listę telewizyjnych „ciekawych” tematów, toczy się zwyczajne, codzienne życie kulturalne Polaków. Niewiele obchodzące plejadę działaczy centralnych i mających zawsze wiele do powiedzenia o „prawdziwej” kulturze zadufanych celebrytów, rozsiadłych wygodnie na jej niwie.
Dziesiątki, ba! setki imprez w rozmaitych miasteczkach, gminach, wsiach całego kraju. Dla dzieci, młodzieży, dorosłych. Konkursy, występy miejscowych zespołów muzycznych albo amatorskich grup teatralnych, spotkania z tubylczymi twórcami, zawody sportowe choćby o puchar sołtysa, kiermasze książek. To uboczne, prowincjonalne wrzenie jest ważną składową tego, co zwiemy kulturą. Bo czy zetknięcie ze sztuką prezentowaną przez znany teatr jest w sensie poznawczym i emocjonalnym ważniejsze od takiegoż zetknięcia na przedstawieniu uszykowanym przez teatr amatorski z zabitej dechami mieściny czy wioski? I tu i tu będzie wygłaszał swoją kwestię rozdarty wątpliwościami Hamlet, zazdrosny Otello, Poeta z „Wesela”, Papkin z „Zemsty”. Z tym, że ten miejscowy teatr, jego znani publice aktorzy, często sąsiedzi, bez wątpienia wzbudzą więcej emocji, a wystawiana sztuka zostanie dobrze zapamiętana.
Tu dodam na marginesie: raduje fakt, iż znany publicysta Piotr Zaremba ma „fioła” właśnie na punkcie teatrów amatorskich, prezentując w ogólnopolskich czasopismach ich dokonania. Pokazuje czym są, i dla kogo. Jakie mają miejsce w narodowej kulturze. Przydałoby się takich dziennikarzy najmniej tuzin.
I ja mam swego fioła. Jest nim czytelnictwo i książki jako takie. Również te mniej znane, wydane w niedużych ilościach, stanowiące przyczynek do dziejów określonej miejscowości, rodu, zjawiska. Pięknym tu przykładem może być monografia małej podkarpackiej wsi Tuczempy. Zbierane latami dokumenty i relacje zaowocowały aż dwoma tomami. Dokonał tego urodzony w tejże wsi pasjonat, dziś mieszkaniec Świnoujścia, dr Józef Słaby. Przetacza się przed oczami czytającego kilkuwiekowa panorama wioski, jej dni jasne i czasy ciemne, wojenne. Wzloty i upadki. Opowieści o ludziach, anegdoty, wspominki. Czyta się znakomicie.
Podobnych monografii są w Polsce dziesiątki. Pisane nie dla pieniędzy, bo i kto miałby je dać? Pisane z potrzeby serca. Z patriotyzmu w jego czystej postaci. Z chęci przysłużenia się swej - jak to się teraz modnie nazywa - małej ojczyźnie.
Ostatnio wpadła mi w ręce i – przyznam, urzekła – nieduża książka: „Perełki Białołęki”. Tak, tej jeszcze niedawno podwarszawskiej wsi, dziś części stolicy, pełnej nowoczesnych miejskich osiedli. Szczęśliwym zrządzeniem losu to włączenie do aglomeracji nie zatarło dawnej historii. Jej świadkami są choćby rozmaite kapliczki i przydrożne krzyże. O nich właśnie traktuje ta książka, bogato zdobiona artystycznymi fotografiami Dariusza Mysłowskiego. Autor Bartłomiej Włodkowski musiał wykonać iście benedyktyńską pracę, zbierając informacje o każdym z obiektów. A jest ich aż 91! Dawne i te nowe, mające po kilkanaście ledwo lat.
Oto z głębi dziejów woła inskrypcja ze starej kapliczki przy Białołęckiej 321. TU NA POLACH BIAŁOŁĘKI 24 LUTEGO 1831 ROKU WOJSKO POLSKIE W WALCE O NIEPODLEGŁOŚĆ POBIŁO MOSKALI. BOŻE DAJ NAM DUCHA OJCÓW.
Boże daj nam ducha Ojców. I pozwól zachować dla potomnych ślady wielkości Najjaśniejszej.
Zuzanna Śliwa
Źródło: prawy.pl