Brawo! Uratowane!
Dziś, kiedy to notuję, czyli 29 maja 2017 nawet ptaki wokół dworu w Karolinie śpiewają głośniej i radośniej, jakby wieściły kres posępnej niepewności i beznadziei! Do „Mazowsza” wraca życie. Po zafundowanej w tuskowych latach półbiedzie, grożącej powolną agonią, ten czołowy polski zespół, podziwiany przez miliony widzów na kilku kontynentach, doczekał się pomocnej ręki. Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, prof. Piotr Gliński podpisał był właśnie akt zatwierdzający współprowadzenie tego zasłużonego dla naszej kultury zespołu. Mówiąc prościej: od dziś państwo bierze „Mazowsze” na swój garnuszek. Tym samym dzieło Tadeusza Sygietyńskiego i jego żony Miry Zimińskiej Sygietyńskiej, które trwa od siedmiu dziesiątków lat, nie trafi na wysypisko rzeczy zbędnych, nie pójdzie na niepojęty przemiał w wykonaniu różnych biznesowych macherów.
Dużo można by mówić o dokonaniach „Mazowsza”. Ale żadne słowa nie oddadzą barwy skocznych ludowych tańców, dziesiątków przyśpiewek i pieśni składających się na to co zwie się kulturą narodu, co do tej kultury wprowadzono i dla niej ocalono. Za tę decyzję należą się Ministrowi duże brawa! Bo i czas już był po temu najwyższy, aby „wódz” kultury zerknął nie tylko na sprawy teatrów, galerii i różniastych fundacji „na rzecz”. Nie wyłącznie nimi kultura oddycha. Ażeby stała się spójną całością, potrzebuje wielu elementów. I nie ten ważniejszy, kto na cały kraj i Europę głośno wrzeszczy o swojej ważności i usiłuje zmuszać do akceptacji swych żądań, bo jak nie, to… artyści się wkurzą. Oglądamy od dłuższego czasu różne, pełne niekoniecznie cenzuralnych słów i gestów (ach, ta ich kultura!) „spektakle” tych wkurzonych. Tak już nudne, że nawet ziewać się odechciewa. Czy dzisiejsza decyzja ministerstwa również natknie się na opór środowisk „prawdziwych” artystów? Chyba raczej się nie ośmielą. Ale kto ich tam wie. Każdy pretekst dobry, by wydać z siebie głośny ryk.
Ale, ale…Na tym nie koniec dobrego. Przed niespełna dwoma tygodniami, 17 maja minister podpisał podobny akt w odniesieniu do zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Także w parku w jego siedzibie - Koszęcinie ptaki mają powód do radosnych treli. Na początek poleci na Śląsk mała dotacja ratunkowa: 5 mln złotych. Tym samym zostanie ocalone od wyrzucenia na śmietnisko rzeczy zbędnych dzieło wspaniałego muzyka i folklorysty, Stanisława Hadyny.
Powie ktoś: po nam potrzebne podobne staromodne zespoły? Mamy przecież nowoczesne, niezłe grupy, ba! nawet występują za granicą. Krzesają swoją muzykę aż iskry lecą. A na te starocie kto pójdzie? Zajrzyjcie wobec tego drodzy malkontenci do kas, gdzie sprzedawane są bilety na „Mazowsze” albo „Śląsk”. Na długo przed występem nie uświadczysz ani jednego. Kolejki jak po najlepszy towar. I nie sterczą w nich tylko wiekowe, obrośnięte mchem wspomnień dziadki, ale też dziarska współczesna młódź. Widziałam taki obrazek nie tak dawno w Gdańsku.
W związku z ostatnimi dziwacznymi wydarzeniami wokół festiwalu polskiej piosenki w Opolu mam pomysł, i równocześnie propozycję dla szefa TVP. A może by tak zainaugurować nowe życie „Mazowsza” i „Śląska” zapraszając je na uroczystość otwarcia onegoż festiwalu, przeniesionego do Kielc, na Kadzielnię. Byłby to przyjemny akcent dla obu stron: zespołów i widzów. A równocześnie sygnał, znak, że polska kultura jest od tej pory traktowana bardziej wielostronnie. Że udziału w niej nie da się już ograniczać do ciągle tych samych, tonących w pretensjach i pretensjonalności starych wyjadaczy, uważających się za jedynych właścicieli tego, co zwiemy naszą kulturą. Może pomyśli pan o tym prezesie Kurski. Założę się, że bilety na koncerty pójdą wtedy jak woda. A że sceneria Kadzielni jest niezwykle malownicza, na jej tle, wspomagane echem od gór, polskie tańce i śpiewki wypadną jak nigdzie indziej.
Niech pan pomyśli, prezesie Kurski. I proszę zarezerwować mi wówczas choć jeden bilet.
Źródło: prawy.pl