Wczoraj jako świadek w prokuraturze składała zeznania Ewa Kopacz. Dotyczy to zaniedbań w sprawie katastrofy smoleńskiej. A Ewa Kopacz w roku 2010 sprawująca funkcję ministra Zdrowia, ma w tej kwestii wiele na sumieniu. Dotyczy to pierwszych dni po tragedii, gdy ciała ofiar miały zostać zidentyfikowane, poddane sekcji zwłok i przewiezione do Polski.
Problem z ekshumacją ofiar katastrofy smoleńskiej ciągnie się już od kilku lat. Pierwszych ekshumacji dokonano w 2011- 2012 roku. Już wówczas doniesienia były szokujące. Szerokim echem odbiło się zamienienie ciała Anny Walentynowicz i zbeszczeszczenie jej zwłok z wbitymi w czaszkę rękawicami gumowymi i petami papierosów. Dokonano wówczas dziewięciu ekshumacji i ustalono, że sześć ciał leżało nie w swoich grobach.
Gdy obecnie prokuratura rozpoczęła żmudną procedurę dalszych ekshumacji, wywołała tym falę protestów ze słynnymi zadymami Obywateli RP na czele. Część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej jest przeciwna ponownemu badaniu zwłok. Nie chce dociekać prawdy. Chce mieć spokój. Większość jednak jest wdzięczna władzom, że próbuje się przywrócić normalność. Dokonano 26 ekshumacji i wyniki ich są porażające. Oprócz zamiany ciał, wykryto inny skandal. W trumnach ciała zostały wymieszane. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że w trumnie b. dowódcy Wojsk Specjalnych gen. Włodzimierza Potasińskiego i b. Dowódcy Operacyjnego Sił Zbrojnych gen. Bronisława Kwiatkowskiego znaleziono fragmenty innych ciał – części głowy, nogi, ręce. Podobnie stało się z ciałami poległych kapłanów. Służby rosyjskie kładły do worów fragmenty ciał, jak odpady, zgarniając szuflą to, co było pod ręką.
Zdziczenie pracowników rosyjskich i ich brak szacunku dla zmarłych nikogo z nas nie dziwi. Ale po to mieliśmy rząd polski na czele z premierem Donaldem Tuskiem, aby zadbał o swoich poległych obywateli. Tak powinno być. Rzeczywistość jednak okazała się inna. Nie wiem, czym tłumaczyć dziwną uległość polskiego premiera. Do historii przeszły jego słynne żółwiki z Putinem, zgoda na wszystkie propozycje rosyjskie. Ale jest nadzieja, że chociaż w tym zakresie dowiemy się prawdy. Wtedy wszystko złożono w ręce Rosjan. A wyniki tego są opłakane. Nie dość, że tajemnica katastrofy nadal nie została wyjaśniona , że Rosja cały czas nie chce nam wydać wraku samolotu i oryginału czarnych skrzynek, to jeszcze doszedł ten skandal z ciałami ofiar. Nawet o to nie zadbano, aby godnie pochować swoich obywateli, którzy zginęli pełniąc państwową służbę.
Bliskim ofiar katastrofy smoleńskiej zgotowano niekończącą się traumę. Muszą na nowo przeżywać powtórne pochówki swoich bliskich, aby w końcu mieć pewność, że w grobie ich bliskich nie spoczywa nikt inny, albo że trumna z fragmentami innych ciał, nie stała się zbiorową mogiłą.
Pamiętamy słynne słowa Bronisława Komorowskiego z tamtego czasu , jakoby Polska zdała dobrze ten egzamin. Do wszystkich kłamstw i matactw tamtej ekipy byliśmy już przyzwyczajeni, ale to co wyprawiała z pełną świadomością Ewa Kopacz budzi największą irytację.
Wielokrotnie, czy to z trybuny sejmowej czy podczas konferencji prasowych, w emocjonalny sposób zapewniała o dokładnym zbadaniu każdego ciała. Do historii przeszły jej pamiętne słowa przekopywaniu każdego fragmentu gruntu do metra w głąb, o wspólnej pracy „jak w rodzinie” polskich jaki i rosyjskich patomorfologów. Wielokrotnie z emfazą dziękowała wszystkim służbom za rzetelną i pełną poświęceń pracę. W tak tragicznych chwilach łgała w żywe oczy. Ówczesne władze były wówczas głęboko przekonane, że prawda została skrzętnie zakopana i nigdy nie wyjdzie na jaw. W imię czego dopuszczono się tak rażących zaniedbań? Czy winny był jedynie bałagan i niechlujstwo polskich władz, czy sprawa miała szerszy kontekst? Tę prawdę stara się ustalić prokuratura.
Władze Platformy nadal Idą w zaparte i bronią absurdalnie swoich słów sprzed lat. Najlepszym tego dowodem jest Ewa Kopacz, która oświadczyła, że w tym tragicznym czasie była „wyznaczona jako reprezentant rządu do spraw opieki nad rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej i to była moja jedyna rola tam na miejscu” czytamy w jej wpisie facebookowym. Minister Zdrowia wyjeżdża w takiej chwili jedynie z misją wolontariuszki? Czy spełniła się chociaż w tej misji można przeczytać w wywiadzie z Małgorzatą Wassermann. W tej chwili ważne jest co innego. Jeżeli Ewa Kopacz pojechała tylko w misji siostry miłosierdzia, to dlaczego z takim zaangażowaniem wypowiadała się w kwestiach wagi państwowej, mówiąc o doskonałej współpracy służb rosyjskich i polskich, o rzetelności rosyjskich działań. Dlaczego tak bezczelnie, bez zmrużenia oka kłamała…
Teraz swoją rolę bagatelizuje i zrzuca z siebie odpowiedzialność. Po wyjściu z prokuratury nie chce powiedzieć ani słowa, zasłaniając się przepisami prawnymi.
W cywilizowanym państwie poseł, który został przyłapany na takich kłamstwach zrzeka się swego mandatu. Ale u nas jest inaczej. Nawet za największą kompromitację nikt nie ponosi kary. Jedyna nadzieja, że w końcu prokurator dobierze mu się do skóry, bo na moralną ekspiację ludzi pokroju Ewy Kopacz nie ma co liczyć.
Iwona Galińska