Kłótnia w Zatoce Perskiej
Władze w Syrii mogą czuć się o tyle pewniej, a jej mieszkańcy o tyle szybciej mogą doczekać się końca konfliktu w swojej ojczyźnie, że zagraniczne ośrodki które je podsycały mają dziś własne kłopoty.
Po raz kolejny z pomocą Syrii przyszedł Władimir Putin. Tym razem pośrednio. Kryzys ukraiński i rosyjska interwencja na Krymie skutecznie skupiła w Europie Wschodniej uwagę Waszyngtonu. Eksperci rozpatrują zresztą amerykańskie zaangażowanie polityczne, a prawdopodobnie także finansowe, we wspieranie ukraińskiej opozycji która z końcem lutego wbiegła z Majdanu na salony władzy jako chęć odegrania się na Moskwie za jej wrześniową dyplomatyczną rozgrywkę jaka uniemożliwiła USA atak na Syrię. Fakt odciągnięcia uwagi administracji Obamy od Bliskiego Wschodu, gdzie jeszcze musi znaleźć czas na symulowanie mediacji w kolejnej rundzie negocjacji palestyńsko-izraelskich, jest ważny. W drugiej połowie lutego gdy kończyła się druga runda rozmów w Genewie, skutecznie rozegrana przez delegację syryjską, z Białego Domu i Pentagonu znów zaczęły dobiegać agresywne pogróżki [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/5060-al-asad-przetrwal-gdyz-ma-poparcie-spoleczne ]
Atak z Jordanii?
Według informacji irańskiej PressTV z 25 lutego Amerykanie i Saudyjczycy mieli rozpocząć w Jordanii szkolenie 250-300 bojówkarzy. Pod marką „Wolnej Armii Syrii” mieli oni wtargnąć przez szczególnie wrażliwą południową granicę i zorganizować ognisko walk kilkadziesiąt kilometrów na południe od Damaszku. Saudyjczycy mieli zobowiązać się do zaopatrzenia bojówkarzy w najnowocześniejsze środki łączności a także broń z Pakistanu, w tym wyrzutnie przeciwpancerne i przeciwlotnicze.
Kryzys ukraiński zaangażował także uwagę Turcji kolejnego czołowego wroga syryjskich władz. „Turcja zrobi wszystko, co możliwe, aby integralność, suwerenność i jedność Ukrainy została zachowana” - tak podkreślał przewodniczący tureckiego parlamentu Cemil Cicek wczoraj na konferencji prasowej dla polskich dziennikarzy przy okazji wizyty w prezydenta Komorowskiego w Ankarze. Choć podkreślał odpowiedzialność Turcji za wsparcie dla Tatarów stanowiących 12 procent mieszkańców Krymu, co wcześniej akcentował także minister spraw zagranicznych tego kraju Ahmet Davutoglu, który w ostatni weekend odwiedził Kijów i spotykał się z przedstawicielami tatarskiej społeczności.
Cicek stanowczo jednak stwierdził, że jego kraj w kontekście Ukrainy nie da się wciągnąć w żadne działania o charakterze militarnym. Zresztą nie darował sobie przy tym usprawiedliwienia takiego stanowiska rezygnacją mocarstw zachodnich z ataku na Syrię. Zresztą w większym stopniu niż Ukrainą tureckie władze muszą się dziś zajmować same sobą. Wielki skandal korupcyjny doprowadził do rozłamu w obozie władzy i wstrząsa nim już trzeci miesiąc [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/4611-polityczne-wstrzasy-w-turcji-z-syria-w-tle ] osłabiając zaplecze dla agresywnej polityki wobec południowego sąsiada. Premier Erdogan zadeklarował wczoraj, że rozważa możliwość dymisji.
Dwoma innymi państwami, które najmocniej zaangażowały się w animowanie zbrojnej frondy przeciw władzom Syryjskiej Republiki Arabskiej są Arabia Saudyjska i Katar. Ponieważ ten drugi poniósł szereg politycznych porażek, o czym dalej, to Saudowie przejęli pałeczkę pierwszeństwa jeśli chodzi o wspieranie antyrządowych bojówek w Syrii. Wsparcie to jest wszechstronne – od pieniędzy, uzbrojenia po asystowanie przy przepływie ochotników do tych ugrupowań. Dość wspomnieć, że jeszcze latem władze saudyjskie zwalniały z więzienia skazanych na kary śmierci i długoletnie więzienia aby „odkupili” oni swoje winy walcząc przeciw państwu syryjskiemu. Wsparcie z Arabii Saudyjskiej docierało do terrorystów w Syrii nie tylko od saudyjskiego dworu i struktur państwowych ale także sponsorów prywatnych spośród miejscowych bogaczy.
Saudowie wspierali najbardziej ekstremistyczne frakcje w Syrii: będący skrzydłem Al-Kaidy Front Al-Nusra i salaficki Ahrar Asz-Szam – założony przez salafitów związanych z Bractwem Muzułmańskim ale od schyłku zeszłego roku również związany ze terrorystyczną „Bazą”. 16 stycznia Abu Chalid as-Suri – współzałożyciel Ahrar Asz-Szam przyznał, że od wielu lat utrzymuje kontakt z Ajmanem Az-Zawahirim przywódca Al-Kaidy. Wsparcie Saudów doprowadziło do tego, że ci ekstremiści stali się dziś główną antyrządowym ugrupowaniem w Syrii, tworząc szeroką koalicję sobie podobnych organizacji pod nazwą „Frontu Islamskiego”.
Kłótnia nad Zatoką
Proces ten oznaczał konflikt między wywiadami saudyjskim i katarskim o przejęcie kontroli nad walką przeciw Syrii. Jeszcze w maju zeszłego roku w somalijskim Mogadiszu ciężarówki napakowane materiałami wybuchowymi zaatakowały konwój katarskich oficjeli. W konwoju miał podążać minister spraw wewnętrznych Kataru, szczęśliwie dla siebie nie podróżował w nim, natomiast według niepotwierdzonych informacji libańskiego dziennika „Ad-Dijar” zginąć w zamachu miał szef katarskiego wywiadu Ahmed Nasser bin Kassim al-Thani. Zamach przeprowadziła somalijska organizacja Al-Szebaab, którą oskarża się o powiązania z Saudami.
Emira Kataru i Saudów dzieli stary antagonizm. Niewielki emirat otoczony przez wody Zatoki Perskiej zawsze obawiał się przytłaczającej cały Półwysep Arabski saudyjskiej monarchii. Potężnie wzbogacony w ostatniej dekadzie Katar wbrew swojemu niewielkiemu potencjałowi geopolitycznemu (11,5 tys. kilometrów kwadratowych powierzchni) oraz demograficznemu (2 miliony ludność z czego niemała część zarobkowi imigranci) postanowił kupić sobie pozycję międzynarodową i roztoczył hojny mecenat finansowy nad tymi, których zdefiniował jako swoich sprzymierzeńców. Katarczycy praktycznie kupili palestyński Hamas, który na wiosnę zeszłego roku wbrew wieloletnim związkom z Damaszkiem i Teheranem zaczął wspierać wrogów syryjskich władz. Wycofał się z tego dopiero jesienią.
Katar był także jednym z głównych sprzymierzeńców egipskiego Bractwa Muzułmańskiego, które w zeszłym roku odsunęli od władzy, rozgromili i zdelegalizowali tamtejsi generałowie. Co znamienne właśnie tych ostatnich popierali z kolei Saudowie.
Antagonizm dał o sobie znać na wtorkowym posiedzeniu Rady Współpracy Zatoki Perskiej (GCC), międzynarodowej organizacji składającej się z sześciu arabskich konserwatywnych monarchii położonych nad tym akwenem – Arabii Saudyjskiej, Kataru, Kuwejtu, Bahrajnu, Omanu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jak informowała w środę libańska gazeta „Daily Star” Katar został na nim oskarżony, przede wszystkim przez Saudów ale też reprezentantów Bahrajnu i ZRA o „wtrącanie się w wewnętrzne sprawy innych państw”. Zażądano od Kataru aby „nie wspierał żadnej partii zagrażającej bezpieczeństwu i stabilności jakiegokolwiek państwa GCC”. Oczywiście chodziło w tym względzie przede wszystkim o wspomniane Bractwo Muzułmańskie, które wbrew ideologicznemu pokrewieństwu Saudowie uważają za wroga (i vice versa).
Od dawna gniew arabskich monarchów wywołuje również mająca bazę w katarskiej stolicy Dosze i wspierana przez tamtejszego emira telewizja Al-Dżazira. Telewizja ta gorliwie popierała wszystkie rebelie składające się „arabską wiosnę” w tym również Bractwo Muzułmańskie w Egipcie (kilku dziennikarzy Al-Dżaziry władze Egiptu od dłuższego czasu trzymają w więzieniu) a także ruch protestacyjny w Bahrajnie, gdzie rządząca sunnicka dynastia Al-Chalifa ostro tłumi protesty szyickiej większości.
W zeszłym miesiącu ministerstwo spraw zagranicznych ZRA wezwało do siebie katarskiego ambasadora by zaprotestować przeciw działalności niezwykle wpływowego w Katarze islamistycznego kaznodziei szejka Jusufa Al-Karadawiego ostro atakującego w swoich filipikach władze ZRA. Z kolei dyplomacja katarska potępiła jako „niesprawiedliwy” wyrok jaki został w poniedziałek wymierzony Katarczykowi Mahmudowi Al-Dżidahowi ukaranemu za organizowanie w Zjednoczonych Emiratach funduszy na działalność organizacji powiązanej z Bractwem Muzułmańskim. Koniec końców Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty i Bahrajn odwołały wczoraj na konsultacje swoich ambasadorów w Dosze.
Z Syrii do Libanu i z powrotem
Jeszcze latem zeszłego roku konflikt syryjski zaczął przelewać się do sąsiedniego, będącego kulturowo-religijną mozaiką, Libanu. Ponieważ po stronie władz w Damaszku w Syrii zaangażował się libański Hezbollah, natychmiast stał się on celem ataku ekstremistycznych organizacji toczących walkę u wschodniego sąsiada. Rozpoczęły one swoją morderczą kampanię zamachów bombowych tym chętniej, że Hezbollah to w dużej mierze szyicka organizacja, co dla takwirystów równoznaczne jest z herezją [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/4559-libanskie-pole-bitwy-w-co-gra-arabia-saudyjska ] Jak się okazało za najważniejszymi atakami stoi operująca w kilku bliskowschodnich państwach, założona w 2009 r. przez saudyjskiego szejka Saleha Al-Karawiego, powiązana z Al-Kaidą organizacja „Brygady Abdullaha Azzama”.
Jednak do Libanu wkroczył także będący przekleństwem Syrii Dżabhat Al-Nusra. Jeszcze 24 lutego w specjalnym oświadczeniu zapowiedział on ataki na infrastrukturę Hezbollahu w tym kraju, który określono jako „irańską partię” „oddaną walce z sunnitami w Syrii”. W tym samym oświadczeniu ekstremiści jako swojego wroga określili także libańską armię. Ostatnie sformułowanie było podzwonnym do przeprowadzonego dwa dni wcześniej samobójczego zamachu właśnie na wojskowy posterunek w Hermel na wschodzie kraju.
Hezbollah nie ma jednak zamiaru uginać się przed groźbami i atakami. 9 lutego jego wicelider szejk Naim Kassim oświadczył „Będziemy kontynuować walkę oddani swojemu politycznemu stanowisku. Pozostaniemy walczyć tam gdzie walczymy. Z wysoko podniesioną głową pokonamy takwirystów i tych którzy za nimi stoją.” Pytał kto wprowadził terrorystów „osiemdziesięciu narodowości” do Syrii niedwuznacznie wskazując Saudów, Izrael i państwa zachodnie. Z kolei 10 lutego libańskie służby bezpieczeństwa aresztowały generała Radwana Ajusza Sundaja, dezertera z syryjskiej armii, członka tak zwanej „Wolnej Armii Syrii”, który usiłował niezauważony przemknąć przez granicę.
Jak podał 3 marca brytyjski dziennik „Daily Telegraph” wobec kolejnych aktów terrorystycznych ze strony przybyłych z Syrii ekstremistów biura werbunkowe Hezbollahu odnotowały wzmożony ruch ochotników gotowych do walki z tym przeciwnikiem, także w Syrii. Znajduje to odzwierciedlenie na polu bitwy.
26 lutego w Gucie na przedmieściach Damaszku ochotnicy z Hezbollahu wspólnie z syryjskimi żołnierzami urządzili spektakularną zasadzkę na terrorystów z Dżabhat Al-Nusra – zginęło 175 z nich [ http://www.youtube.com/watch?v=ejz7BZqXwfw ] Jeszcze 21 grudnia w brawurowym ataku w Wadi Al-Dżamala na libańskiej stronie granicy Hezbollah zaskoczył i zlikwidował 32 członków tego samego ugrupowania.
Obecnie oddziały armii syryjskiej prowadzą z powodzeniem działania wokół pogranicznego miasta Dżabrud, które z jednej strony wyznacza szlak przerzutowy ekstremistów z Libanu do Syrii, z drugiej kontroluje kluczową autostradę kraju z Damaszku do Homs i Aleppo. Syryjskie służby wywiadowcze też radzą sobie coraz lepiej w walce z zewnętrzną interwencją. 16 lutego palestyński tygodnik „Al-Manar” informował, że schwytały one „85 saudyjskich wojskowych, w większości funkcjonariuszy wywiadu”. Wśród nich siedmiu wysokich rangą saudyjskich funkcjonariuszy, 14 oficerów z Kataru i dziewięciu tureckich pracowników wywiadu.
Karol Kaźmierczak
fot. Wikimedia Commons
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl