Porażka Polski na Ukrainie
Donald Tusk zasugerował, że polska prowadzi rozsądną politykę wobec Ukrainy, która to polityka ponoć odniosła zwycięstwo. Pytanie, kto może czuć się faktycznym zwycięzcą rozgrywek na Ukrainie? Bynajmniej nie powinien rząd polski, o ile w jakimkolwiek stopniu kieruje się polskimi interesami - w co osobiście nie wierzę.
Ukraina za Janukowycza była państwem balansującym pomiędzy Rosją a Zachodem, krajem względnie życzliwym Polsce i dążącym do stopniowego uniezależnienia się od Moskwy, jednocześnie bez popadnięcia pod dyktat państw zachodnich.
Bliscy Janukowyczowi oligarchowie nie kierowali się tutaj interesem zwykłych Ukraińców, lecz swoim własnym. Dla pomyślnego rozwoju wielkich firm przemysłowych na Ukrainie potrzebują oni zarówno zielonego światełka z Europy Zachodniej, jak i stabilnych dostaw surowców energetycznych z Rosji.
Warto podkreślić po raz kolejny, że ani Janukowycz, ani wspierający go wtenczas oligarchowie nie chcieliby znaleźć się pod bezpośrednią władzą Władimira Putina, woleli mieć swoje – całkiem spore – państwo, w którym byli niekoronowanymi królami. Wiedzą dobrze, co Putin robi z niepokornymi względem niego oligarchami. Wystarczy podać przykład Michaiła Chodorkowskiego. Stąd wszelkie sugestie, że klan doniecki zmierza do aneksji Ukrainy przez Rosję, były niczym innym, jak totalnym brakiem rozumienia stanu rzeczy.
Władza Janukowycza była także bardziej przychylna dla mniejszości narodowych. Uchwalono ustawę, która gwarantowała możliwość funkcjonowania drugiego języka jako urzędowego, w przypadku gdy dana mniejszość stanowi co najmniej 10% ludności danego regionu. Skorzystali z tego zwłaszcza Rosjanie, jak również Węgrzy na Zakarpaciu. Ta ustawa już została zniesiona, potencjalnie zatem sytuacja polskiej mniejszości na Ukrainie jest znacznie gorsza, niż była przed rewolucją.
Wielokrotnie oskarżano mnie o sympatie prorosyjskie, co jest absolutną nieprawdą, po prostu nie postrzegam świata w sposób czarno-biały, i fobie wobec jakiegokolwiek państwa nie służą realizacji naszych interesów. Polityka międzynarodowa to gra interesów, może się tak zdarzyć, że w pewnych przypadkach zbiegną się interesy polskie i rosyjskie. Czy ktoś podważy, że nie jest tak np. na Litwie, gdzie polska mniejszość świetnie współpracuje z tamtejszymi Rosjanami? Zapewne Polacy z Wileńszczyzny to agenci lub „tituszki” Moskwy.
Uważam, że w polskim interesie (i nie tylko naszym) leży postulat, aby żadne mocarstwo nie mogło dowolnie rozdawać kart na świecie, zwłaszcza angażujące się w Europie. Zarówno Stany Zjednoczone, co Rosja. W sytuacji, gdyby Ameryka osiągnęła przewagę nad resztą świata jaką miała jeszcze dwadzieścia lat temu, inne kraje, zwłaszcza średnie i małe, byłyby bezbronne wobec wszelkich dyrektyw, wskazówek czy „standardów” prosto z Ameryki. Bylibyśmy bezbronni wobec wszelakich kaprysów Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jak również wobec różnorakich organizacji pozarządowych finansowanych przez kraje zachodnie, choćby wspierających przeróżne chore ideologie, typu gender.
Dlatego w naszym interesie leży, aby istniała równowaga sił na świecie, jednocześnie powinniśmy dążyć do zdrowego balansu między stronami, oraz bycia otwartym na negocjacje zarówno z blokiem zachodnim, jak i blokiem rosyjskim.
Zamiast dawać się wykorzystywać do rozgrywek między Ameryką a Rosją (w wyniku czego to my potem najwięcej cierpimy), byłoby lepiej popierać stronę, która zaoferuje lepsze warunki. To jednak odległa przyszłość, obecnie brak w polskich politykach woli kierowania się interesami narodowymi czy państwowymi.
Zakładając jednak nawet teoretycznie, że to Rosja jest naszym głównym przeciwnikiem, to Polska swoją polityką ułatwiła właśnie Rosji kolejne wzmocnienie. Rosjanie przejęli już faktycznie Krym, którego Ukraina nie będzie w stanie odzyskać. Co z tego, że większość państw świata nie uzna rosyjskiego Krymu, kiedy uznają Rosję, a region ten odtąd będzie integralnie spojony zresztą państwa rosyjskiego, a zapewne także czekają go specjalne zastrzyki finansowe z Moskwy.
Trzeba było natomiast być mocno naiwnym, aby oczekiwać, iż w przypadku anarchii na Ukrainie, Rosja nie wykorzysta szansy do „poczęstowania się” właśnie Krymem. A może o to wszystko chodziło właśnie?
Michał Kowalczyk
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl