Turcja eskaluje konflikt w Syrii

0
0
0
/

U schyłku marca ekstremistyczni bojówkarze rozpoczęli nową ofensywę w północno-zachodniej Syrii. Wyszła ona z terytorium i ze wsparciem władz Turcji. Jej skutki już odczuli tamtejsi chrześcijanie.

 

 

20 marca bojówkarze skrajnej, islamistycznej organizacji Dżabhat Al-Nusra wspierani przez oddziały Frontu Islamskiego uderzyli na graniczącą z Turcją, nadmorską syryjską prowincję Latakia. Latakia jest syryjskim bastionem, zamieszkana w znacznej mierze przez alawitów (w latach 1920-1936 stanowiła nawet osobne alawickie państwo pod protektoratem Francuzów). Jej ludność solidarnie popiera od początku kryzysu władze państwowe. Z tego powodu stała się celem rajdów antyrządowych bojówek. Jeszcze w 2011 r. na początku konfliktu właśnie tam doszło do pierwszych sekciarskich zbrodni na ludności cywilnej, kiedy to takwiryści dopuścili się mordów właśnie na alawitach.

 

Ofensywa „Łupy”

 

21 marca 2014 ekstremiści opanowali miejscowość Kassab przy przejściu granicznym z Turcją, jedynym kontrolowanym przez władze Syrii. Atak był według świadków prowadzony z trzech stron, w tym z terytorium Turcji, państwa będącego członkiem NATO. Tego samego dnia bojówkarze zdobyli bazę policyjną na górze Akra.

 

Choć ekstremiści zapowiadali wstrzymanie się z atakami na cywilów, to już 22 marca w eter poszło oświadczenie przynależącej rzekomo do „umiarkowanej opozycji” Wolnej Armii Syrii (WAS), która zapowiedziała, że wszystkie wioski w pasie 20 kilometrów od linii frontu będą traktowane jako „strefa wojenna”.  Tego samego dnia nad Kassab pojawiły się tureckie helikoptery dokonując ostrzału pozycji syryjskiej armii, podczas gdy przez granicę przejeżdżała dostawa zaopatrzenia dla islamskich bojówkarzy grupy Dżabhat Al-Nusra będącej siatką Al-Kaidy w Syrii. Władze syryjskie uznały to za dowód osłania przez Turcję ich ofensywy, co podkreślał ambasador Syrii przy ONZ Baszar Al-Dżaafari. 23 marca nad terytorium Syrii wleciało osiem tureckich myśliwców F-16. Jeden z nich zestrzelił samolot Syryjskich Sił Powietrznych.

26 marca bojówkarzom udało się opanować jedną z wojskowych baz obserwacyjnych w okolicy Kassab i zaatakować regionalną kwaterę główną. Ciężkie walki trwały wokół miejscowości Samra i Kastul. Ta pierwsza została opanowana do 28 marca podobnie jak góra Turkman i Niseer. Tego dnia syryjskie samoloty rozpoczęły naloty na pozycję bojówkarzy na co ci zareagowali ostrzałem z moździerzy i egzekucją żołnierzy syryjskich wziętych wcześniej do niewoli.

 

28 marca ekstremiści zajęli górę Al-Badrousia, zaś rzekomo „prozachodnia” i „umiarkowana”, emigracyjna „Narodowa Koalicja”, uznająca się za tymczasowy rząd Syrii, uchwaliła przekazanie bojówkom prowadzącym działania w Latakii 500 milionów dolarów, mimo że nie uznają one  zwierzchnictwa Koalicji. Najpewniej w trosce o odcięcie swoich kuponów od tej sumy już dzień później Wolna Armia Syrii ogłosiła powstanie własnego sztabu dla operacji „na wybrzeżu”.  Trudno ocenić na ile on będzie efektywny, bo WAS jest już właściwie tworem wirtualnym. Główną rolę w ofensywie odgrywają niewątpliwie ekstremiści z grupy Dżabhat Al-Nusra i Frontu Islamskiego.

 

Syryjska armia stawiła zacięty opór czego dowodem śmierć lokalnego lidera bojówkarzy Dżabhat Al-Nusra o pseudonimie Muawija Abed Al-Razek. Niedaleko stolicy prowincji rany odniósł z kolei inny dowódca tej organizacji -  Abu Abdullah z Aleppo. Ofensywie w Latakii towarzyszyło wzmożenie walk w Aleppo i sąsiedniej prowincji Idlib ale także wokół Damaszku i na południowej flance wokół miasta Daraja (gdzie bojówkarze wdarli się do miejskiego więzienia).

 

Wszystko wygląda na skoordynowaną akcję. Jednak obecność rebelianckiego komendanta z Aleppo – miasta o ważnym znaczeniu – w Latakii wskazuje, że działania w tej prowincji to zaplanowana szczegółowo ofensywa, której kierownictwo Dżabat Al-Nusra a także liderzy innych frakcji dali najwyższy priorytet. Dali temu wyraz już na początku określając ofensywę nazwą „bitwa Anfal” – arabskim słowem oznaczającym łupy.

 

Rzecznik „Wolnej Armii Syrii” Kassim Saad Eddin 31 marca wprost określił uderzenie na Latakię jako najważniejszy front dla walki o obalenie władz państwowych i wezwał wszystkie bojówki do przeznaczenia „połowy sił” właśnie do działań w nadmorskiej prowincji. W tym kontekście zupełnie niewiarygodnie brzmią późniejsze zapewnienia szefa sztabu WAS Haithama Afeesa, iż jego organizacja nie współpracuje z ekstremistami z Dżabhat Al-Nusra.

 

Jednocześnie z militarną ofensywą bojówek wyraźnie wzmogła się polityczna aktywność emigracyjnej „Narodowej Koalicji na rzecz Opozycji i Sił Rewolucyjnych” czyli protegowanego przez wrogie Syrii państwa zachodnie i arabskiej ciała, aspirującego do odgrywania roli rządu na uchodźctwie. Miarą tej aktywności i dość pewnej pozycji antyrządowych bojówkarzy na północno-zachodnim pograniczu, jest fakt wizytacji w pierwszych dniach kwietnia ich pozycji przez Ahmeda Dżarbę – lidera „Narodowej Koalicji”. Po nim pojawił się tam jeszcze „minister obrony narodowej” z jej ramienia Asaad Mustafa oraz wódz iluzorycznej „Wolnej Armii Syrii” – jedynej formalnie uznającej zwierzchnictwo emigracyjnej „Koalicji”. Według deklaracji należącego do niej Mohammada Sarminiego z 2 kwietnia w ofensywę zaangażowanych jest około 4 tyś. bojówkarzy.

 

Wsparcie zagraniczne

 

Dobrze poinformowany biuletyn „Al-Naszra”, powołując się na anonimowe źródła, 4 kwietnia podał informację o tym, że kolejnych 1000 bojówkarzy zostało niedawno drogą lotniczą przerzuconych do prowincji Latakia z Jordanii. Mają wśród nich być Saudyjczycy i Jordańczycy. Mieli być przetransportowani z lotniska w Ammanie do tureckiej Antiochii i potem przekroczyć granicę w Kassab. Jordańczycy nadal osłaniają istnienie obozu szkoleniowego w Al-Risifiah, gdzie Amerykanie szkolą antysyryjskich bojowników. Według informacji „Al-Naszry” z 6 kwietnia, Pentagon planuje jeszcze zwiększyć liczbę szkolonych.

 

1 kwietnia doszło do wymiany ognia nad granicą między armią syryjską i turecką. Ta pierwsza zaczęła się okopywać wokół obszarów zajętych przez rebeliantów na północnym zachodzie. Objawiły się fakty mogące sugerować, że tureckie wsparcie ma charakter systematyczny i jest zatwierdzone na najwyższym politycznym szczeblu w Ankarze.

 

27 marca w internecie pojawiło się nagranie z poufnych rozmów między czterema osobami. Wśród nich znalazł się Hakan Fidan - wszechwładny szef tureckiego wywiadu oraz turecki minister spraw zagranicznych Ahmet Davutoglu, bliskim współpracownik premiera Erdogana. Wspólnie oni omawiali plan prowokacji, która mogłaby uzasadnić operację wojskową wymierzoną w Syrię.

 

Oczywiście Davutoglu zaprzeczył potem wymowie nagrań stwierdzając, że zostały one sfabrykowane. Mimo tych deklaracji turecki rząd natychmiast zablokował stronę youtube na obszarze Turcji. Jeszcze tego samego dnia syryjski minister spraw zagranicznych Walid Al-Muallem wysłał list otwarty do sekretarza generalnego ONZ oraz Rady Bezpieczeństwa aby jak najszybciej potępiły politykę Ankary.

 

Turcja pozostaje jednym z dwóch państw najbardziej konsekwentnie dążących do eskalacji walk w Syrii i obalenia jej legalnych władz. Drugim jest Arabia Saudyjska, gdzie media 28 marca informowały, że tamtejszy rząd chce wydać w najbliższym czasie 300 milionów dolarów na broń dla tak zwanej Wolnej Armii Syrii, przede wszystkim na wyrzutnie przeciwpancerne. Saudowie działają przez terytorium Jordanii, które, nadal jest miejscem przerzutu sił nawet dla działań w północno-zachodniej części Syrii.

 

Agresywna postawa Ankary i Rijadu jest dziś raczej odosobniona. Zmienia się nawet stanowisko Ligi Arabskiej, która dotychczas pod wpływem państw Zatoki Perskiej prezentowała nieprzyjazną postawę wobec rządów Asada. Tymczasem w czasie szczytu tej organizacji w Kuwejcie, który odbył się w dniach 24-25 marca, krzesło reprezentanta opozycyjnej Syryjskiej Republiki Arabskiej pozostało puste.

Kilka dni wcześniej jej sekretarz generalny Nabil Al-Arabi podkreślił, w tej chwili nie może go zająć ani przedstawiciel rządu ani nikt spośród jego wrogów, co oznacza pewną ewolucję stanowiska Ligi, która do niedawna skłonna była uznawać reprezentatywność emigracyjnej, dążącej do obalenia Baszara Al-Asada „Narodowej Koalicji”.

 

Tymczasem nowo-powołany amerykański Specjalny Wysłannik do spraw Syrii – Daniel Rubenstein potwierdził 23 marca, że USA nadal będą wpierały „umiarkowaną opozycję” w Syrii, nie konkretyzując kogo ma na myśli. Waszyngton zatem nie zamyka żadnych opcji. Jednak według artykułu Anthouna Issy z 4 kwietnia (portal Al-Monitor) prezydent Obama, mimo saudyjskich nacisków, nadal nie chce wysyłać antyrządowym bojówkarzom w Syrii ciężkiej i bardziej zaawansowanej broni, przede wszystkim wyrzutni przeciwpancernych i przeciwlotniczych szczególnie pożądanych przez bojówki w Syrii.

 

Według Issy opór amerykańskiej administracji wobec takiego planu wynika z tego, że doskonale zdaje ona sobie sprawę, iż tak zwana „syryjska opozycja” składa się dziś niemal wyłącznie z fundamentalistycznych czy wręcz ekstremistycznych ugrupowań łącznie z największym z nich – Frontem Islamskim. Trudno jednak określić na ile trwała jest pozycja Obamy, gdyż jest ona podgryzana przez jastrzębi w Senacie takich jak senator McCain czy Jim Risch.

 

Twierdzenia publicysty Al-Monistor w pełni potwierdza obecna ofensywa. Obrazuje on główną rolę Dżabhat Al-Nusra i Frontu Islamskiego, a szczególnie jej najskrajniejszej frakcji w postaci organizacji Ahrar asz-Szam, na polu walki i pełne wsparcie jakie udzielają im, mimo oficjalnej retoryki, emigracyjne ciała animowane przez państwa zachodnie czy rzekomo prozachodnia „Wolna Armia Syrii”.

 

Echo prześladowań Ormian

 

Zresztą ekstremistyczny charakter antyrządowych bojówkarzy ujawnił się wyraźnie w miasteczku Kassab, które pierwsze padło ofiarą ich ataku. Celem prześladowań ekstremistów natychmiast stała się zamieszkująca je w większości społeczność chrześcijańskich Ormian. Zginęło około 80 cywilów. Dość szybko Ormianie opuścili swój dobytek w panicznej ucieczce, zaś sami bojówkarze zaczęli wyładowywać swój fanatyzm na 3 tamtejszych chrześcijańskich świątyniach. Dodając do tego ewidentną rolę Turcji doprowadziło to do wzburzenia Ormian na całym świecie.

 

27 sierpnia odbyła się antyturecka manifestacji w stolicy Armenii Erywaniu. Dzień później pod hasłem „Uratować Kassab” trwała kilkusetosobowa demonstracja pod tureckim konsulatem w Los Angeles. Podobne wystąpienia Ormian miały miejsce w Moskwie, Bejrucie i Sydney. Świetnie zorganizowana i wpływowa diaspora w USA wysłała natychmiast swoją delegację do Departamentu Stanu.

 

Jak poinformował „LA Weekly” armeńskie gangi z Los Angeles przygotowują się do wysłania swoich członków do walki z syryjskimi rebeliantami. Dwóch z nich już można zobaczyć na nagraniu umieszczonym na portalu youtube. Nawet nie podejrzewana wcześniej o zainteresowanie polityką, posiadająca ormiańskie korzenie, celebrytka Kim Kardashian 31 marca pisała na swoim profilu na Twitterze o losie Ormian z Kassab „Nie pozwólcie by historia się powtórzyła”. Otagowała swój post sformułowaniem „ludobójstwo Ormian”, uruchamiając najbardziej negatywne z możliwych skojarzeń w kwestii polityki Turcji wobec tej grupy narodowej.

 

Oczywiście zarówno turecki minister spraw zagranicznych jak i premier Erdogan zarzekają się, że nie mają nic wspólnego z sytuacją w Syrii. Ten ostatni w powyborczym przemówieniu wołał, że nie jest „w stanie wojny” ze swoim południowym sąsiadem. Trudno traktować te deklaracje poważnie. Ofensywa bojówkarzy wygląda na starannie zaplanowaną i intensywnie wspieraną zza granicy. To pierwsza od dłuższego czasu próba przechwycenia militarnej inicjatywy przez wrogów władz Syrii po długim okresie sukcesów Syryjskiej Armii Arabskiej, która zdołała przejąć kontrolę nad wieloma obszarami wokół Damaszku a szczególnie na miękkim podbrzuszu stolicy czyli libańskim pograniczu.

 

Ofensywa w Latakii, choć ma na razie niewielki terytorialny zasięg jest dla prezydenta Al-Asada problemem politycznym bowiem okazało się, że jego wrogowie poczynają sobie w mateczniku alawitów, najwierniejszych z wiernych. Potencjalnie jest niezwykle groźna strategicznie gdyż może odciąć Syrię od jej głównego portu w stolicy prowincji, na niezbyt długim morskim wybrzeżu kraju. W przypadku gdyby Arabii Saudyjskiej i USA udało się wyprowadzić podobne uderzenie na południu, z Jordanii, o czym przebąkuje się od dwóch miesięcy, stworzyłoby to trudna sytuację dla władz Syrii, przedłużając krwawy konflikt w jej granicach.

 

Ofiarami tych imperialnych gier są oczywiście sami obywatele Syryjskiej Republiki Arabskiej. Jak poinformowała 4 dni temu Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców w Libanie zarejestrowało się już milion uchodźców z Syrii co oznacza, że stanowią już jedną czwartą mieszkańców tego państwa. Do Jordanii uciekło około 600 tys., do Turcji około 670 tysięcy. Liczbę zabitych od początku kryzysu określa się na 150 tysięcy.

 

Karol Kaźmierczak

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną