Palestyna: koniec fikcji procesu pokojowego
Izraelski rząd wstrzymuje uwalnianie palestyńskich więźniów na co palestyńskie władze odpowiadają wnioskiem o przystąpienie „Państwa Palestyńskiego” do 12 instytucji Organizacji Narodów Zjednoczonych. Wygląda to na koniec fikcji kolejnej rundy „procesu pokojowego”.
Izrael w ramach umowy inicjującej, po długiej przerwie, kolejną rundę negocjacji, zobowiązał się do uwolnienia 104 więźniów – palestyńskich bojowników z różnych organizacji odsiadujących wieloletnie wyroki więzienia. Warunek ten zresztą nie był niczym nowym. Zawarty został jeszcze w trzecim artykule porozumienia z Szarm el-Szeik podpisanego we wrześniu 1999 r. w czasie jednego z kolejnych etapów w ponad dwudziestoletniej historii symulowania „procesu pokojowego” – mało kto chciał przypominać we wrześniu zeszłego roku dwudziestą rocznicę podpisania rzekomo przełomowego porozumienia z Oslo.
Premier Netanjahu nie dotrzymał słowa i a początku marca nie zwolnił ostatniej, czwartej grupy 26 palestyńskich więźniów. Izraelscy publicyści tłumaczą to oporem opinii publicznej, jednak takie tłumaczenie brzmi mało wiarygodnie biorąc pod uwagę, że wcześniej izraelski premier przemógł się przecież na tyle aby zwolnić 78 członków palestyńskich ugrupowań zbrojnych.
Zwolnienie ostatnich więźniów zostało zablokowane dość solidarnie przez polityków wchodzących w skład rządzącej koalicji – Icchaka Aharonowicza z partii Israel Beitenu – ministra spraw wewnętrznych czy Danny Danona – wiceministra obrony narodowej należącego do partii premiera Netanjahu Likudu. Izraelskie jastrzębie nagle przypomniały sobie, że wśród zwalnianych są nie tylko Palestyńczycy z obszarów podlegających obecnie w teorii władzy Ramallah, ale także arabscy obywatele Izraela. To właśnie uwolnienie tych ostatnich zostało uznane przez członków izraelskiego rządu za niedopuszczalne.
Wet za wet
Częścią porozumienia było wstrzymanie się przez władze palestyńskie przed aplikowaniem, w imieniu proklamowanego przez siebie państwa, do kolejnych agend ONZ, w której zresztą decyzją Zgromadzenia Ogólnego z listopada 2012 r. Palestyna jest państwem-obserwatorem. Jak do tej pory Palestyna była jedynie członkiem UNESCO (od października 2011 r.). Z chwilą gdy mimo wezwań Izraelczycy nie wypełnili swoich obietnic, Palestyńczycy wymówili również swoje zobowiązanie.
1 kwietnia na starannie przygotowanym, transmitowanym przez palestyńską telewizję posiedzeniu liderów Organizacji Wyzwolenia Palestyny prezydent Mahmud Abbas zadał retoryczne pytanie o kwestię więźniów, po czym, konstatując iż rząd izraelski „nie podjął w tej sprawie żadnej decyzji” poddał pod głosowanie plan złożenia przez „Państwo Palestynę” wniosku o przystąpienie jako członek do 12 agend ONZ, podpisania dwóch multilateralnych układów i jednej konwencji. Został on zaakceptowany jednogłośnie a głosowanie podsumowała owacja na stojąco.
Trzeba przyznać, że izraelski upór paradoksalnie umożliwił palestyńskiemu prezydentowi wyjście z politycznej matni w jakiej się znalazł. Dziewięć miesięcy temu zaufał Waszyngtonowi i położył swój autorytet na szali animowanego przez Johna Kerry procesu negocjacyjnego. Cały ten czas Izraelczycy robili wszystko co mogli by okazać jak bardzo lekceważą sobie to co szumnie określa się procesem pokojowym. Rozmowy w niczym nie zmieniły brutalnych realiów izraelskiej okupacji na Zachodnim Brzegu Jordanu, gdzie rzekomo funkcjonuje państwo, którego Abbas jest prezydentem. Wprost przeciwnie – ludzie ginęli nadal, palestyńskie domy równano z ziemią a w ich miejsce pojawiały się zabudowania żydowskich osadników [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/5232-tak-zydzi-rozprawiaja-sie-z-palestynczykami-video ]
To właśnie żywotnie ważna kwestia żydowskiej kolonizacji Zachodniego Brzegu ucięła negocjacje a właściwie cały czas stanowiła o ich fikcyjności. Jeszcze latem jednym z warunków wstępnych dla rozpoczęcia rozmów stało się zawieszenie budowy osiedli osadników za „zieloną linią”, na obszarach okupowanych. O warunku tym z poważną miną mówił amerykański sekretarz stanu i zaakceptowały go władze Izraela… zaakceptowały jednak na zasadzie gwiazdek i przypisów drobnym druczkiem umieszczanych zwykle w umowach kredytowych przez sprytnych bankierów.
Izraelskie władze znajdowały bowiem kolejne wyjątki od zobowiązania zawieszenia swojej akcji kolonizacyjnej. Na początku roku okazało się, że po krótkiej przerwie żydowskie osiedla rozrastają się w kluczowej dla istnienia Palestyny jako państwa Dolinie Jordanu, czemu zresztą towarzyszyło wzmożone niszczenie zabudowań należących do Palestyńczyków w tamtym rejonie. W Knessecie pojawił się nawet projekt formalnej aneksji Dolny złożony przez grupę radykalnych deputowanych.
Ani przez chwilę Izrael nie miał też zamiaru zamrozić osadniczej ekspansji w drugim newralgicznym miejscu czyli Wschodniej Jerozolimie, uznawanej przez Palestyńczyków za swoją stolicę.
Manewry Kerrego
Pozycja Abbasa pogarszała się tym bardziej, że wbrew nadziejom Palestyńczyków, USA mimo retoryki i pewnych symbolicznych gestów prezydenta Obamy, nie weszły w rolę bezstronnego mediatora faktycznie. Kerry nie stworzył realnej agendy uzgodnień i działań faktycznie prowadzącej do realizacji planu powołania prawdziwie niepodległego państwa palestyńskiego na bazie granic sprzed izraelskiej agresji w 1967 roku. Kerry zasugerował nawet, że jedynie niewielka część a nie całość Wschodniej Jerozolimy może stanowić palestyńską stolicę, co zresztą przedstawił oficjalnie Abbasowi w lutym tego roku.
Stolicą niepodległej Palestyny miało by, według amerykańskiego sekretarza stanu, stać się przedmieście Beit Hanina – propozycja o tyle nie do przyjęcia, że sama Beit Hanina jest przecięta na dwie części izraelskim „murem bezpieczeństwa” i cierpi na znaczne niedostatki wody, przekierowanej do dzielnic zamieszkanych przez Izraelczyków. Abbas podsumował krótko i jednoznacznie propozycję Kerrego jako „szaleństwo”.
W zaprezentowanym przez szefa amerykańskiej dyplomacji projekcie porozumienia Amerykanie zawarli również potrzebę „uzgodnień w sprawie strefy bezpieczeństwa w Dolinie Jordanu”, co zapowiadało wyłączenie jej spod palestyńskiej suwerenności.
Abbas w końcu zrozumiał płonność nadziei na wsparcie administracji Obamy dla palestyńskich aspiracji i to, że wszedł w ślepy zaułek – dalsze negocjacje zapewniały by bowiem jedynie alibi dla wrogiej idei palestyńskiego państwa polityce izraelskiej. Dlatego 1 kwietnia kopnął stolik rokowań, przy którym zresztą nie było już Binjamina Netanjahu.
Abbas popularny jak nigdy
Może mu to zresztą przynieść więcej zysków niż Izraelowi. Proces wstępowania do agend ONZ znów wynosi sprawę palestyńską na szerokie międzynarodowe wody. Jednak jeszcze ważniejsze skutki powoduje na płaszczyźnie wewnętrznej. Pozycja Abbasa i jego Fatahu w ciągu ostatniego półrocza znacznie osłabła, a na palestyńskiej ulicy dało się słyszeć stwierdzenia o tym, że „sprzedają sprawę” o którą wałczyły pokolenia bojowników. Tymczasem nieustępliwa postawa jaką przyjął miesiąc temu po upływie terminu, w którym Izraelczycy mieli wypuścić ostatnich więźniów politycznych, przyniosła mu natychmiastowy wzrost popularności.
Według sondażu przeprowadzonego przez pracownię AWRAD jeszcze w drugim tygodniu marca na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy aż 58% respondentów „aprobowało” rządy Abbasa a 38% oceniło „dobrze jego działania”. Tymczasem jedynie 20% z nich „postrzegało pozytywnie” separatystyczny rząd Hamasu w Strefie Gazy. 42% Palestyńczyków wyraziło wolę głosowania na Fatah w wyborach do palestyńskiego parlamentu tyko 12% chciałoby głosować na Hamas, aczkolwiek aż 34% było niezdecydowanych. To najwyższe poparcie dla Abbasa i jego obozu politycznego od czasu gdy przejął schedę po Jaserze Arafacie.
Kerry robi co może by podtrzymać negocjacje. Czy administracja Obamy okaże się zdolna do wymuszenia na Izraelu koniecznych ustępstw? Obserwując jej nieporadność na arenie międzynarodowej można w to wątpić. Mahmud Abbas wygrał na jakiś czas bitwę o poparcie Palestyńczyków. Czy wygra w otwartej konfrontacji z potęgą Izraela?
Karol Kaźmierczak
foto: electronicintifada.net
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl