Dziś Dzień Radia! Ujawniamy kulisy pracy w radiu! [ZOBACZ VIDEO]

0
0
0
/

​Z Michałem Koźlikiem dziennikarzem radiowym, obecnie pracujący w Radiu Plus i współpracownikiem Prawy.TV oraz publicystą piszącym do miesięcznika “Moja Rodzina” rozmawiała Joanna Świerkula.

 

 


Jak dziennikarz radiowy obchodzi święto 11 kwietnia?

Zupełnie szczerze? Cały czas nie potrafię zapamiętać daty Polskiego Dnia Radia. Gdybyś nie poprosiła mnie o wywiad, nawet nie wiedziałbym, że ten dzień nadszedł (śmiech). Oczywiście jest to miły dzień, szczególnie, gdy wszyscy wtedy mówią, jak potrzebna jest praca dziennikarza radiowego. Czasem zdarza się, że tego dnia odwiedzają nas wycieczki szkolne. Kilka razy oprowadzałem taką ciekawską gromadkę po zakamarkach studia radiowego (uśmiech), to bardzo przyjemne zajęcie…

 

Jak myślisz, czy radio przetrwa w takiej postaci, w jakiej je mamy teraz, czy przeniesie się do Internetu?

Radio posiada dziś wiele odmian. To analogowe powoli wymiera. Niebawem skończy się czas konwencjonalnego nadawania i wszystkie stacje będą emitować jedynie sygnał cyfrowy. Zdarza się coraz częściej, że radio pojawia się w telewizji. W studiach coraz częściej pracuje się przy użyciu kamer, dzięki którym np. fragment porannej rozmowy może być później pokazany w telewizji. Jeśli chodzi o Internet, to praktycznie nie ma już radia, które nie nadawałoby równolegle programu w sieci. Czy radiofonia w całości się tam przeniesie? Wiele osób tak uważa. Ale ja w to nie wierzę. Ludzie zbyt mocno cenią mobilność radia słuchanego np. w komórkach czy samochodach.
No, chyba że niebawem Internet bezprzewodowy będzie bardziej dostępny niż sygnał radiowy, i oczywiście tańszy niż abonament RTV. Wtedy radio obecne wyłącznie w sieci miałoby sens. Ale to chyba odległa przyszłość…


Co magicznego jest w radiu, że cały czas jest ono konkurencją dla TV?
Radio nie wymaga od odbiorcy takiej uwagi i wyłączności w odbiorze. Słuchacz w przeciwieństwie do telewidza może robić równocześnie inne rzeczy, nie tracąc nic z jakości słyszanych informacji. Radio można mieć zawsze przy sobie. Można posłuchać muzyki, którą się lubi, różnych ciekawych ludzi, którzy nam towarzyszą w codziennych zajęciach i – co bardzo ważne – najświeższych informacji ze świata i z kraju, które za pośrednictwem radia docierają do słuchacza szybciej niż przez telewizję. Oczywiście wyjątkiem są tu telewizje informacyjne, które non stop trzymają rękę na pulsie i często są nawet szybsze niż stacje radiowe. Ale one z kolei nie zaspokoją potrzeb takich jak rozrywka, muzyka i relaks. Jeśli ktoś lubi wygodę i dużą mobilność, to radio ma zdecydowanie więcej plusów.


Czy widzisz zmiany w prezentowaniu materiału i sposobu jego przedstawiania przez polskie rozgłośnie?

To zależy. Inaczej zmiany przebiegają w rozgłośniach komercyjnych, inaczej w publicznych. Inny przekaz będzie w stacji o koncesji informacyjnej, inny w stacji o koncesji muzycznej, a jeszcze inny w radiu z koncesją religijno-społeczną. Najszybciej ta forma przekazu zmienia się w komercyjnych stacjach nastawionych na szeroką publikę, tzw. target. Działają one coraz szybciej. Prezenterzy są bardziej dynamiczni, a dziennikarze nastawieni na szukanie sensacji, bo to się dobrze "sprzedaje". Specjaliści od języka polskiego narzekają, że pracownicy rozgłośni coraz częściej, niepotrzebnie starają się naśladować amerykańskich kolegów. Problem w tym, że melodyka obu jerzyków i zasady nimi rządzące są zupełnie inne. Efekt? Złe akcenty wyrazowe, brak akcentów logicznych w wypowiadanych zdaniach i maniera językowa sprawiająca, że informacja zamiast być zrozumiałą, staje się dla słuchacza bełkotem. W stacjach publicznych, także w katolickich (takich jak np. Radio Plus, w którym pracuję) negatywne zmiany są mniej widoczne, bo trzymamy się raczej klasyki przekazu. Jednak musimy być czujni, bo może grozić nam pewien zastój i nienadążanie za wymaganiami słuchaczy. Trzeba więc „dobrze wypośrodkować” nasze działania. Temu służy badanie rynku i profilu docelowego słuchacza, a także ciągłe dbanie o stosowanie poprawnej polszczyzny. W naszym radiu regularnie spotykamy się ze specjalistą logopedą i z polonistą, który czuwa nad tym, by mody językowe nie wpływały negatywnie na komunikatywność. To chyba dobra droga…

 

Niektórzy z prezenterów radiowych są przeciwnikami dużej ilości muzyki w radiu, a co Ty o niej sądzisz?
Jestem przeciwnikiem dużej ilości mówienia w radiu. Muzyka w radiu to podstawa. To ona nastraja słuchacza pozytywnie na cały dzień, to ona mu towarzyszy, to wreszcie dla niej włącza on radio. Czy widziałaś kiedyś gazetę, w której byłby dodatek pt: program audycji radiowych? Nie, są tylko programy TV. Nikt nie sprawdza z wyprzedzeniem, o której będzie taka czy inna audycja. Radia słucha się głównie dla muzyki, wszystko inne (wiadomości, wejścia prezenterskie, konkursy) to tylko cenne przerywniki. Nawet audycje publicystyczne przedziela się co kilkanaście minut dwiema - trzema piosenkami. Z badań wynika, że uwaga słuchacza może być skupiona na mowie jedynie przez trzy minuty. Później człowiek się automatycznie wyłącza. To właśnie dlatego serwisy informacyjne nie powinny trwać dłużej niż 3,5 minuty, a najważniejsze informacje zawsze są prezentowane w pierwszej kolejności. Nikt nie wytrzyma „gadania non stop”.

 

Gdzie lepiej się czujesz: przed kamerą, czy przed mikrofonem radiowym?
Przed mikrofonem radiowym czuję się swobodniej. Poza tym, to moje codzienne miejsce pracy. Mogę iść ubrany jak chcę, mogę być niewyspany i zmęczony na twarzy – nie zaszkodzi, bo nikt mnie nie widzi. Kamera z kolei wywołuje większe emocje, większy „kop adrenalinowy”. Gdy występuje się sporadycznie, tak jak ja – to daje dużo radości i zadowolenia. Gdyby nadarzyła się okazja częstszej pracy z kamerą – pewnie chętnie bym z niej skorzystał, ale raczej nie chciałbym pracować w telewizji informacyjnej. Z relacji kolegów pracujących przed obiektywem wiem, że czasem stres jest trudny do wytrzymania. A ja nie znoszę dobrze zbyt stresujących sytuacji. Wystarcza mi stres pracy radiowej… (uśmiech).

 

Czy możesz nam przedstawić jakieś ciekawostki związane z radiem, o których jako odbiorcy nie mamy pojęcia?

Mogę powiedzieć o swoim „newsowym” podwórku. Niewielu słuchaczy wie, jak w ogóle wygląda praca redaktora i osoby przedstawiającej wiadomości. Niektórzy myślą: siedzi, przeczyta coś raz na godzinę i ma wolne. Otóż nie. To ciężka praca, w której odczytanie informacji to tak naprawdę odpoczynek, finał, wisienka na torcie. Przedtem całą godzinę trzeba intensywnie pracować, weryfikować, pisać, eliminować błędy, przyciąć materiały dźwiękowe i zrobić mnóstwo innych rzeczy. Oczywiście nie robi się tego samemu. Na każde wydanie wiadomości pracuje sztab ludzi, wydawców, reporterów, korespondentów, nie licząc ludzi pracujących w agencjach prasowych, z których pomocy korzysta każde większe radio w Polsce. To praca zespołowa, choć słychać na antenie tylko jeden głos, ewentualnie dwa, gdy czyta się w duecie. Z ciekawostek, z których słuchacz na ogół nie zdaje sobie sprawy, można wymienić np. tzw. udawane żywce (pseudo-spece, para-lajfy). Chodzi o symulowanie „łączenia na żywo”. Słuchacz słyszy zdanie: „W Brukseli jest nasz korespondent Zdzisiek. Ździsiu powiedz, o czym rozmawiali politycy podczas szczytu?” Jest chwila przerwy.... I...? Odpalamy nagrany nieco wcześniej i przesłany mailem głos naszego korespondenta. Nie jest to oszukiwanie słuchacza, bo informacja jest aktualna, a dziennikarz faktycznie jest na miejscu. Po prostu zorganizowanie wozu transmisyjnego i relacji satelitarnej na żywo pochłonęłoby niepotrzebnie ogromne koszty. Ciekawe może być również to, że w radiu nie czyta się już wiadomości z kartki. Wszystko przygotowywane jest na komputerze w pokoju redakcyjnym, a później odczytywane w studiu na tzw. prompterze. Tam również jednym kliknięciem „wypuszcza” się przygotowane wcześniej „setki”, czyli kilkunastosekundowe wypowiedzi w wiadomościach. Coraz rzadziej można też spotkać się z tradycyjną szybą dźwiękoszczelną za którą siedzi realizator i obsługuje sprzęt. Najczęściej w radiach funkcjonuje system one-man, w którym funkcje realizatora pełni prezenter lub dziennikarz, który jednocześnie prowadzi program (wiadomości) i obsługuje stół realizatorski. Ciekawostką może być również to, że informacje w serwisach dość często się powtarzają, co jest praktycznie niezauważalne dla słuchacza, bo odbywa się to w odpowiednich odstępach czasu.

 

Co jest najtrudniejszego w pracy w radiu?
Stres i dłuuuuuugi proces uczenia się. Stres jest zawsze, bo pracuje się pod presją czasu. Każdy etap pracy musi być gotowy na konkretną godzinę. W studiu trzeba się zjawić najpóźniej na dwie minuty przed wejściem na antenę. Dodatkowo, należy cały czas mieć na uwadze rzetelność podawanych informacji i odpowiedzialność za każde słowo. To mocno stresuje. A co do procesu nauki, to trwa on praktycznie cały czas. Najtrudniej jest na początku, kiedy wszystko jest nowe. Później w miarę upływu lat nabiera się wprawy i wiele rzeczy robi się automatycznie. Oczywiście trzeba pamiętać, że te schematy muszą być elastyczne i zawsze dostosowane do zmieniających się wydarzeń. A inne trudności? To np. ataki śmiechu podczas wejścia antenowego. Raz na jakiś czas, coś tak bardzo może rozśmieszyć, że wiadomości mogą na tym ucierpieć. Nie zapomnę, jak z pełną powagą rozpoczynałem czytanie wiadomości od pytania: "Czy Julia Tymoszenko wyjdzie na wolność?". W tym momencie prezenter obok mnie z pełną powagą powiedział pod nosem: "Nie". Tak mnie to rozbawiło, że po kilku chwilach walki poddałem się i na cały głos parsknąłem śmiechem. Wszyscy w studiu aż tarzali się po ziemi. Trudno w takich okolicznościach uspokoić emocje. Na szczęście zdołałem zebrać siły i doczytałem do końca informacje dnia.

 

Czy mówiąc do mikrofonu, wyobrażasz sobie odbiorców?

Kiedyś tak robiłem, ale szybko mi przeszło. Wystarczy podstawowa świadomość tego, że słucha mnie pół Polski (co na początku może przerażać). Staram się skupić na jak najlepszym przeczytaniu tekstu. Zbyt intensywne wyobrażanie sobie słuchacza może zdekoncentrować. Ale po wiadomościach lubię odsłuchać nagrania i sprawdzić, jak wyszło. Wtedy owszem – wyobrażam sobie, jak słuchacze mogli odebrać poszczególne informacje i czy je dobrze zrozumieli.
 

Co myśli Pan o audycjach, które są nagrywane na kamery?

To jeden z przejawów postępującego sojuszu radia, telewizji i Internetu. Dzięki wykorzystaniu kamer telewizyjnych w studiu można w dużym stopniu powiększyć grupę odbiorczą programu radiowego. Jeśli dana rozgłośnia podpisze z telewizją umowę o współpracy, wtedy fragmenty audycji publicystycznych (najczęściej rozmów z politykami) są wykorzystywane w telewizyjnych wiadomościach. To również świetna reklama dla radia. Kamera to także narzędzie interakcji ze słuchaczami. Inwestujemy w budowanie głębszych relacji z słuchaczem, który nie postrzega nas już jak anonimowych "głosów", ale realne osoby.

 

Co w polskich audycjach drażni Ciebie jako odbiorcę?

Manipulacja, tendencyjność w zadawaniu pytań, uleganie utartym sloganom i mało ambitne tematy.


Czy sądzisz, że brakuje jakieś stacji na rynku polskiego radia?

Profile muzyczne i targetowe zostały już chyba wszystkie zagospodarowane. Praktycznie każda grupa wiekowa i społeczna może znaleźć coś dla siebie wśród licznych stacji radiowych. Cieszy mnie to, że powstaje coraz więcej stacji o orientacji konserwatywnej. Ta nisza nie jest jeszcze w pełni zagospodarowana, a słuchaczy zmęczonych mainstreamową papką przybywa. Oni chcą znaleźć radio, które wreszcie będzie przeciwwagą dla liberalnego nurtu.

Dziękuję za rozmowę.

 

Joanna Świerkula

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną