Jak pacyfikowano protest narodowców przeciw sodomickiej tęczy

0
0
0
/

- Narodowcy są wyszarpywani z siedzącej grupy, często powalani na ziemię twarzą do gruntu, skuwani przez klęczących na ich plecach policjantów i wywlekani do policyjnych samochodów - pisze Jan Bodakowski.

 

W sobotę przed południem udałem się na debatę Ruchu Narodowego o polityce obronnej. Na samym jej początku do siedzących w sali na ulicy Marszałkowskiej 7 zaczęły dochodzić SMS-y z informacją o rozpoczęciu budowy sodomickiej tęczy na pl. Zbawiciela. Podobna informacja była kolportowana przez media społecznościowe.


Szybka decyzja, wychodzę z konferencji. Kieruję się do punktu ksero, i piszę na komputerze cztery wzory plakatów, dwa teksty po dwie różne czcionki. Na jednym umieszczam tekst „niskie podatki lepsze od sztuki nowoczesnej”, na drugim „sodomia szkodzi zdrowiu jak narkotyki”. Powielam kilkukrotnie w formatach A3 i A4. Kupuje w kiosku taśmę klejącą. Od miłej pani w pobliskim sklepie dostaje kilka tekturowych pudełek. Na tekturze naklejam plakaty – policja już bacznie mi się przygląda.


Plakaty rozdaję zbierającym się młodym przeciwnikom sodomickiej tęczy i razem z młodymi ludźmi ustawiam się na tle tęczy. Kiedy robię zdjęcia patrol policji rozpoczyna spisywanie trzymających plakaty. Pod siedzibą sztabu wyborczego Ruchu Narodowego pojawia się coraz więcej młodych ludzi, część ma biało czerwone flagi.


Na środku placu montowana jest stalowa konstrukcja tęczy. Olbrzymi dźwig przenosi z lawety stalowe kawałki konstrukcji.


W pewnym momencie kilkadziesiąt osób, narodowców i dziennikarzy, rusza na środek pl. Zbawiciela. Narodowcy zajmują pagórek na którym ma zostać zamontowana konstrukcja tęczy. Kandydat Ruchu Narodowego do europarlamentu Krzysztof Bosak domaga się od policji zablokowania nielegalnej budowy. Narodowcy siadają i rozpoczynają bierny pokojowy protest w stylu Mahatmy Gandhiego. Policja nakazuje opuszczenie terenu. Decyduję się usłuchać policji, jak słusznie podejrzewałem dojdzie później do brutalnej pacyfikacji protestu. Nie mam ochoty zostać męczennikiem, wolę pozostać poza kordonem i dalej dokumentować protest.


Chodzę wokół placu. Spotykam Eugeniusza Sendeckiego i udzielam mu wywiadu dla Telewizji Narodowej. Widzę jak policja nie dopuszcza dziennikarzy w miejsce gdzie są pacyfikowani protestujący, dziennikarze protestują i dostają mandaty karne za przechodzenie przez ulicę w niedozwolonym miejscu. Kordon oddziałów prewencji i podjeżdżające samochody policyjne skutecznie zasłaniają pacyfikację protestu.


Narodowcy są wyszarpywani z siedzącej grupy, często powalani na ziemię twarzą do gruntu, skuwani przez klęczących na ich plecach policjantów i wywlekani do policyjnych samochodów. Za kordonem gapie krzyczą „gestapo”, „zomo”, „bijecie Polaków”. Kiedy odchodzę od grupy gapiów atakuje mnie zwolennik tęczy. Usiłuje mi wyrwać plakat i go podrzeć. Grozi mi pobiciem. Ucieka gdy krzyczę do policjantów, że zostałem napadnięty i napastnik mi grozi.


Gdy kończy się pacyfikacja do grupy gapiów pod kościołem na placu Zbawiciela podjeżdża policyjny samochód. Zostaję spisany przez policje. Na podstawie artykułu 15. Gdy pytam się czego on dotyczy policjant wyjaśnia, że policja może szukając osoby poszukiwanej legitymować osoby nie łamiące przepisów.


Jan Bodakowski


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną