Francuski łącznik

0
0
0
/

Prezydent Macron chce rozbić jedność Grupy Wyszehradzkiej. Na to gra, podobnie jak Niemcy, którzy obawiają się że sojusz V-4 zagrozi projektowi Mitteleuropa i pozbawi je dotychczasowej hegemonii. Kanclerz Merkel zaciera ręce, że wyręcza ją francuski łącznik, bo ona wybory ma już na karku. Rozpoczęte dziś tournee Macrona po krajach Europy Środkowej, to powrót do polityki kolonialnych paciorków. Pytanie kto zechce je brać od bankruta, bo Francja ma deficyt budżetowy niczym Rów Mariański. Macron będzie przekonywać Austrię, Rumunię, Bułgarię i Słowację do korzystnych dla Francji i Niemiec zmian w unijnej dyrektywie, której zapisy o wolnym przepływie usług i pracowników Macron traktuje nie w kategoriach działania konkurencji, lecz jako „dumping socjalny”.   Pracownicy delegowani stali się raptem problemem dla Francji numer jeden. Nie terroryzm, ani obowiązujący od miesięcy w jego kraju stan wyjątkowy, lecz przede wszystkim polski „hydraulik” i polscy przewoźnicy, którzy z racji różnicy w zarobkach i ogólnych kosztach pracy stali się – z racji konkurencyjności- głównym przeciwnikami francuskiego socjalistycznego świata pracy. Im gorsze notowania Macron odnotowuje we własnym kraju, gdzie trzy miesiące po wyborach ma już niecałe 32 proc. poparcia, tym bardziej chce się wykazać sukcesami za granicą. Zwłaszcza, że już na poważnie rozpoczęły się negocjacje jego ekipy ze związkami zawodowymi w sprawie liberalizacji kodeksu pracy, i w istocie weszły w decydującą fazę. Po raz pierwszy od zapowiedzi przykręcenia związkom śruby, centrale związkowe dostały do zaopiniowania kompletny tekst pakietu reform i muszą zająć stanowisko do 31 sierpnia, zanim ustawy zostaną skierowane do parlamentu. Gdyby parlament wywinął Macronowi numer - choć na to się nie zanosi bo republikański ruch En Marche! ma w nim zdecydowaną większość - już zapowiedział, że reformy wprowadzi dekretem. Związki CGT i SUP, które ulicznymi protestami zablokowały wydłużenie we Francji wieku emerytalnego do 67 lat ,wiec obowiązują 62 lata, już się namawiają do zadymy 12 września, więc Macron czyni umizgi. Chce im położyć na stół nie tylko kij, ale i marchewkę w postaci ukręcenia łba konkurencyjnym polskich firmom (bo ich jest najwięcej), zatrudniającym we Francji polskich pracowników, by do żadnej konkurencji nie dochodziło. Ma być socjalistyczna „urawniłowka” jak ongiś w Związku Radzieckim i krajach satelickich. Ktoś ironicznie zauważył, że sojusznika z pewnością znajdzie też w Moskwie, bo razem budują na dnie Bałtyku kolejną rurę, mimo ogłoszonego przez UE embarga. Będą mogli z Putinem pogadać o takich "dokonaniach" ludzkości jak "rewolucja francuska" i bolszewicka. Ale, ad rem…Polskie firmy mają płacić swoim ludziom nie pensję minimalną, jaka obowiązuje we Francji, ale tyle euro, ile zarabiają francuscy przewoźnicy, spawacze, informatycy, budowlańcy i inni pracownicy, którzy patrzą niechętnym okiem na tańszych – więc konkurencyjnych rywali znad Wisły. Macron chce jeszcze, aby te firmy płaciły pracownikom nie polski ZUS, ale francuskie ubezpieczenia społeczne. I aby np. polscy przewoźnicy nie mogli nocować w przygotowanych do spania tirach, które użytkują, oszczędzając w ten sposób na dietach, lecz opłacali pokoje we francuskich hotelach, bo to francuski (nie żaden polski) interes ma się kręcić. Przywalanie w ten sposób polskim firmom, które nie mają tak długiej jak francuskie metryki biznesu (wiele z nich jest na dorobku, podobnie jak delegowani przez nie pracownicy, dla których zarobek 7 tys. złotych plus delegacje jest korzystny)- to w rzeczywistości uderzenie również w kieszenie Francuzów, którzy woleli zatrudnić polskiego pracownika, dlatego że był tańszy, a często i bardziej solidny. Po zmianie dyrektywy, jeśli do tego dojdzie, rodacy Macrona więcej będą musieli wykładać pieniędzy na prace budowlane i remontowe, usługi transportowe i spawalnicze, na opiekunki dla starszych osób i wszystkie te roboty, do których Francuzi nie mają serca, choć generalnie mają je „po lewej stronie”. Totalna opozycja zaciera ręce, że Macron ominął w tym tournee Polskę i Węgry, czyli zagrał nam na nosie, że to zemsta za caracale, odmowę przyjmowania uchodźców i inne formy „wstawania z kolan”. No tak, lepiej było dalej leżeć plackiem. To ulubiona wobec UE pozycja podległości, jaką prezentowano przez osiem lat propagandowego serwowania nam widoku „zielonej wyspy”, która okazała się fatamorganą. Macron do nas nie przyjechał, bo dobrze zna polskie w tej sprawie stanowisko. Obecne zasady unijnej dyrektywy zakładają dopuszczenie wszystkich państw i obywateli UE do wspólnego wolnego rynku, swobodnego przepływu kapitału, usług i pracowników. Zaś wspólny wolny rynek oznacza, że wszystkie podmioty powinny działać w warunkach rynkowej konkurencji. Oznacza to też walkę o klienta poprzez cenę i jakość towaru lub usługi. Zasada ta była dotąd przestrzegana i kontrolowana. Wprowadzenie forsowanych przez Macrona zmian przez Brukselę wywróci do góry nogami dotychczasowe zasady funkcjonowania UE. Polscy internauci już proponują działania symetryczne. Wprowadzenie we francuskich fabrykach, firmach, supermarketach i innych instytucjach na terenie Polski francuskich stawek płacy, by w końcu zarabiali jak ich koledzy Francuzi na tych samych stanowiskach. No i koniecznie trzeba wymusić ,aby te firmy płaciły w Polsce, a nie we Francji, w pełnej wysokości podatki. Alicja Dołowska

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną