I co? Wygląda na to, że w sprawie imigrantów mieliśmy rację. Ustalenia paryskiego miniszczytu z udziałem przywódców Francji, Niemiec, Hiszpanii i Włoch oraz przedstawicieli czarnego lądu – z Czadu, Nigru i Libii – przez których terytoria płynie fala imigrantów, wyraźnie na to wskazują.
Macron i Merkel co prawda nadal pyskują, ile wlezie, ale dziś – dla odwrócenia uwagi - raczej w kwestii praworządności, której podobno w Polsce brakuje, a u nich jest. Ani w głowie im uderzyć się w piersi, przyznać, że zaakceptowali nasz pomysł, by potencjalnym imigrantom pomagać na miejscu, gdzie żyją w poczuciu beznadziei. Mówiliśmy o tym od dawna, że taki powinien być kierunek i w miarę możliwości tam pomagamy.
Podobnie twierdził ks. prof. Waldemar Cisło, którego wypowiedzi w tej kwestii brzmiały identycznie jak premier Szydło i zapewnienia, że Polska na terenie krajów objętych wojną i wstrząsanych konfliktami –niesie pomoc. - Uchodźcy są dla Komisji Europejskiej politycznym biczem na Polskę, Czechy i Węgry - twierdził ks. Cisło.
W jego opinii, wpierw dojść musi do normalizacji życia w tych krajach i podniesienia poziomu życia ludności. Ludzie muszą widzieć dla siebie życiowe perspektywy w miejscu zamieszkania. Problem ma w rzeczywistości związek z globalizacją, rabunkową eksploatacją złóż naturalnych przez ogólnoświatowe koncerny, upokarzająco nisko wynagradzaną pracą lokalnych społeczności, pracujących w urągających godności warunkach.
To o wielką kasę, złoża dóbr naturalnych i polityczne wpływy toczą się wojny, w których cierpią niewinni ludzie. Dziś również kolonializm, w którym swój udział miały europejskie kraje, których szefowie zjechali do Paryża, wystawia Europie Zachodniej rachunek. Nie wszyscy pamiętają, że Francja, dawne mocarstwo kolonialne, dalej ma posiadłości pozaeuropejskie i Unia Europejska obejmuje przez to francuskie obszary na wszystkich kontynentach, z wyjątkiem Azji i Grenlandii. Te posiadłości mają różne statusy, formy autonomii i zależności od Francji. Część z tych terytoriów stanowi integralną część Francji i wchodzi wraz z nią w skład UE. Warto pamiętać, że Francja nadal posiada terytoria zależne w Afryce, Australii i Oceanii, obu Amerykach, a także na wyspach należących do Antarktydy. Departamenty zamorskie są to tzw. Rejony Peryferyjne Unii Europejskiej. Do Francji przynależą Gujana Francuska, Gwadelupa, Martynika, Reunion i Majotta. Istnieją ponadto francuskie zamorskie wspólnoty terytorialne: Polinezja Francuska, Saint-Barthélemy, Saint-Martin, Saint-Pierre i Miquelon, Wallis i Futuna oraz Nowa Kaledonia.
Odrębne kategorie tworzą Francuskie Terytoria Południowe i Antarktyczne oraz Wyspa Clippertona – niezamieszkany koralowy atol na Oceanie Spokojnym. Obecność mieszkańców tych rejonów to we Francji już norma. Ale o pomoc i socjal rękę wyciągają też mieszkańcy byłych już terytoriów: Tunezji, Maroka. Algerii, Konga i innych rejonów, na których pokolenia Francuzów zbijały fortuny. Wchodząc do Unii Europejskiej z tej geografii uwikłań krajów postkolonialnych nie zdawaliśmy sobie sprawy, ani z konsekwencji. Wydawało się, że to zamierzchła przeszłość. Do głowy nam nie przyszło, że Wspólnota Europejska będzie musiała za eksploatację tych krajów płacić przyjmowaniem ludzi żądnych lepszego życia i będzie to także wymagane od nas, kraju przez pół wieku odgrodzonego od światowej gospodarki żelazną kurtyną i nadrabiającego od niedawna gorączkowo zaległości.
Teraz chcą, abyśmy za tamtą biedę i zbijane na krzywdzie majątki miliarderów wzięli w ramach solidarności odpowiedzialność. Doprawdy, łajanie społeczeństwa na dorobku, kraju niskich płac i głodowych często emerytur, w którym jeszcze bardzo wiele rodzin żyje na granicy ubóstwa, gdzie niedofinansowana w znaczący sposób pozostaje służba zdrowia i pomoc społeczna, brzmi jak absurd.
Do tych zaszłości postkolonialnych UE dochodzą teraz jeszcze groźne w skutkach różnice kulturowe i wojowniczy islam, opętany dżihadem i chęcią mordu na „niewiernych”. Ile czasu trzeba było znosić obrazę za brak solidarności, ksenofobię i nacjonalizm „tych egoistycznych Polaków”. Im bardziej Zachód nie radził sobie z problemem napływu uchodźców, tym bardziej nas obrażali eurokraci z Brukseli i rodzime lewactwo, jeżdżące do Brukseli ze skargami na własny kraj. Chociaż najwięcej mówiło się o odrzucaniu propozycji unijnych przez Polskę i Węgry, to jakoś milczano o Austrii, której stanowisko w tej sprawie było jeszcze bardziej nieugięte.
Tarmoszona za uszy i grillowana Polska powinna przypomnieć tym, których nauczyliśmy jeść widelcem, że mamy swój rozum i dobre rozeznanie problemu, i od nas też można się czegoś nauczyć.
A propos widelca. Nie robiłam badań, ale reżyser Juliusz Machulski przyznał, że problem zgłębił i zawarł w swoim filmie, bo to nie kpiny, lecz rzeczywiście (przez jakiś czas polski król) Henryk Walezy, który wywiał do Paryża, gdy tylko nadarzyła się okazja, by zostać władcą Francji, po raz pierwszy właśnie u nas zobaczył widelec i nauczył się nim jadać. Tak mu się to spodobało, że po przybyciu do Francji rozpowszechnił ten zwyczaj, bo wcześniej Francuzi widelca nie znali. Do nas widelec miał przybyć z Włoch wraz z Boną Sforza, jak włoszczyzna, więc w jedzeniu widelcem byliśmy od słynących z celebracji jedzenia Francuzów wcześniejsi.
Co tak cicho dziś totalna opozycjo łaknąca w naszym kraju uchodźców jak kania dżdżu? Zrzedły wam miny po ustaleniach paryskich, które tylko potwierdziły słuszność naszych racji? I wy dziś jak Merkel odwracacie uwagę, choć wyszło na nasze, że trzeba pomagać potencjalnym imigrantom na miejscu, inwestując w najbardziej zaniedbane obszary: przemysł, zdrowie, budownictwo, szkolnictwo, naukę, poprawę warunków życia. Przecież teraz Unia ma przeznaczyć miliardy euro, by nakręcić koniunkturę zdemontowanych państw postkolonialnych, które nie radzą sobie z gospodarką i problemami społecznymi. Przy okazji, nakręci koniunkturę własnych firm, które wejdą tam z inwestycjami. Nareszcie zaczęto rozmawiać o problemach radzenia sobie z migracją na tzw. centralnym szlaku śródziemnomorskim.
Rozpatrywano plan ograniczenia imigracji z Libii, przewidujący tworzenie punktów rejestracji imigrantów na terenie Libii, gdzie miałyby być rozpatrywane wnioski o azyl na podstawie kryteriów określonych przez ONZ. Brany był też pod uwagę pomysł przekazania kryzysu migracyjnego krajom sąsiednim, którym się za to zapłaci. Podobnie jak Turcji, która za miliardy euro otrzymane od UE teoretycznie nie zezwala uchodźcom z Syrii na wyprawę do Europy.
Choć nadal nie ma zadowalającego wszystkich rozwiązania w sprawie napływu setek tysięcy ludzi uciekających przed wojnami, biedą oraz polityczną i ekonomiczną niestabilnością w Afryce i na Bliskim Wschodzie, zaczęła rodzić się nadzieja. I świadomość, że bez włączenia się Stanów Zjednoczonych, które wciąż „kręcą lody” na Bliskim Wschodzie i w Afryce Płn., zabezpieczając własne biznesy, Unia Europejska sama nie da rady. Potrzeba Trumpa.
Alicja Dołowska