Wkrótce z osiedlowych placów zabaw znikną liczne gromadki wesołych dzieci, nie będzie widać również młodzieży włóczącej się bez jasno określonego celu i coraz rzadziej spotkać będzie można spacerujące rodziny.
Dlaczego? Może z obawy przed imigrantami pozamykają się w czterech ścianach? A może to wynik kryzysu demograficznego? A może program 500+ jest po prostu medialną wydmuszką? Nic bardziej mylnego! To ogólnonarodowe spustoszenie spowodowane będzie powszechnym obowiązkiem szkolnym. Wpajamy dzieciom od najmłodszych lat wiarę w to, że muszą chodzić do przedszkola lub szkoły, bo to ich obowiązek. Ale czy tak powinno być?
Kardynalny błąd
Polski ustawodawca sprawił, że w pięknym kraju nad Wisłą wyolbrzymiono obowiązek szkolny a do jego cienia zepchnięto bardzo ważny - obowiązek nauki. Ten ostatni jest ważniejszy, a co istotniejsze, bardziej pociągający, gdyż każde dziecko w naturalny sposób chce poznawać świat. Ktoś kiedyś błędnie (a może świadomie) zaczął „podporządkowywać” obowiązek szkolny obowiązkowi nauki. Wielu nawet nie wie, że między tymi oboma pojęciami istnieje zasadnicza różnica. Niestety, w obecnym systemie szkolnictwa obowiązek nauki, czyli edukacja i zdobywanie wiedzy wydają się być pewnego rodzaju przywilejem. W znacznej mierze skierowany jest on do elitarnych szkół i rodziców samodzielnie uczących swoje dzieci. Natomiast obowiązek szkolny oznacza, że do szkoły musi chodzić każdy, a uczą się niestety tylko nieliczni. Dlatego należałoby te dwa obowiązki: szkolny i nauki, lepiej zrozumieć i nie utożsamiać ich ze sobą.
Szkoła czy edukacja?
Czy nie ważniejsza w życiu każdego człowieka powinna być nauka a nie szkoła? Mam wrażenie, że edukacja została zepchnięta na margines przez szkołę i zasady w niej panujące. Szkoła w walce z nauką wygrywa. W obecnym systemie szkolnictwa ważniejsze jest, aby dziecko chodziło do szkoły, miało dzień wypełniony od rana do późnego popołudnia. Istotniejsze jest, aby rodzice zdążyli pójść i wrócić z pracy, niż aby dziecko zdobywało wiedzę, rozwijało swoje zainteresowania, ba (!) żeby w ogóle zaczęło się czymś interesować! Przecież w szkole, w której wszyscy mają te same podręczniki, mają przeczytać te same lektury i wszyscy mają ten sam program nauczania, trudno jest mieć jakiekolwiek zainteresowanie. Najlepiej jest dla wszystkich, by nikt się nie wyróżniał, wszyscy myśleli i robili to samo, by każdy był przewidywalny. W przeciwnym razie, jak nauczyciel mógłby opanować ponad dwudziestoosobową grupę uczniów?
Przede wszystkim nauka
Czy obowiązek szkolny i obowiązek nauki to ten sam obowiązek? Czy jeden bez drugiego może być realizowany? Oczywiście, że tak. Można nawet dojść do wniosku, że łatwiej jest je wypełnić, gdy będzie się je realizowało osobno. Jeśli szkoła ma być miejscem, gdzie dzieci i młodzież mają przebywać pod nieobecność rodziców, to niech tak będzie. Jeśli ma być miejscem, w którym mogą miło bądź nie miło, ale z własnej i nieprzymuszonej woli spędzać czas, to niech tak będzie. Nie udawajmy, że ma być inaczej, że szkoła ma uczyć i poszerzać horyzonty. To konkretni ludzie tacy jak nauczyciele, trenerzy, rodzice, czy dziadkowie inspirują i pomagają rozwijać się młodym ludziom. Odrzućmy obowiązek szkolny. Jeśli dzieckiem chcą się zająć w domu rodzice, to pozwólmy im na to. Szkoła nie ma monopolu na naukę i do edukacji nie jest niezbędna. Może nawet przeszkadzać, ograniczając i zawężając horyzonty. Znieśmy obowiązek szkolny, a połóżmy nacisk na obowiązek nauki.
Bo czy można nauczyć się życia z podręcznika? Czy można zachwycić się jego smakiem z opowiadań nauczyciela, który go nigdy nie skosztował? Każdy sam musi odpowiedzieć sobie na te pytania.