Jak wiadomo, za komuny Służba Bezpieczeństwa werbowała agenturę w rozmaitych środowiskach, również wśród duchowieństwa. W czasach stalinowskich przybrało to nawet postać masowego ruchu tzw. „księży patriotów”, do którego bezpieka werbowała różnych księży; zarówno takich, którzy opinię św. Pawła jakoby wszelka władza pochodziła od Boga, pojmowali dosłownie, jak i takich, którzy zostali tak poobijani podczas niemieckiej okupacji, że nie mieli już odwagi ponownie wejść na drogę męczeństwa i wreszcie takich, którzy zwęszyli w tym szansę na osobiste kariery i tak zwane „życie ułatwione” przy komunistach.
Oczywiście komuniści też nie byli w ciemię bici, więc za obietnicę „życia ułatwionego” żądali wykonywania zadań zmierzających do destrukcji Kościoła i w ogóle – chrześcijaństwa w Polsce. „Księża-patrioci” dopieszczani byli na wszelkie możliwe sposoby przez ówczesne władze, w imieniu których czynności organizatorskie sprawowało Stowarzyszenie PAX. Charakterystyczną postacią tego ruchu był przewielebny ksiądz Leonard Świderski, wykształcony filozof i teolog, już przed wojną cieszący się reputacją „Rasputina”, który w roku 1947 został konfidentem UB. Proces destrukcji Kościoła nie poszedł w Polsce tak daleko, jak w samym Związku Sowieckim, gdzie bolszewicy, po wymordowaniu albo zesłaniu do łagrów tamtejszego duchowieństwa, zorganizowali tzw. „Żywą Cerkiew” złożoną z poprzebieranych agentów GPU, ale w tym właśnie kierunku zmierzał.
Niewiele to jednak pomogło, bo tak zwani ludzie prości szybko na podstępie się poznali. Pamiętam z dzieciństwa scenę z jednego z lubelskich kościołów, do którego zabrała mnie ze sobą matka. Był to czas przed Wielkanocą i przed konfesjonałami uformowały się kolejki penitentów. Wtem przed jednym konfesjonałem stanął jakiś mężczyzna i zawołał: „ludzie, to ksiądz patriota!” Kolejki przed tym konfesjonałem zniknęły w jednej chwili, jakby zdmuchnęło je tornado, a po chwili z konfesjonału wyszedł ksiądz czerwony jak bolszewicka flaga. Reakcja ludzi była całkowicie zrozumiała; spowiadanie się u księdza-patrioty było uważane za karygodną lekkomyślność, bo było wysoce prawdopodobne, że o wyznaniach penitenta jeszcze tego samego dnia może dowiedzieć się UB. Toteż kiedy tylko po śmierci Stalina rozpoczęła się tak zwana „odwilż” („a może sławny wspominać Październik, gdy nas skołował chytry stary piernik...”), ruch „księży patriotów z dnia na dzień zaczął usychać, smrodem swego rozkładu zatruwając atmosferę aż do lat 70-tych.
Spostrzegawczość tzw. „prostych ludzi” miała mocnego sojusznika w postaci nieugiętości Prymasa Stefana Wyszyńskiego, który cieszył się zaufaniem opinii katolickiej w Polsce. Oczywiście nie wszystkich, bo tacy filuci, jak np. przewielebny ksiądz Mieczysław Maliński wyrażali się o nim lekceważąco, jako o „organiściuchu” - bo ojciec Prymasa był organistą, a w stosunku do organistów przewielebny ksiądz Maliński poczucie wyższości odziedziczył „po królu, swoim ojcu”. Ale fortuna kołem się toczy i pysznych poniża, toteż przyszła kryska i na niego, bo kiedy z dokumentów IPN okazało się, że był konfidentem SB o pseudonimie operacyjnym „Delta”, wielce skonfundowany bąkał, że jeśli nawet coś tam i palił, to się nie zaciągał, a kontakty z ubekami utrzymywał po to, by dzielić się z nimi „radościami z papieskich pielgrzymek”. Otóż prymas Wyszyński był przez takich pięknoduchów krytykowany za forsowanie w Polsce tzw. „katolicyzmu ludowego”, którego zawodowi katolicy, za pozwoleniem bezpieki jeżdżący na ekumeniczne sympozjony, na których pili sobie nawzajem z dzióbków z rozmaitymi „braćmi odłączonymi”, trochę się wstydzili. Któryś z nich pewnego razu zagadnął prymasa, dlaczego właściwie to robi. W odpowiedzi usłyszał od Prymasa, że w miarę swoich możliwości stara się naśladować Pana Jezusa. No a cóż Pan Jezus? Ano zadawał się z jakimiś rybakami, z jakimiś celnikami, nawet z nierządnicami – ale starannie unikał towarzystwa ówczesnych intelektualistów, czyli faryzeuszy, którym wymyślał od „plemienia żmijowego” i „grobów pobielanych”.
Wspominam o tych wszystkich historiach, bo obawiam się, że tylko patrzeć, jak za sprawą starych kiejkutów, którzy w naszym nieszczęśliwym kraju wykonują zadania – na tym etapie zlecane przez Naszą Złotą Panią Adolfinę - odtworzy się ruch księży – może tym razem już nie „patriotów”, ale na przykład - „ postępowych demokratów”, którzy będą krzewić nieubłagany postęp nie tylko na ziemi, ale również – lansować przemianę Królestwa Niebieskiego w Socjalistyczną Republikę Niebieską. Według wszelkiego prawdopodobieństwa trzon tego ruchu będą stanowili przewielebni zwerbowani przez Wojskowe Służby Informacyjne już w tzw. „wolnej Polsce”, którzy z tego powodu nie muszą obawiać się żadnej lustracji – no a za nimi pociągną również ci, którym też podoba się „życie ułatwione”, którego z chrześcijańską ortodoksją pogodzić niepodobna bez potężnego dysonansu poznawczego. Ponieważ instytucje Unii Europejskiej zostały zaangażowane w komunistyczną rewolucję, to jestem pewien, że ruch „postępowych demokratów”, zaangażowany w dodatku w przemianę Królestwa Niebieskiego w Socjalistyczną Republikę Niebieską, będzie szczodrze subwencjonowany, no i oczywiście – wychwalany pod niebiosa przez żydowskie lobby polityczne w Polsce, które na tym etapie kolaboruje z Niemcami z gorliwością, jakiej nie powstydziłby się Chaim Rumkowski.
Stanisław Michalkiewicz