W ubiegłym tygodniu na ulicy zaczepiła mnie jakaś feministka- aktywistka, podsuwając mi pod nos deklarację w obronie praw kobiet. Gdy zaczęłam z nią rozmawiać, dowiedziałam się w jakim państwie totalitarnym żyję i jak kobiety muszą walczyć o demokrację. Stek banałów zaowocował jednym konkretem – prawa do aborcji i refundacja In vitro. Rozmawiając z aktywistką nawet nie wiedziałam, że 9-10 września w Poznaniu odbędzie się kolejny Kongres Kobiet. Prezydent Jacek Jaśkowiak był dumny, że w jego grodzie odbywa się takie doniosłe wydarzenie. „Dzięki Kongresowi, Poznań można w pełni nazywać wolnym miastem” – obwieszczał.
Przypomniały mi się ubiegłoroczne żałosne happeningi, które miały miejsce w czasie tego epokowego wydarzenia. Panie założyły sobie na znak protestu papierowe worki na głowy. Rządna kabaretowych wyczynów feministek- aktywistek czekałam na zabawny spektakl. Niestety w tym roku z happeningów zrezygnowano. A szkoda. Byłby to wesoły akcent całego Kongresu.
Ale i tak bez zaklejania ust i wkładania worków na głowę było również zabawnie. Trzeba było tylko prześledzić wystąpienia uczestniczek. Kogóż tam nie było… panie reprezentowały lewicowy świat kultury, nauki, biznesu, polityki. Licznie stawiły się posłanki Nowoczesnej, PO. Kadrę naukową reprezentowały Magdalena Środa i Małgorzata Fuszara, brylowała posłanka Joanna Mucha i europosłanka Danuta Hubner. No i oczywiście przeróżne „dziewuchy”, organizatorki Manify, czarnego protestu parasolek i innych egzotycznych ruchów kobiet.
Tegoroczny Kongres Kobiet przebiegał pod dramatycznym hasłem – „Alert dla praw kobiet”. Brzmiało to tak, jak zapowiedź zbliżającego się huraganu, który zmiecie prawa kobiet i przywróci XIX-wieczny porządek. Już deklaracja nie pozostawiała żadnych złudzeń, co do przebiegu obrad. „Żaden z naszych postulatów nie może zostać zrealizowany w państwie, które nie przestrzega podstawowych standartów demokracji – czytamy w deklaracji . Wiadomo, że w umysłach tych pań obóz rządzący nie przestrzega żadnych zasad, dlatego z deklaracji można się było dowiedzieć, że kobiety będą walczyć o wolne sądy, wolne media, przestrzegania Konstytucji. Będą walczyć o prawa reprodukcyjne ( wyrażenie to kojarzy się raczej z rozrodczością bydła), stosowania w praktyce Konwencji RE dotyczącej przemocy wobec kobiet. Domagają się polityki socjalnej, która nie wyklucza kobiet z rynku pracy i emerytur, o parytety, nowoczesną edukację, prawa osób LBGT. Czytałam ze zdumieniem i nie wiedziałam w jakim zamordystycznym kraju żyję. Te panie egzystują w jakiejś alternatywnej rzeczywistości i walczą o to, co już jest stosowane. Pohukują chyba tylko dla samego pohukiwania.
Na Kongres zostali zaproszeni mężczyźni: Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, prezydent Słupska Robert Biedroń, czołowy polityk Platformy Borys Budka i następca najgłośniejszego alimenciarza Kijowskiego, nowy szef KOD Krzysztof Łoziński.
Czego można się było spodziewać po tam szacownym gronie? Henryka Bochniarz lamentowała nad naszą pozycją międzynarodową i konieczną walką kobiet o pozostanie w Unii Europejskiej. Danuta Hubner biadoliła nad naszym osamotnieniem w UE oraz straconą możliwością tworzenia jakichkolwiek koalicji. Prof. Małgorzata Fuszara oświadczyła, że „stulecie praw kobiet zbliża się wielkimi krokami”. Joanna Schmidt grzmiała, że ten rząd obalą kobiety. Zdaniem jej koleżanki Joanny Scheuring- Wielgus z takimi mądrymi i światłymi kobietami da się wszystko zrobić. Marta Lempart roztaczała czarną wizję zwycięstwa PiS-u w wyborach samorządowych, gdy w szkołach będą się uczyć o Żołnierzach Wyklętych i przypominała tryumf czarnego protestu, który jeszcze dzisiaj ponoć przyprawia o nocne poty Jarosława Kaczyńskiego i Beatę Szydło. Jak zawsze aktywna Barbara Nowacka zapowiedziała zbieranie podpisów za legalizacją aborcji i niezmiennie dawała ten sam argument, o wolnym, brzuchu kobiecym.
Krzysztof Łoziński rozmarzył się o ulicznych 2,3 milionowych protestach, których przestraszy się Kaczyński. Dużo z trybuny padało zabawnych smaczków, oderwanych od rzeczywistości.
W obradach wzięły udział dwie byłe pierwsze damy: Jolanta Kwaśniewska i Anna Komorowska. Swoje uczestnictwo ze względów osobistych odwołała Danuta Wałęsowa. Zastanawia, co takie wierzące katoliczki, za jakie się uważają, robiły w gronie zwolenniczek aborcji i in vitro. Jolanta Kwaśniewska ubolewała, że Agata Duda przysłała jedynie list na panel dla niepełnosprawnych, zamiast pojawić się na Kongresie osobiście.
A tak ogólnie – stała się haniebna sprawa, żadna przedstawicielka obozu rządowego nie pojawiła się w Poznaniu. To doskonale świadczy o nikczemnych zamiarach wobec polskich kobiet. Tak, że feministki-aktywistki stańcie do alertu, bo tsunami demokracji już blisko.
Iwona Galińska