Gdy podczas jakiegokolwiek programu publicystycznego w TV wyłączy się głos i obserwuje się twarze uczestników, można bezbłędnie poznać, kto reprezentuje Platformę Obywatelską. Butne, zadowolone z siebie oblicza, z błąkającym się ironicznym uśmieszkiem to zapewne reprezentanci „partii miłości”. Mają w sobie arogancję, bezczelność i to poczucie wyższości nad zwykłym Polakiem. Należą przecież do kasty panów i nic nie zmiecie ich dobrego samopoczucia. Jeżeli chwilowo nie rządzą, nie poddają się. Są przekonani, że wkrótce wrócą na właściwe miejsce, które tylko przez dopuszczenie do wyborczych głosów przeróżnych wąsatych Januszów i otyłych Grażyn na chwilę utracili.
Sztandarową postacią tego kalibru jest wieloletni prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, który wczoraj na przesłuchaniu komisji sejmowej w sprawie Amber Gold dał popis swojego chamstwa i arogancji.
Zastanawia mnie jedno. Jak taki człowiek może rządzić Gdańskiem przez 20 lat. Przez kogo został wybrany. Wiadomo, że jest ulubieńcem tzw. elit biznesowych, kulturowych, celebryckich. Ale to chyba nie wystarczy, aby zdobyć pierwsze miejsce w wyborach. Czym kupił sobie zaufanie zwykłych gdańszczan, stoczniowców, ludzi pracy, którzy kiedyś stworzyli ruch Solidarność. Co się stało z tymi ludźmi, którzy kilkadziesiąt lat temu, a wcześniej jeszcze w 1970 roku stanęli do walki z władzą komunistyczną, podobnie butną, arogancką i wszechmocną, jak obecnie ludzie Platformy. Czym przeróżne Adamowicze, Karnowscy, Tuski, Arabskie, Nowaki zaczarowały wyborców. Trudno zrozumieć, dlaczego duże bastiony samorządowe są nadal w ich rękach. Gdańsk nie jest w tym osamotniony. To samo się dzieje w Warszawie, gdzie trzykrotną kadencję sprawuje Hanna Gronkiewicz-Waltz. Taka sama buta i arogancja, stawianie się ponad prawem, umoczenie w gigantycznej aferze reprywatyzacyjnej. Bezczelne niestawianie się przed komisją, a karami za nieobecność obciążanie podatników to tylko ostatnie wyczyny bufetowej. Jeden z sondaży wskazał, że gdyby chciała ponownie kandydować na stanowisko prezydenta stolicy, znów by wygrała.
Włodarze wielkich miast, gdy dorwą się do stołków, żadna siła nie jest w stanie ich obalić. Musieli by chyba stać na rozstajnych drogach z nożem w zębach i mordować, aby wyborcy przejrzeli. Z psychologicznego punktu widzenia jest to bardzo ciekawe i naukowcy powinni się tym problemem zająć.
Rozbestwiona władza samorządowa jest bardzo niebezpieczna i zagraża zasadom praworządności. Paweł Adamowicz udzielny władca księstwa gdańskiego przez lata swego panowania dorobił się 36 kont bankowych, jest właścicielem bodaj 7 mieszkań. Traktuje miasto jak swoją własność z podległymi mu urzędnikami, sędziami, prokuratorami. Całkowita bezkarność. Choć ostatnio zaczynają dobierać mu się do biznesowej skóry. Promuje swoje miasto jako Wolne miasto Gdańsk, wyłączone spoza rządów Rzeczpospolitej. Jeden z kursujących tramwajów nazwał imieniem hitlerowskiego dostojnika.
Czego się można było spodziewać po jego wystąpieniu przed sejmową komisją w sprawie Amber Gold? Swoim zachowaniem dał niebywały popis arogancji i buty. Oczywiście nic nie pamiętał, o niczym nie wiedział, nie znał Marcina P., jak i innych osób umoczonych w aferze. Przed wakacjami składał zeznania Marcin P. i mówił o bliskich relacjach z prezydentem Gdańska. Dlatego nie wyklucza się konfrontacji między obu panami. Adamowicz swój udział w sławetnym już ciągnieniu samolotu OLT na gdańskim lotnisku skomentował, jako zwykłą zabawę wieńczącą przyjęcie. Z bezczelną, arogancką miną kłamał, kłamał, kłamał. Wściekał się i bez przerwy pouczał komisję, wznosząc oczy do nieba nad rzekomą niekompetencją jej członków. Jakie przyszły tragiczne czasy, w których on, wybitny włodarz Wolnego Miasta Gdańska musi się tłumaczyć przed taką miernotą. Wyniośle milczał, gdy wyszedł z sali, ignorując pytania jednego z dziennikarzy TVP.
Czas wyborów samorządowych pokarze, na ile Polska obudziła się wreszcie z chocholego snu platformerskiej rzeczywistości. Oby i tym razem nie zwyciężyło cwaniactwo, arogancja i szemrane biznesowe interesy.
Iwona Galińska