Jak grzyb trujący i pokrzywa

0
0
0
/

Po czym można rozpoznać idiotę? Przede wszystkim po tym, że nie potrafi przewidzieć skutków własnych działań. Z pewnością właśnie idiotów musiał mieć na myśli starożytny rzymski autor definicji „rażącego niedbalstwa”: „nimia negligentia id est non intellegere quod omnes intellegunt” - co się wykłada że rażące niedbalstwo to nierozumienie tego, co wszyscy rozumieją. W ogóle słowo: „idiota” pochodzi od greckiego „idiotropos”, co znaczy tyle, co „osobliwy”. I słusznie – bo czyż człowiek, który nie rozumie tego, co wszyscy rozumieją, nie jest osobliwością? Warto dodać, że „rażące niedbalstwo”, które jest tylko elegancką nazwą głupoty, w rzymskim prawie było jedną z postaci winy nieumyślnej. W prawie polskim za głupotę kary nie ma; wina nieumyślna ma postać tzw. lekkomyślności, która w prawie rzymskim nazywała się „luxuria”. Lekkomyślność określana jest jako „bezpodstawne przekonanie, że sprawca uniknie skutków, które nawet przewiduje, a przynajmniej może i powinien przewidzieć. Oczywiście w przypadku idioty przewidzenie skutków własnych działań jest niemożliwe i w dodatku jest to niemożliwość pierwotna i obiektywna, toteż w rezultacie w Polsce idioci pozostają pod ochroną prawa, które gwarantuje im bezkarność. Nic zatem dziwnego, że w tych warunkach rozwijają się „jak grzyb trujący i pokrzywa”, zwłaszcza w środowisku czytelników „Gazety Wyborczej”, wśród których dominują mikrocefale. Mikrocefale może nie są idiotami, a w każdym razie – na pewno nie wszyscy – ale to są pół, a niekiedy nawet ćwierćinteligenci. Niedawno przez niezależne media głównego nurtu przemknęły publikacje wskazujące na niebezpieczeństwa związane z pojawieniem się sztucznej inteligencji. To wszystko na pewno prawda – ale wydaje mi się, że z prawdziwym niebezpieczeństwem mielibyśmy do czynienia w przypadku pojawienia się sztucznej pół, a zwłaszcza – ćwierćinteligencji. Pół i ćwierćinteligent jest na tyle spostrzegawczy, że zdaje sobie sprawę z niedostatków własnej inteligencji, ale ze względu na charakteryzującą go psychiczną skazę, nawet nie podejmuje starań, by te niedostatki inteligencji jakoś wyrównać, tylko całą swoją pomysłowość kieruje na ich ukrycie. Najprostszym sposobem ukrycia tych braków jest śpiewanie w chórze i stąd u mikrocefali taka skłonność do zachowań stadnych („a my wszyscy...”) z jednej strony, a z drugiej – gwałtowna potrzeba idoli, do których mogliby się dostrajać, ogrzewając się w buchającym od nich cieple własnego uwielbienia. Dlatego właśnie taką karierę robi w Polsce pan red. Adam Michnik, pełniący dla mikrocefali obowiązki Józefa Stalina. Józef Stalin, jak wiadomo, wyznaczał mikrocefalom nie tylko kierunek, ale również, a może nawet przede wszystkim – sposób myślenia, toteż taki jeden z drugim mikrocefal w każdej sprawie musiał szukać wskazówki, co na ten temat sądził Józef Stalin. Dlatego każda książka, a nawet broszurka na użytek agitatorów, opatrzona była stosownymi cytatami z Józefa Stalina, podobnie, jak później dla mikrocefali chińskich, zbiór cytatów z Mao Zedonga w „małej czerwonej książeczce”, a dla mikrocefali libijskich – zbiór cytatów z Muammara Kadafiego w „małej zielonej książeczce”. Pan redaktor Michnik na razie żadnej „małej książeczki” jeszcze nie wydał, ale nie ma takiej potrzeby w sytuacji, gdy mikrocefale mogą każdego dnia chlipać michnikowszczynę z „Gazety Wyborczej”. Niestety to poczucie bezpieczeństwa mikrocefali ufundowane jest na kruchych podstawach, bo co zrobią w sytuacji, gdyby pan red. Michnik się przeziębił, albo nawet i nie przeziębił, ale – dajmy na to – zepsułby mu się telefon komórkowy? To by była tragedia – nie wiemy, co myślimy! A przecież niezależnie od takiego straszliwego niebezpieczeństwa w każdej chwili mogą pojawić się inne – na przykład – ktoś pokaże mikrocefalom odległe następstwa ich własnych działań. Tak właśnie zrobiła pani Krystyna Pawłowicz, wskazując, że samobójstwo 14-letniego Kacpra, którego koledzy prześladowali za to, że był sodomitą pozostaje w związku przyczynowym z systematyczną demoralizacją dzieci i młodzieży przez rozmaitych idiotów – bo tak trzeba przecież nazwać osoby niepotrafiące przewidzieć skutków własnych działań. Ciekawe, skąd właściwie 14-latek wiedział, że jest sodomitą, a przede wszystkim – skąd wiedzieli o tym koledzy i koleżanki, skoro prawo karne stosunki seksualne dopuszcza dopiero od lat 15-tu? Czyżby uświadomiła mu to pani „edukatorka seksualna” - jak elegancko określa się osoby, za wynagrodzeniem deprawujące cudze dzieci w szkołach a on się potem tym pochwalił przed kolegami? Czy jednak deprawowanie cudzych dzieci pod pretekstem „edukacji seksualnej” zanim ukończą one 15 rok życia nie powinno być karane? Ja rozumiem, że młodzi ludzie muszą gdzieś nabywać eksperiencję, ale dotychczas załatwiali to oni na własna rękę ze starszymi, doświadczonymi w swoim rzemiośle paniami, po czym pozostał ślad w postaci porzekadła, że „na starej p... młody ułan ćwiczy”. Nawiasem mówiąc, rozmaicie z tym bywało, o czym wspomina generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski w wierszu swego autorstwa: „Ustrojona w purpury, kapiąca od złota nie uwiedzie mnie jesień czarem zwiędłych kras, jak pod szminką i pudrem starsza już kokota, na którą młodym chłopcem nabrałem się raz.” - ale metoda jakoś się sprawdzała. Mniejsza jednak o aspekt kryminalny całej sprawy, bo istotne jest, że słowami pani Krystyny Pawłowicz dlaczegoś poczuł się dotknięty do żywego pan Adrian Zandberg z socjalistycznej („socjały nudne i ponure...”) partii „Razem”. Najwyraźniej uznał je za zaadresowane do siebie, co wprawdzie dobrze świadczy o jego spostrzegawczości, ale niestety gorzej o jego możliwościach intelektualnych, bo uznał tę wypowiedź posłanki Pawłowicz za atak. Tymczasem to nie był żaden „atak”, tylko oczywista oczywistość – ale właśnie tego nie są w stanie intelektualnie ogarnąć osoby, których starożytni prawnicy rzymscy posądzali o „nierozumienie tego, co wszyscy rozumieją”, a których starożytni Grecy określali mianem „idiotropos”, czyli „osobliwych”. Toteż nic dziwnego, że redakcyjny Judenrat „Gazety Wyborczej” pospieszył z potępieniem pani Krystyny Pawłowicz – żeby mikrocefali nie pozostawiać w dysonansie poznawczym. Już więc niektórzy palą świeczki pod gmachem Ministerstwa Edukacji i – jak sadzę – będą domagać się wymuszania na uczniach tolerancji dla sodomitów. Tymczasem brak tolerancji dla dewiantów jest tylko formą instynktownej samoobrony przed nadciągającym z tej strony niebezpieczeństwem. I to nawet nie dlatego, że tyrania sodomitów będzie nie tylko sroższa, ale i bardziej upokarzająca dla tyranizowanych, niż dajmy na to, tyrania hitlerowska, czy bolszewicka, ale przede wszystkim dlatego, że dzieci, których jeszcze nie zdążyło zdeprawować edukacyjne duraczenie, zachowują się w sposób naturalny – a natura bywa okrutna. Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną