Dlaczego o Wołyniu nie wolno zapominać
Wszytskich zdjęć, które zachowały się archiwaliach, pokazać nie możemy. Są drastyczne. Niemniej widok ciał przeżynanych piłą, delikatnie mówiąc, musi poruszać.
11 lipca przypada siedemdziesiąta pierwsza rocznica wielkiej rzezi Polaków i obywateli polskich różnych narodowości na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich II RP. Dokładnie 71 lat temu o świcie, około trzeciej nad ranem oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach horochowskim i włodzimierskim.
Padło hasło: „Śmierć Lachom”. Otaczano wsie, a potem zaczynały się rzezie i zniszczenia. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych podobnych narzędzi. Po wymordowaniu ludności palono domy, by uniemożliwić ponowne osiedlenie. Dzień ten przeszedł do historii jako „krwawa niedziela”. Ale już na długo przedtem – jak również potem – dochodziło do brutalnych mordów na ludności cywilnej Galicji i Wołynia.
Zbrodnię tę należy nazywać ludobójstwem. Mieszkańcom terenów dawnego województwa wołyńskiego, podlegającemu wówczas Komisariatowi Rzeszy Ukraina, administrowanemu przez Ericha Kocha, odrąbywano głowy, nogi, ręce, przeżynano ich żywcem. Trudno jednak dziś oczekiwać od władz państwowych właściwej postawy wobec tej straszliwej rzezi, dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów nawet na dwustu tysiącach niewinnych osób, wśród których większość stanowili Polacy: kobiety i dzieci, mężczyźni – bez wyjątku.
Poproszony o objęcie patronatu nad obchodami rocznicowymi w ubiegłym roku prezydent Bronisław Komorowski odmówił. Natomiast jego doradca, historyk Tomasz Nałęcz, minister Kancelarii Prezydenta RP, sugeruje wręcz, że ludność miejscowa była niepolska, a Żydów mordowali wyłącznie Niemcy, a nie Ukraińcy. Warto pamiętać, że także dwa lata temu na obchodach rocznicowych nie było żadnego przedstawiciela najwyższych władz państwa polskiego. Ani rząd, ani prezydent nie znaleźli czasu ani chęci, aby wziąć w nich udział.
Obchody sprzed dwóch lat organizowane były wyłącznie siłami społecznymi, bez finansowej pomocy państwa, jedynie w niektórych miejscowościach obecni byli samorządowcy. Tymczasem z polskiego budżetu finansowane jest antypolskie pismo ukraińskich nacjonalistów „Nasze Słowo”, członkom OUN–UPA stawia się pomniki, a ich apologetom – przyznaje nagrody i wyróżnienia.
Michał Polak
fot. arch
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl