Feminizm wojujący to błazenada operująca sprzecznościami i niekonsekwencją. Kobiety bronione są wybiórczo, wtedy, kiedy pasuje to feministkom. Jeśli nie – ich cierpienie spotyka się z obojętnością. W końcu lepiej "stłuc" jakiegoś faceta.
Pod pozorem przeciwdziałania pomocy czy też pozorowanym przeciwdziałaniem - od kilku lat i to w amoku - próbują wprowadzić zapisy niezgodne z klarownym systemem wartości normalnego człowieka, wbrew polskiej tożsamości oraz tradycji rodzinnej.
Są różne rodzaje przemocy. Choćby psychiczna oraz emocjonalna, gdy cierpienie zadane jest w sposób werbalny i niewerbalny, a poczucie własnej wartości, godności, prywatność zostały pogwałcone. Ofiara cierpi niemożebnie – krytykowana, ośmieszana, znieważana, poniżana.
Jest też przemoc fizyczna, czyli bicie, szarpanie, zadawanie ran, uniemożliwianie picia, jedzenia czy nawet snu. Jest i przemoc seksualna – aż do „dewiacjonizmu” lansowanego w mediach jako mającego przyzwolenie – ze strony głupców, których nawet sam Breugel brzydziłby się malować.
Jest i przemoc ekonomiczna, przejawiająca się choćby zmuszaniem do podejmowania zobowiązań finansowych, zmuszanie do zależności materialnej.
Jest i feminizm jako przemoc na wielu poziomach jednocześnie.
Jako skrzyżowanie terroru i dewiacji lansowały się choćby kobietony z Femenu, wrzucając do sieci film, na którym jakoby znęcały się nad księdzem (choć w rzeczywistości jest to naturszczyk). I to pod pretekstem, że nienawidzą mieszania się Kościoła w sprawy polityki (tak, nienawidzą – bo są kompletnie ograniczone i nawet nie umieją się posługiwać eufemizmami). Tym samym jawnie podżegają do dyskryminacji religijnej i ekstremalnej przemocy!
Czarne ubrania ( bo strojem -a strój wymaga elegancji i powagi - bym tego nie nazwała) , bezduszne twarze. Jak w kolejnej amerykańskiej superprodukcji o zombie. To tylko kolejna, nieinteligentna przykrywka mająca odwrócić uważny wzrok rodziców od możności decydowania o losie ich własnych dzieci.
Tyle, że chora walka klas zdążyła się już dostatecznie wymieszać z chorą walką płci, a jakoś nie widać, by poza głoszeniem formułek feministki stawały autentycznie w obronie najbardziej bezbronnych – dzieci nienarodzonych, skazywanych na śmierć przez zdeklarowane aborcjonistki (za które same się przecież uważają i nimi po prostu są) i ludzi starszych, niewinnie wtłaczanych w odpowiednik elektrycznego krzesła, jakim już w wielu krajach stała się eutanazja.
Gdy w dyskusjach padają argumenty rzeczowy, feministki wyją „To seksizm!” , „To bzdura!” „To nie tak!” – czyli kompletna pustka argumentacyjna. Tak marnie nie dyskutują ani kobiety ani mężczyźni, czyżby same feministki miały problem z określeniem własnej płci?A poza tym jak można brnąć w sprzeczność, jaką jest wygłaszanie haseł antyprzemocowych… językiem przemocy! Demagogią! Półprawdami!
Feministki nie mają za grosz szacunku dla swoich rozmówców. Posługują się demagogią i pół-prawdami, a na rzeczowe argumenty reagują krzyczeniem "to jest seksizm", albo "nieprawda!". To feminizm jest formą propagowania dewiacji i pornografii, układów płci sprzecznych z naturą i dobrym smakiem.
Atak na Bogu ducha winnego mężczyznę – to profilaktyka, to konieczność. Słuszna walka o bezpieczeństwo kobiet, czy zwykła niekonsekwencja epatująca złem? Na to jakże oczywiste pytanie, P.T. Czytelnik odpowie sobie sam.