Św. Franciszek Salezy: świecka droga do Boga

0
0
0
/

Każdy z nas ma do zrealizowania na ziemi wyjątkową misję i nikt nie może mnie w tym zastąpić. Podpowiedzi, jak zrealizować ją najlepiej, udziela św. Franciszek Salezy –wyjątkowy duszpasterz świeckich. Gubimy się, gdy kształtując własną świętość, zaczynamy podążać za wskazówkami, niedostosowanymi do konkretnej sytuacji życiowej, powołania, możliwości. Frustrujemy się, bo gotowych wzorców i schematów, które sprawdziły się u kogoś innego, nie sposób nałożyć jak sztywną foremkę na własne życie. Każdy z nas ma zupełnie wyjątkowy zestaw cech, inne doświadczenie i inną drogę. Św. Franciszek Salezy, jeden z pierwszych duszpasterzy, którzy praktycznie podjął temat duchowości świeckich, doskonale to rozumiał. „Inaczej ma się ćwiczyć w pobożności szlachcic, inaczej rzemieślnik lub sługa, inaczej książę, inaczej wdowa, panna lub mężatka – podpowiadał św. Franciszek Salezy. - I nie dosyć na tym. Potrzeba jeszcze, żeby każda jednostka dostosowała sposób praktykowania pobożności do swych sił, zajęć i obowiązków”. A jako kryterium podawał: „Pobożność, jeżeli jest prawdziwa i szczera, niczego nie rujnuje, ale wszystko udoskonala i dopełnia. Kiedy zaś przeszkadza i sprzeciwia się prawowitemu powołaniu lub stanowi, z pewnością jest fałszywa”. Aby dojść do takiego „dobrego życia” potrzebny jest życiowy realizm i akceptacja swojego miejsca na świecie. „Trzeba rozkwitać tam, gdzie Bóg nas zasadził” – pisze święty, podkreślając by przede wszystkim pokochać nasze powołanie. Pani Brûlart, która zazdrościła sytuacji swojej siostry zakonnicy, tłumaczył: „Trzeba kochać to, co kocha Bóg; otóż On kocha pani powołanie; my też je naprawdę kochajmy i nie upierajmy się przy myśli o powołaniu innych” (LTY II 351). Słowo „pokochać” umiejętnie oddaje kierunek naszych działań. Bo nie chodzi o to, by pozostając w tym miejscu, w którym jestem, popaść w apatię, zatrzymać się w rozwoju, zrezygnować z profesjonalizmu czy zaangażowania w działaniach. Św. Salezy wskazuje na to, co dziś nazwalibyśmy akceptacją historii naszego życia i tego – do czego w konsekwencji, świadomie lub nieświadomie, doszliśmy. „Bez zaakceptowania czyli zgodzenia się na to, czego doświadczyłem i gdzie jestem w życiu, nie ma szans na dokonanie zmiany” – mówią współcześnie znawcy psychiki. Podobnie mówi św. Franciszek, podkreślając że - całościowo kierując własnym rozwojem – możemy to miejsce nie tylko zaakceptować lecz także – je pokochać. Jak? O tym za chwilę. „Nie złość się nigdy na siebie ani na własne niedoskonałości. Chociaż bowiem rozum domaga się, byśmy po każdym upadku czuli żal i smucili się, jednakże nie dopuszczajmy do tego, by to uczucie było cierpkie i niepokojone, niecierpliwe i gniewliwe” – to kolejna bardzo praktyczna i służąca zasada. Święty pokazuje jak – w prosty sposób – wyjść z przynoszącej niepokój plątaniny myśli i działań. – „Wielu bowiem wpada w złość dlatego, że się złościli, martwią się tym, że się martwili, są rozdrażnieni tym, że dali się ogarnąć rozdrażnieniu. Takie gniewy, smutki i kwasy, skierowane przeciw sobie samemu, zmierzają do pychy i pochodzą jedynie z miłości własnej, która trapi się i niecierpliwi na widok naszej niedoskonałości”. A co w zamian? „Gdy więc upadnie twoje serce, podnoś je słodko, upokarzając się głęboko przed Bogiem na widok swej nędzy i nie dziwiąc się wcale swemu upadkowi, gdyż nic w tym dziwnego, iż ułomność jest ułomną, słabość słabą, a nędza nędzną”. Św. Franciszek – niczym wytrwany manager – dba o harmonię, hierarchię ważności i konkretny plan działań w życiu. „Dobrze jest wiele pragnąć, ale trzeba wśród pragnień zaprowadzić porządek i w rzeczywistości wydobywać każde z nich zgodnie z czasem i z własną możliwością” (LTY II 182) - otrzeźwia. Stąd: „ Najmniejsze dokonanie jest bardziej pożyteczne niż wielkie pragnienia rzeczy oddalonych od naszych możliwości” (…) (LTY II 182). Życie duchowe św. Franciszek rozumie jako wykonywanie codziennych zajęć ze świadomością, że pełen miłość Bóg zawsze jest z nami. Pośród zwyczajnej codzienności, wykonując pracę zgodnie z powołaniem – czy to sprzedawcy, kierowcy, nauczyciela, żony, ojca, piosenkarki, polityka – możemy spotykać się z Bogiem. I tam mamy wydać owoce. Niektórym z nas, zwłaszcza tym, którzy mieli trudną, bolesną przeszłość, niełatwo uwierzyć, że to – jak pokazuje Salezy – najlepsze i najbardziej opatrznościowe miejsce. To zrozumiałe. Bo jak zgodzić się, że rodzice się rozwiedli, ojciec pił lub straciliśmy zdrowie w wyniku wypadku. Na myśl przychodzi mi tu Rebecca Kiessling, znana w Polsce prawniczka, która poczęła się w wyniku gwałtu. Mama oddała ją do adopcji. Wiele lat trwało zgadzanie się Rebecci z dramatyczna przeszłością. I było niełatwo. Jednak gdy zintegrowała trudne doświadczenia życiowe doświadczenie, okazało się że z powodzeniem wspiera i czyni łatwiejszym życie matek i dzieci z doświadczeniem poczęcia podczas gwałtu. Historia Rebecci obrazuje to, o czym pisze św. Salezy. O zgadzanie się – w miarę możliwości i z pomocą Bożą – na swoje życie i odnalezienie, co dobrego mogą zrobić z tym doświadczeniem. „Róbcie, działajcie” – wydaje się powtarzać św. Salezy. Boża łaska wymaga mojej współpracy. Kształtowanie służących nawyków, czyli cnót wymaga wysiłku, dyscypliny, zdecydowania.  Do swoje siostry Gaspardy pisał: „Wierz mi, prawdziwa cnota nie wzrasta w odpoczynku zewnętrznym, podobnie jak dobre ryby w zgniłych wodach bagien” (LTY IV 339). Co ciekawe, św. Salezy - niczym mądry coach – określa, że dobrze by każdy wybierał różne cnoty do praktykowania. „W wyborze cnót, w których mamy się ćwiczyć, winniśmy się skłaniać raczej do tych, które są bardziej zgodne z naszym powołaniem i z naszymi obowiązkami, aniżeli do tych, które nam bardziej przypadają do smaku”. Inne cnoty są ważne dla duchownych, inne dla budowniczych, hydraulików, lekarzy, inne – dla dziennikarzy czy mówców. Wyjątek stanowi miłość – królowa cnót, do której kształtowania jako pierwszej jest zaproszony każdy z nas. Św. Franciszek w swoich pismach zwraca uwagę na istotę ascezy. Jak ją rozumie? Nie tyle jako rezygnację, co jako mądre, zrównoważone działanie. Franciszek Salezy poleca „raczej pracę niż post, raczej umiarkowanie w przyjemnościach niż wyrzeczenie”. Czyli nie tyle brak – co działanie na rzecz dobra. Przy czym zwraca uwagę na społeczny kontekst naszych ascetycznych wyborów. Uwrażliwia np., że lepiej może zgodzić się na to, czymś ktoś nas częstuje, niż odmawiać poczęstunku. To także rodzaj umartwienia, a „przy tym ten rodzaj umartwienia – dla nikogo niewidoczny, nikogo nie zasmucający – jest jedynie właściwy w życiu społecznym (FIL, s. 217-218). „Niczego nie żądaj, niczego nie odmawiaj”. Ciekawym zagadnieniem w pismach św. Salezego jest „święta obojętność” co do życiowych zdarzeń. Święty wychodzi z założenia, że wszystko, co zdarza się w życiu – z wyjątkiem grzechu – Bóg chce, a przynajmniej to dopuszcza. Kto Go kocha, gotów jest przyjąć z Jego ręki wszystko (TMB IX 15). Co to znaczy w praktyce? Znów, nie chodzi o pasywność czy poddane. Lecz zastosowanie po ludzku możliwych środków, przeciwdziałających złu, bólowi, nieszczęściu – i a gdy nie działają – przyjęciu tego, co nas spotyka. Filotei poleca: „Gdy zachorujesz, użyj lekarstwa, na jakie cię stać i podług Boga, bo inaczej czyniąc, kusiłabyś Go. Ale to uczyniwszy, wyczekuj skutku z zupełnym zdaniem się na wolę Bożą. Jeśli Mu się spodoba, żeby lekarstwo zwyciężyło chorobę, dziękuj Mu w pokorze; ale jeśli zechce, żeby choroba zwyciężyła leki, błogosław Mu w cierpliwości” (FIL, s. 142). *** Wszystkie wskazówki św. Franciszka są nieodłącznie związane z modlitwą. Autor Filotei – jednego z najpopularniejszych podręczników życia duchowego – podejmując temat modlitwy – podkreśla, że jest ona podstawową ludzka potrzeba i gwarantem dobrego działania. „Modlitwa stawia nasz umysł w światłości i jasności Bożej, a naszą wolę w ogniu miłości Niebieskiej. Nic zatem bardziej nie oczyszcza rozumu z jego niewiedzy, a woli ze złych skłonności, jak modlitwa”  

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną