To już rok od dnia kiedy w Boliwii została zamordowana młoda polska wolontariuszka Helena Kmieć. W nocy z 23 na 24 stycznia 2017 zginęła ugodzona nożem podczas napadu na ochronkę prowadzoną przez Zgromadzenie Sióstr Służebniczek w Cochabamba, dokąd pojechała wspomóc zakonnice swoją pracą.
Za kilkanaście dni -Helenka- jak wszyscy do niej mówili - skończyłaby 26 lat. Miała narzeczonego, pracowała jako stewardessa, zamierzała założyć rodzinę, a w głowie jej roiło się od planów.
O tych planach wypowiedziała się w ankiecie.„Na najbliższy rok: duszpasterstwo lotnicze, uporządkowanie, nauczyć się hiszpańskiego; na kolejne trzy lata: rodzina, praca dająca satysfakcję, być bardziej dla innych; i w końcu plan perspektywiczny â świętość jako cel ostateczny.”
I jedna tajemnica jej serca, o której wiedziało niewielu: Helenka nie jadła słodyczy w ciągu tygodnia, a tylko w niedzielę. Dlaczego? W intencji czystości! Jasny cel i stanowcze postanowienie!
Można powiedzieć: wydarzyła się tragedia, śmierć, jak śmierć, a dziewczyna, jak dziewczyna. Jednak ci, którzy znali Helenkę, wspominają ją jako osobę wyjątkową. Niezwykłą, paradoksalnie, właśnie dzięki zwyczajności w codziennym życiu i braku chęci do wyróżniania się. Emanowało z niej dobro i miłość do Boga, którą głosiła modlitwą, śpiewem, słowem i uczynkami. Było to też widoczne na prowadzonym przez nią blogu, gdzie publikowała swoje wiersze i wspomnienia.
Kiedyś zwierzając się grupie młodych ludzi ze swoich marzeń i potrzeby bycia dla innych w duchu ewangelicznej miłości, powiedziała: - „Wspaniale jest móc przez swoje działania i talenty wywoływać czyjś uśmiech na twarzy i nieść im pomoc”. Taka była. I za to ją lubiano w codziennym życiu, we wspólnotach ewangelicznych i na pielgrzymkach, w których brała udział.
Była stałą uczestniczką nie tylko kolejnych Pieszych Pielgrzymek Krakowskich na Jasną Górę. Chodziła także z salwatorianami, później również z grupą z Gliwic. Jeśli nie mogła pielgrzymować przez wszystkie dni, starała się uczestniczyć przynajmniej przez pewien etap.
Pomoc w ochronce w Boliwii nie była jej pierwsza misją. Nie bała się wyzwań. Gdy rodzina sygnalizowała, że może być tam niebezpiecznie, ona odpowiedziała wprost:-Właśnie tam jadę dlatego, bo jestem tam potrzebna.
Znający ją od dzieciństwa ks.dr Franciszek Ślusarczyk, rektor sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach nazwał ją „dziewczyną wysokich lotów”. Stwierdził, że w jej towarzystwie ludzie chcieli być; inspirowała do działań na wielu płaszczyznach, ale z zachowaniem pełnej wolności. Duchowny spotyka w Łagiewnikach sporo starszych, dojrzałych już osób, które poznały historię Helenki dopiero poprzez transmisję telewizyjną jej pogrzebu.
- Przybywają do Jezusa Miłosiernego lub na jej grób do Libiąża, aby podziękować za ten jej Boży entuzjazm, który pozwala im w inny sposób spojrzeć na własne życie, często na ich bolesne dramaty. Ci ludzie wyznają: „Ona nam pomaga; modlimy się przez jej wstawiennictwo i odzyskujemy pokój serca; ona dodaje nam odwagi, by z większą ufnością patrzeć ku przyszłości” - mówi kapłan.
Ks. Ślusarczyk powiedział mi, że ludzie informują go o swego rodzaju „działaniu” a nawet w ich mniemaniu„cudach”, które za wstawiennictwem Helenki przydarzyły im się w życiu. Jedna z par, która już dawno odeszła od Kościoła â do Kościoła i wiary wróciła. Inne małżeństwo- przez długie lata bezdzietne - odwiedzało grób Helenki, prosząc o wstawiennictwo do Boga w modlitwie i wypraszaniu łaski, by mogli mieć dziecko. Ks. Ślusarczyk powiedział, że z radością go zawiadomili go, że spodziewają się potomka! Są przekonani, że to właśnie Helenka pomogła.
Jeśli przeczytać w internecie opinie koleżanek i znajomych dziewczyny o niej, dowiemy się, że dla nich ona jest już święta. Przygotowali nawet plakaty z hasłem „Santa subito”, bo wielu z nich wierzy, że śmierć Helenki na misji, śmierć za wiarę, uczyni z niej osobę świętą na pewno.
Grób Helenki nawiedzają modlitewne pielgrzymki. Wielu czuje podświadomie jej „działanie”, gdy proszą ją o wstawiennictwo w trudnych życiowych sprawach. Ks. Ślusarczyk podkreśla, że życie codzienne pokazało, iż „z drobiazgów życiowych, ale wykonywanych wielkim sercem, rodzi się prawdziwa wielkość człowieka” â jak mówił patron szkoły, do której uczęszczała Helenka, sługa Boży kard. Stefan Wyszyński .I ma nadzieje, że dla wielu młodych ludzi szukających drogi, historia krótkiego życia Helenki jest potwierdzeniem, że warto mieć ideały i warto pięknie żyć.
Zdaniem kardynała Stanisława Dziwisza Helena została męczenniczką. Parafia św. Barbary w Libiążu gromadzi już dokumentację, niezbędną do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego.
A parę miesięcy temu z Watykanu nadszedł list, w którym papież Franciszek napisał:”„Niech świadectwo jej życia, przepełnionego radosnym dawaniem siebie, miłością i poświęceniem dla Boga i drugiego człowieka, będzie inspiracją dla młodych ludzi, do twórczego i ofiarnego wykorzystywania swojej młodości i otrzymanych talentów.”.