Od czasu żałoby po katastrofie smoleńskiej trwa nieprzerwanie wojna władz miasta z obywatelami, którzy chcą uczcić ofiary tragedii z 2010 roku. Pamiętamy tamte dni zjednoczenia narodu w obliczu narodowego dramatu. Przez krótki czas wydawało się, że katastrofa zjednoczyła Polaków. Wśród ofiar byli bowiem reprezentanci wszystkich opcji politycznych.
Mit zjednoczenia rozpadł się szybko, jak bańka mydlana. Przed Pałacem Prezydenckim rozgrywała się bitwa o krzyż. Zakończona niestety zwycięstwem ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego, który choć katolik, przyjmujący Komunię Świętą, nie mógł znieść na dziedzińcu przed Pałacem krzyża. Wkrótce na tym terenie rozgrywały się szatańskie happeningi z układaniem z puszek po piwie krzyża, z zawieszaniem na nim misia, dręczeniem osób modlących się, przypalaniem ich papierosami, lżeniem, oddawaniem moczu na znicze itd. Itp. A wszystko to za aprobatą ówczesnych władz.
Już wtedy zaczęła się dyskusja o konieczności godnego upamiętnienia ofiar katastrofy. Przedstawiciele rodzin smoleńskich, władz PiS-u myślały o postawieniu pomnika, który uczciłby wszystkie ofiary tamtej tragedii. Ale prezydent Hanna Gronkiewicz- Waltz nie chciała o tym słyszeć, zasłaniając się niezgodą konserwatora zabytków na takie rozwiązanie. Pomnik powstał, ale na Powązkach w zaciszu cmentarza.
Warszawa nie chciała mieć nic, co by przypominało o tamtym wydarzeniu. Mało tego, władze były tak zaciekłe w tępieniu wszelkich przejawów oddawania pamięci, że z gorliwością maniaka zbierały jeszcze palące się znicze i kwiaty, które ludzie składali na Krakowskim Przedmieściu.
Wszelkie rozmowy na temat pomnika były natychmiast blokowane przez konserwatora zabytków, który oświadczał, że na tym terenie pomnik zaburzałby istniejącą architekturę.
Podział wśród Polaków na tym tle był coraz głębszy, władza miasta coraz bardziej zaciekła. Ale Polacy są wytrwali. Przez tyle lat na Krakowskim Przedmieściu odbywają się miesięcznice smoleńskie, podczas których przypominano o potrzebie powstania w tym miejscu pomnika. Miesięcznice też były atakowane przez różnego rodzaju Obywateli RP, którzy starali się zagłuszać buczeniem przemówienia Jarosława Kaczyńskiego. A różnego rodzaju osobniki z ich liderem Pawłem Kasprzakiem na czele, blokowali trasę przemarszu. Wszystko na nic. Dano sobie z nimi radę.
Wojna pomnikowa trwa. Początkowo mówiło się o projekcie Pomnika Światła, który miał powstać przed Pałacem Prezydenckim. Ale oczywiście władze miasta zablokowały go. Cały czas trwały potyczki o miejsce. Hanna Gronkiewicz-Waltz ze swoją świtą, jeżeli w ogóle zgodziłaby się na niego, to widziałaby go najchętniej gdzieś ukrytego w zaciszu garaży, żeby nie drażnił oczu ludzi. Stąd niedawny pomysł ustawienia go na Trębackiej, przy pętli autobusowej. Na to z kolei ani rodziny smoleńskie ani władze PiS-u nie chciały się zgodzić. Wydawałoby się, że jest to sytuacja patowa, z której przy obecnej PO-wskiej władzy Warszawy nie ma wyjścia. Powinno się czekać na jesienne wybory samorządowe, których wynik w stolicy jest bardzo niepewny. Znów może wygrać przedstawiciel PO, Rafał Trzaskowski, jeden z klonów dotychczasowej pani prezydent. Warszawa jest nadal zdominowana przez tę frakcję i raczej są nikłe nadzieje na upadek bastionu PO.
Zatem nie czekając na niepewny wynik wyborów samorządowych, spróbowano innego wyjścia. W ubiegłym roku wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera wystąpił z wnioskiem o wyłączenie Placu Piłsudskiego spod zarządu miasta i oddanie jemu zarządzanie tym terenem. Prośbę motywował tym, że jest to bardzo ważny dla uroczystości państwowych plac i powinien przejść pod władzę wojewody. Pod koniec stycznia tego roku decyzja zapadła. Plac przeszedł pod zarząd wojewody Sipiery. Otworzyło to drogę dla nowej lokalizacji pomnika smoleńskiego. Rozstrzygnięto konkurs na projekt pomnika. Wygrał go znany rzeźbiarz Jerzy Kalina, ubiegłoroczny laureat nagrody Totus Tuus, mogący się pochwalić olbrzymim dorobkiem twórczym. Projekt przypomina schody trapu samolotowego, na których mają być wyryte nazwiska ofiar katastrofy.
Wyrastając z ziemi jest potężnym grobowcem. Bardzo ważne będzie zagospodarowanie terenu wokół pomnika – zieleń z kwitnącymi krokusami, symbolizującymi śmierć. Projekt zdobył aprobatę i został skierowany do realizacji. Ma powstać na terenie zielonym przy Placu Piłsudskiego między pomnikiem Marszałka a ulicą Królewską. Ma być gotowy na kwietniowe uroczystości rocznicowe. Już trwają przy nim prace.
Ale totalna opozycja nie byłaby totalna, gdyby nie ruszyła do ataku. W ubiegły czwartek Rada Warszawy głosami PO nie wyraziła zgody na budowę pomnika. Szef klubu radnych PO Jarosław Szostakowski powiedział, że gdy PiS przegra wybory parlamentarne, pomnika nie będzie. Po prostu, rozbierze się go.
Grzegorzowi Schetynie nie podoba się lokalizacja. Plac Piłsudskiego to święte miejsce z Grobem Nieznanego Żołnierza, z pamięcią o Janie Pawle II – argumentuje. Nie czuje, że swoimi słowami umacnia decyzję takiej właśnie lokalizacji. Największa narodowa tragedia ma prawo być uczczona właśnie w takim świętym miejscu dla Polaków.
I tak się na szczęście stanie, mimo pohukiwań takich ludzi jak Henryk Wujec, dla którego pomnik smoleński na Placu Piłsudskiego to gwałt na Warszawie.