Powiązania zachodnich polityków z rosyjskim biznesem niebezpieczne dla Polski
Poseł Ryszard Czarnecki wyraził obawę, że reakcja krajów Paktu Północnoatlantyckiego na ewentualną agresję Rosji na terytorium Polski może zostać w poważnym stopniu złagodzona ze względu na powiązania zachodnich polityków oraz ludzi władzy w szerokim rozumieniu tego słowa z rosyjskim biznesem.
- Jeżeli 14 sierpnia prezydent Putin w czasie swojej słynnej wizyty na Krymie spotkał się ze słynnym francuskim politykiem Philipem de Villiers... - Czarnecki nie dokończył tej myśli, zwrócił jednak uwagę na to, iż "Philip de Villiers jest wraz ze swoim synem właścicielem dużych firm zajmujących się parkami rozrywki we Francji. Od lat mają filię w Moskwie. Od lat współpracują z rosyjskimi firmami oligarchy Konstantyna Małofiewa". - W radzie nadzorczej firmy Małofiewa zasiada Girkin Striełkow, lider separatystów w Doniecku - dodał. Zaznaczył przy tym, że bratem Philipa de Villiers jest szef Sztabu Generalnego francuskiej armii, co jego zdaniem może mieć przełożenie na kwestię wywiązania się ze zobowiązań sojuszniczych względem naszego kraju.
Rzeczywiście są powody do obaw tym bardziej, że de Villiers jest zdeklarowanym putinistą, który w wywiadzie udzielonym niedawno francuskiemu "Le Figaro" stwierdził, iż z chęcią zamieniłby prezydenta François Hollande'a na Władimira Putina, a w każdym bądź razie jego odpowiednika. "To jest prawdziwa głowa państwa, patriota, wizjoner potrafiący podejmować decyzje" komplementował rosyjskiego przywódcę.
Francuski polityk i biznesmen zgodził się współfinansować, razem z rosyjskimi finansistami powiązanymi z prorosyjskimi separatystami we wschodniej części Ukrainy, inwestycje na Krymie po przejęciu jego terytorium przez Rosjan. Wstępne porozumienie w tej sprawie opiewa na sumę 110 mln dolarów.
- Sankcje są aktem wojny. Współpraca stanowi akt pokoju. Przyjechaliśmy przywieźć akt pokoju - oświadczył, odnosząc się do stawianych mu zarzutów o nieprzestrzeganie obostrzeń. Podkreślał, że wcale nie jest przekonany, czy planowane przez jego firmę inwestycje (historyczny park rozrywki) są objęte sankcjami. Stosowanie tych ostatnich nazwał "rządami terroru". - Przyszłość Europy nie jest wypisana na kontynencie amerykańskim, ale na europejskim. Europa bez Rosji nie ma przyszłości - stwierdził.
De Villiers nie jest jedynym zachodnim politykiem mającym powiązania z rosyjskim światem biznesu. Najbardziej zasłużeni dla rozwoju imperium zasiadają w radach nadzorczych rosyjskich gigantów gospodarczych, takich jak chociażby Gazprom.
W tym miejscu warto podkreślić jeszcze jedną kwestię, którą uwypukla wielu ekspertów, a mianowicie na ponad polityczny układ między skorumpowanymi rosyjskimi asami polityki i biznesu oraz zachodnimi prawnikami, biznesmenami i bankierami, chętnie pomagającymi - jak twierdzą dobrze poinformowani - w ukrywaniu nielegalnych dochodów, czy praniu brudnych pieniędzy.
- Przestępstwa jak łapówki, pieniądze z narkotyków czy defraudacji. To właśnie je angielscy bankierzy zamiatają pod czerwony dywan w Londynie - zauważył niedawno Ben Judah, autor książki "Fragile Empire: How Russia Fell In And Out Of Love With Vladimir Putin". Zwrócił uwagę, iż wprawdzie rosyjska elita w poważnym stopniu ryzykowała, lokując wszystkie dobra w zachodnich bankach, nieruchomościach tudzież innych inwestycjach, ponieważ odpowiednie służby mogłyby z powodzeniem namierzyć konta i je skonfiskować, odcinając oligarchów od zgromadzonej przez nich gotówki, jednak nie raz już obserwowano, jak rządy europejskich państw wzdragały się przed przyjęciem czegokolwiek, co przypominałoby amerykański Akt Magnisky'ego. - Wszystko to przekonuje Władimira Putina, bardzo go przekonuje, że europejskim elitom bardziej zależy na zarabianiu pieniędzy niż na rzeczywistym uderzaniu w Rosję - stwierdził. W jego ocenie przedsmak tej polityki mieliśmy w 2008 roku, kiedy to do Moskwy płynęły listy z różnego rodzaju pogróżkami, ale ani jedna z nich nie dotyczyła bilionów zgromadzonych na europejskich kontach rosyjskich polityków i oligarchów.
Nie sposób nie obawiać się, że gdyby do analogicznej sytuacji doszło na terytorium Polski, jedyna "pomoc", jaką otrzymalibyśmy z Francji, czy z Niemiec, to wyrazy potępienia dla Rosji, ubolewania dla Polski i niewiele ponadto. Rosja dostrzega nie tylko to, lecz również słabość Stanów Zjednoczonych, uwikłanych w różne konflikty na całym świecie i niekoniecznie zainteresowanych obroną nieznaczących dla nich państw, które z ich perspektywy stanowią najwyżej poligon dla potencjalnych działań wojennych.
Karolina Maria Koter
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl