Dobroć niedookreślona
W najczystszej postaci pojawia w naszych czasach się tak rzadko, że ze zdumieniem przyjmujemy jej przejawy. Częstokroć mylona jest z biernością, „rachitycznym” charakterem, brakiem asertywności, a nawet stanem nieustannie tłumionego lęku.
Dobroć to nie „nic złego nie uczynił/a”, lecz uczynił/a AUTENTYCZNIE coś dobrego. On. Ona.
Niektórzy odruchowe akty litości przypisują sobie jako zasługi wyolbrzymiając je w towarzyskich opowieściach, drobiazgi zmieniając w czyny heroiczne. Słowa… słowa… słowa… Akty litości są w ich przypadku jedynie próbą zagłuszenia niepokoju.
A jeśli autentycznie pomóc mamy, potrzebny jest nam choć drobny sygnał, że dana osoba pomocy potrzebuje, ową pomoc zechce przyjąć. Ludzie o dumnym sercu i autentycznie dotknięci przez los przed przyjmowaniem pomocy częstokroć się wzdragają, a sami pogrążeni w cierpieniu pomagają tym, którzy cierpią jeszcze mocniej. Dobroć jest materią delikatną i kruchą, szargają ją bezmyślnie nieroby oraz nałogowcy, a w efekcie źle ukierunkowana dobroć jeszcze bardziej pogrąża ich w upadku.
Dobroć nie może być bezmyślna, lecz mądra i silna. Nie wolno jej pod żadnym pozorem zamienić w potok fałszywych łez i nawykowych palpitacji, głośno wydawanych litościwych okrzyków. Dobroć ofiarowuje ten, kto nie tylko płaszcz podzieli na pół i bez wahania oddaje w strugach deszczu – tu do metafory dopiszmy cała listę zdarzeń realnych.
Dzielenie się i ofiarowywanie – powinno być naturalne jako oddychanie i potrzeba jedzenia. Dzielenie się i ofiarowywanie – podkreślam - wsparte jednak przez szkołę rozumu, czyli skierowane do autentycznie potrzebujących.
Człowiek człowiekowi przestał być wilkiem, człowiek człowiekowi stał się naczyniem jednorazowym. Cóż dywagować o pomaganiu, skoro w relacjach międzyludzkich wszelaka normalność istnieje już tylko w formie szczątkowej. Jeśli cokolwiek jest nie po myśli jednej ze stron tworzącej więź – w przyjaźni, miłości, a cóż mówić o zwykłej znajomości – to człowiek wyrzuca drugiego ze swojego życia: zgnieciony śmieć w śmietniku nie godzien jest już żadnego zainteresowania.
Wreszcie kwestia dwulicowości: czy człowiek spieszący z pomocą czy udzielający się w dobru publicznie, na rzecz obcych, a zarazem fałszywy i „podwójny moralnie” wobec najbliższych jest w swej postawie odosobniony?
Zarazem „toleruje się” wiele: znaczenie „tolerare” to m.in. „przecierpieć”, „znosić” , „wytrzymywać” .W naszych czasach „tolerare” znaczy raczej „pobłażać różnym formom dewiacji i zła organicznego”. Dobro i dobroć przestały być niezbędnikiem w życiu oraz inspiracją literacką czy artystyczną.
Twarz i dłonie. Tak, właśnie. Wystarczy spojrzeć na twarz i dłonie potrzebującego i obdarowującego. U pierwszego z nich widać, czy rękę wyciąga po raz pierwszy, czy też czyni to notorycznie i nie umie się już powstrzymać, nawet jeśli znów NA TRWAŁE POSIADA. U drugiego – czy jest to gest zniecierpliwienia, a wręcz obrzydzenia czy też – ofiarowywanie z głębi jestestwa.
Dobroć niedookreślona jeszcze ma szansę. Ostatnią - by dookreślić. A tej zmarnować nie sposób.
Marta Cywińska
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl