Katoliku, nie pękaj! Królowa Anglii Maria Tudor miała gorzej

0
0
0
/

Przedzierając się przez traumatyczną lekturę książki G.J. Meyera „Tudorowie” ze zdumieniem i pokorą odkryłem wielkość pewnej katolickiej księżniczki, której tak mimochodem tatuś kiedyś przy posiłku powiedział, że doradcy sugerują mu ją skrócić o głowę. Marysia po tych słowach zemdlała. Tatuś to Henryk VIII, doradcy to nowa elita, wypasiona na skonfiskowanych dobrach Kościoła, zawirusowana nienawiścią do „papistów”.

 

A co spotkało w życiu jeszcze szlachetną księżniczkę? Po szczęśliwym dzieciństwie, król-ojciec odtrąca szlachetną i dobrą żonę Katarzynę Aragońską, odsuwa córkę z dworu. Każe podpisywać (co muszą czynić wszyscy poddani by przeżyć) kolejne wypichcone przez kancelarię królewską dokumenty, śledzona przez dworaków. Nakłaniana do schizmy przez ojca, a później do herezji przez swego przyrodniego królewskiego brata Edwarda VI. Kiedy los wyniesie ją na tron, protestancki spisek wywołuje bunt poddanych. Wtedy odważnie staje z berłem w ręku na jednym z placów Londynu i wprost zwraca się do poddanych o pomoc w stłumieniu buntu. W krótkim czasie 20 tysięcy mężczyzn porzuca swe codzienne zajęcia, by stawić się w obronie prawa swej królowej do tronu.


Jednak nie władza i panowanie jest jej celem, ale odzyskanie Anglii dla Kościoła. Widzi w tym cel swojego życia i swoje dotychczasowe pełne upokorzenia, i trwogi życie jako wypełnienie swoje misji życiowej. Po początkowym powodzeniu życie nie szczędzi jej kielicha goryczy. Małżeństwo nie przynosi owocu w postaci dziecka, a ukochany przez nią mąż Filip II Habsburg musi wrócić na kontynent, co spowodowało jej depresję. Umierają kolejni doradcy i sama widzi, że jej linia życia się kończy. Przeczuwa, że przyrodnia siostra Elżbieta I zada śmiertelny cios Prawdziwej Religii.


Podsumowując całe życie pełne utrapienia, goryczy i niespełnienia. I po co o tym piszę? Zobaczcie jakie „moce ciemności” uruchomiła sprawa profesora Bogdana Chazana. Tego, który „nie zabija” i tego który „nie wysyła na zabicie” dziecka nienarodzonego. Rozjuszony liberalny tłum krzyczy „prokurator”, „wyrzucić z pracy”, „nasłać kontrolę”, które jest tylko łagodniejszą formą „ukrzyżuj”, bo przecież o eliminację zawodową i śmierć cywilną w tym wyciu chodzi.


Tytuł profesorski OSKARŻONEGO I SĄDZONEGO tylko niewiele łagodzi wściekłość Bestii. A co z tobą maluczki, nie postawionego na świeczniku katoliku? Powiem jak w tytule „nie pękaj”, Maria miała gorzej. Wyznawaj swoją wiarę jak ona, czasem w całkowitym osamotnieniu, we wrogim środowisku. Tylko niekiedy pojawi się jakaś Weronika, aby choć na chwilę otrzeć twoją twarz. Może Szymon nie z Cyreny choć na chwilę poniesie twój ciężar prześladowań. „Nie pękaj”, święci męczennicy mieli gorzej, a zobaczysz że Jezus wyzna cię przed swym Ojcem i nałoży niewiędnący wieniec chwały na twoje umęczone skronie.


Piotr Błaszkowski

Artykuł ukazał się w październikowym numerze miesięcznika "Moja Rodzina"

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną