Angela Merkel poparła utworzenie wspólnej unijnej armii, a jak wiadomo co ona postanowi, staje się unijnym prawem. Ma nosić nazwę „Europejskiej Inicjatywy Interwencyjnej” (w skrócie EII) i z założenia działać poza granicami Unii Europejskiej. Wystarczy jednak jedna decyzja, żeby to się zmieniło, a wojsko wkroczyło do krajów, w których „łamana jest praworządność i demokracja”.
Byłby to ostatni etap praktycznej likwidacji suwerennych państw. Biorąc pod uwagę, jak nasi decydenci cieszą się ze stacjonowania obcych wojsk w naszym kraju, możliwe, że i te przyjmą z radością. Problem z takimi wojskami jest jednak taki, jak z krzyżakami, których sprowadził książę Konrad Mazowiecki do pomocy przy pogańskich Prusach i Jaćwingach, którzy oczywiście chętnie przyjechali, ale wyjechać nie chcieli.
Tak może być i przy armii USA i przy armii UE. Jeśli ktoś nie jest w stanie zapewnić własnemu narodowi bezpieczeństwa nie powinien mu przewodzić. Jak uczy Ewangelia najemnik nigdy nie umrze za owce, a jedynie swój pasterz, który z tymi owcami czuje więź.