Wiele się dziś mówi o uwielbieniu. Często niestety korzysta się z jego protestanckiego rozumienia. Tymczasem katolickie podejście do niego jest zupełnie inne.
Św. Tomasz wyróżniając różne postacie czci wymieniał „pietas”, ale także „honor” (cześć w najogólniejszym znaczeniu, okazywana zarówno osobom wyższym od nas stanowiskiem, jak i niższym oraz równym), „reverentia” (szacunek i poważanie) oraz „dulia” (cześć dla ludzi sprawujących jakiś urząd). Wśród tych określeń Akwinata odnosił do Boga jedynie termin „dulia”. Słowo to pochodzi bowiem od greckiego terminu „doulos” oznaczającego sługę i niewolnika. Mówiąc więc, że człowiek powinien żywić do Boga cześć, która kryje się pod nazwą „dulia” św. Tomasz miał na myśli, że człowiek powinien uważać się za sługę, albo wręcz niewolnika, a Boga za Pana, któremu winien jest szacunek i posłuszeństwo
[1].
Najwyższa cześć, która jest zarezerwowana tylko dla Boga, nosi nazwę „latria”. Można ją przetłumaczyć jako uwielbienie. Wiąże się z nią adoracja. Jest to cześć nieporównywalna z innymi, zdecydowanie większa, która w zasadzie nie ma ograniczeń, bo trudno jest właściwie i odpowiednio uczcić Boga, który jest nieskończony. Wszystkie inne rodzaje czci są tylko jej odblaskiem.
Dzisiaj mówi się o uwielbieniu najczęściej w środowiskach charyzmatycznych, gdzie praktykuje się tzw. „modlitwę uwielbienia”. Jest to często modlitwa w postawie stojącej, nieraz w kręgu, podczas której wierni spontanicznie zanoszą głośno modlitwy mające wychwalać Boga. Często powoduje ona wytworzenie specyficznej atmosfery emocjonalnej, którą wzmacnia, niekiedy im towarzysząca, gra na gitarach. Nieraz przewodniczy jej jakiś lider, często świecki.
Niewątpliwie pozytywne w tej modlitwie jest to, że akcentuje się w niej uwielbienie, a nie jedynie modlitwę błagalną. Jak bowiem mówi Katechizm Kościoła Katolickiego: „Uwielbienie jest tą formą modlitwy, w której człowiek najbardziej bezpośrednio uznaje, iż Bóg jest Bogiem. Wysławia Go dla Niego samego, oddaje Mu chwałę nie ze względu na to, co On czyni, ale dlatego że ON JEST” (KKK 2639).
Nie sposób jednak nie zauważyć, że mamy tu do czynienia z innym rozumieniem uwielbienia i z innym sposobem jego okazywania. Odchodzi się tutaj od nauczania św. Tomasza na rzecz powielania praktyk pochodzących z ruchów protestanckich. Za tymi praktykami stoi zaś inna teologia, która sprowadza się do przekonania, że wielbienie to po prostu chwalenie Boga. W tradycji katolickiej postawą uwielbienia była postawa klęcząca i gest złączonych do modlitwy dłoni. Wyraźnie pisał o tym kardynał Ratzinger, który zwracał uwagę, że w Piśmie Świętym na określenie oddania czci na kolanach użyte jest słowo „proskynein”, które oznacza jednocześnie uwielbienie. Katolickie uwielbienie więc poparte przykładem Ewangelii i nauczaniem doktorów Kościoła okazuje się najlepiej właśnie poprzez postawę klęczącą
[2].
W ruchach charyzmatycznych tą postawą jest postawa stojąca i gest rozłożonych dłoni. W modlitwach katolickich zawsze było zwrócenie wszystkich w kierunku krzyża, tabernakulum, Najświętszego Sakramentu, co jednoznacznie pokazywało, że Bóg jest najważniejszy. W ruchach charyzmatycznych często praktykuje się modlitwę w kręgu, gdzie uczestnicy są zwróceni ku sobie, co sugeruje, że są przede wszystkim zainteresowani sobą nawzajem.
Trzeba też pamiętać o tym, czego naucza katechizm: „Eucharystia zawiera i wyraża wszystkie formy modlitwy; jest czystą ofiarą całego Ciała Chrystusa na chwałę Jego imienia; jest – zgodnie z tradycjami Wschodu i Zachodu - świętą ofiarą uwielbienia” (KKK 2643). To Msza Święta jest najdoskonalszym wyrazem i ofiarą uwielbienia. Każda dojrzała forma modlitwy chrześcijańskiej wyraża się przede wszystkim w modlitwie uwielbienia rozumianej właśnie jako chwalenie Boga. Posługiwanie się więc nazwą „modlitwa uwielbienia” jest mylące, bo sugeruje, że inne modlitwy katolickie i Msza Święta nie są modlitwami uwielbienia.
[1]Bp ks. A. Siemieniewski, „
Ochrzczeni w jednym Duchu”
. Perspektywy integracji mistycyzmu pentekostalnego z duchowością katolicką, Wrocław 2002, 219.
[2]J. Ratzinger, Duch liturgii, Poznań 2002, 168-169.