Francja: afera Benalla z masonerią i gejami w tle
We Francji tzw. afera Benalla trwa na całego już od dwóch tygodni.
Każdego dnia grzeją temat wszystkie media, telewizja, radio i sieci społecznościowe na temat roli syna marokańskich emigrantów Benalla w najbliższym otoczeniu prezydenta Emmanuela Marona, jego wpływach w Pałacu Elizejskim a także naciskach na organy podległe ministerstwu spraw wewnętrznych, do których uprawnień wtrącać się nie miał praw. Podteksty spekulacji są różne: od obyczajowych po polityczne. Nie jest wykluczone, że oba obszary się przenikają.
Sprowokowany przez internetowe pogłoski na temat seksualnych relacji z podwładnym, prezydent Francji publicznie zaprzeczył, że wszędobylski i nie opuszczający prezydenta zarówno w trakcie wykonywania przez niego wielu służbowych obowiązków, jak i prywatnych, był jego amantem. Ale masonem był na pewno, członkiem jednej z francuskich lóż, podejmując pracę w Pałacu Elizejskim zawiesił członkostwo. Masoni z resztą poparli kandydaturę Macrona na prezydenta.
Jednak, mimo że potoczne mówi się, iż Benalla był gorylem Macrona, oficjalnie według nazwy służbowego stanowiska, jakie zajmował i wizytówki był wiceszefem jego Gabinetu w Pałacu Elizejskim, zajmującym na swoje biuro jedno z pałacowych pomieszczeń. Jak na ochroniarza, zadziwia jego „ministerialne” wynagrodzenie 10 000 euro, luksusowa służbowa limuzyna z „kogutem”, umożliwiającym przebijanie się błyskawiczne po ulicach zakorkowanego miasta, wreszcie - apartament w paryskim pałacyku na nabrzeżu Quan Branly, w pobliżu miejsca, w którym prezydent Mitterrand mieszkał kiedyś z kochanką i nieślubną córką na koszt państwa, różne przywileje, w tym bardzo szczególna karta wejścia do Zgromadzenia Narodowego, ranga porucznika żandarmerii w rezerwie krajowej w wieku 26 lat, itp
Sytuacja nie jest transparentna. Nie wiadomo czy Benalla był rzeczywiście osobistym ochroniarzem Macrona - policja, której zadaniem jest ochrona prezydenta temu zaprzecza - czy doradcą do spraw bezpieczeństwa, bo ślady na które trafili dziennikarze śledczy wskazują na fakt, iż Macron nie ufając policji, budował sobie po cichu struktury równoległe, coś w rodzaju amerykańskiego Secret Servis.
A zadaniem Benalli było stworzenie francuskiego odpowiednika amerykańskiej tajnej służby integrującej zarówno funkcję ochronną prezydenta, jak i walkę z terroryzmem
Minister Spraw Wewnętrznych stwierdził, że nic nie wie o tej sprawie i jest przekonany, że przeprojektowanie służb bezpieczeństwa w Elysee nie miało na celu ucieczki od tradycyjnych hierarchii. I tak naprawdę o to toczy teraz się bójka w parlamencie, bo nawet przywódca lewicy Melenchon przyrównał „ten skandal” do afery Watergate.
Z tego powodu pytania parlamentarzystów z komisji śledczej, która została powołana do zbadania tej dziwnej sytuacji, służą wyjaśnieniu, czy działalność Alexandre Benalla była częścią operacyjnych działań równoległych samej policji (tworzenia policji w policji), czy tylko wynikiem poleceń prezydenta Macrona. Dochodzenie podjęte przez opozycję, blokowane przez większość parlamentarną tworzoną przez członków partii Macrona La Republic En Marche! nie jest widzimisię ,ani słodką zemstą przegranych w wyborach polityków.
Po prostu we francuskim systemie konstytucyjnym prezydent Republiki nie ma władzy nad administracjami, które pozostają pod wyłączną kontrolą rządu. Jego bezpieczeństwo zapewniają urzędnicy cywilni i wojskowi. Gdyby prezydent posiadał służbę bezpieczeństwa działającą na podstawie wydawanych przez siebie rozkazów, nie mógłby być kontrolowany, ponieważ skorzystałby z "nieodpowiedzialności" przyznanej prezydentowi na czas wykonywania przez siebie mandatu.
Benalla był wierny prezydentowi jak pies. Towarzyszył mu podczas przejażdżek rowerowych, jazdy na nartach, załatwiał różne sprawy, miał nawet klucze od prywatnej willi Macronów w nadmorskim kurorcie Le Touquet. W międzyczasie zadawano poważne pytania dotyczące dokładnego charakteru relacji 40. letniego prezydenta z młodym mężczyzną. Zwłaszcza, że według pogłosek, Benalla jest homoseksualistą, mimo że ożeniony z dotąd nieeksponowaną publicznie kobietą. Inna wersja mówi, że „dużo wie” o intymnych relacjach Macrona z przystojnym szefem francuskiego radia Mathieu Galletem - otwartym homoseksualistą, o czym plotkuje się od czasu kampanii wyborczej.Dociekanie w kwestii relacji obu mężczyzn nie było bezpodstawne, bo chodziło o głowę państwa i możliwe uwikłania, bo choć praktycznie było to nieznane opinii publicznej, szybko okazało się, że Benalla, przez ostatnie 18 miesięcy, stał się kluczową postacią w życiu publicznym i prywatnym żonatego prezydenta. I rósł. Pozwalał sobie nawet na ostre krytyczne uwagi pod adresem aparatu MSW i wydawanie rozkazów, co było niebywałym nadużyciem kompetencji i publicznym upokarzaniem policjantów.
Do czasu, aż „ktoś” go załatwił. Dziennik „Le Monde” opublikował w lipcu nakręcone komórką nagranie video, pokazujące jak Bennala ubrany w hełm, z policyjną opaską na ramieniu, wyposażony w policyjny radiotelefon, brutalnie rozprawia się z uczestnikiem 1. majowej manifestacji, wywlekając spokojnie idącego młodego człowieka i młodą kobietę z szeregu. Tłucze mężczyznę pięściami, rzuca na ziemię i się nad nim znęca. Dzieje się to przy braku reakcji policji, w dodatku towarzyszy mu inny mężczyzna z gabinetu bezpieczeństwa prezydenta, który podobne jak Benalla udał się na manifestację w roli „obserwatora”.
Dla asekuracji, by nie narażać swoim zachowaniem prestiżu prezydenta, Benalla nie uczestniczył w manifestacji służbowo, tylko po godzinach pracy poszedł się „przyglądać”. Jak tłumaczył tłukł manifestanta jako dobry obywatel, który chciał pomóc z trudem dającej sobie radę policji.
Nagranie dokumentujące brutalność Bennalli znalazło się w prefekturze policji, skąd zostało wykradzione…przez policjantów działających w imieniu Alexandre Benalla. Dzięki temu znalazło się w Pałacu Elizejskim, gdzie wielu współpracowników mogło je zobaczyć.
Pałac prezydencki zawiadomił szefa MSW, ale była cisza. Zachowanie ministra Gérarda Collomba w obliczu kryzysu jest krytykowane przez część policyjnej hierarchii. W ramach kary Macron nie zwolnił natychmiast Bennali, tylko na dwa tygodnie zawiesił go w obowiązkach służbowych, wypłacając pensję za cały miesiąc. Wydawało się, że sprawę udało się zamieść pod dywan, jednak po ponad dwóch i pół miesiącach, 18 lipca nagranie opublikował „Le Monde’, bo ktoś „umyślny” podrzucił video incydentu. Ktoś, komu zależało na dyskredytacji Marcona, odczekał fetowanie zwycięstwa Francji na mundialu w Rosji i w odpowiednim czasie ładunek odpalił.
Przyciśnięty do muru Macron zwolnił Benallę i wziął na siebie odpowiedzialność, uruchamiając jednocześnie medialną machinę obronną, ale polowanie z nagonką trwa dalej. Sporo się mówi, że medialne naciski reżyserują ludzie, którzy wywindowali Macrona na najwyższe stanowisko w państwie jako słupa. W ten sposób chcą na niego wywrzeć wpływ, aby realizował przyjęte przez siebie, korzystne dla nich zobowiązania.
Źródło: prawy.pl