USA i UE zorganizują i sfinansują zamach stanu na Węgrzech
To nie science-fiction, ale przewidywania ekspertów zaniepokojonych ostatnimi wydarzeniami w tym kraju, gdzie rządzący Fidesz z premierem Viktorem Orbanem na czele odmówił dołączenia do sankcji wobec Rosji, określanych przez niektórych mianem nowej Zimnej Wojny, a jednocześnie doprowadził do starcia Węgier z obcym kapitałem.
Wszyscy w zasadzie analitycy są zgodni, że umożliwienie Rosjanom poprowadzenia przez terytorium Węgier gazociągu South Stream przy jednoczesnej protekcjonistycznej polityce ekonomicznej, uderzającej w interesy wielkich banków oraz koncernów energetycznych, których właścicielem jest zagraniczny kapitał, postawiło na równe nogi zarówno Waszyngton, jak i inne stolice szeroko rozumianego Zachodu. Nic zatem dziwnego, iż coraz więcej analityków zadaje sobie pytanie, nie czy, lecz kiedy Węgry staną się obiektem obcej ingerencji, mającej na celu doprowadzenie do zmiany władzy.
Podstawowym "grzechem" Orbana względem Waszyngtonu i Brukseli było nie ugięcie się przed często destrukcyjnymi dyktatami elit politycznych tych ośrodków, usiłujących narzucić Węgrom wszystko, z tożsamością włącznie.
Kiedy po 2010 roku okazało się, że Fidesz, który przez dziewięć lat znajdował się w opozycji, nagle nie tylko, że zyskał zdecydowaną większość głosów, ale - korzystając z faktu, iż posiada silny mandat społeczny - obrał drogę gwałtownego rozwoju państwa, spłaty jego zobowiązań oraz znaczącego wzmocnienia jego pozycji na arenie międzynarodowej, w dominujących w UE i USA lewackich kręgach politycznych elit zawrzało. Niektórzy, jak najsłynniejszy pedofil europejskiej polityki Daniel Cohn-Bendit, przyrównywali Viktora Orbana i kraj rządzony przez jego ugrupowanie do Wenezueli pod rządami Hugo Chaveza.
Prawdziwa panika nastąpiła jednak dopiero w chwili, kiedy Orbanowi udało się zerwać ze smyczy MFW i spłacić zaciągnięte przez socjalistów długi w wys. 2,2 mld euro. Oznaczało to, że instytucja ta może zapomnieć o wymuszaniu na władzach państwa węgierskiego bandyckich prywatyzacji czy innych działań, sprzecznych z dobrze pojętym interesem państwa i obywateli. Jakie musiało zapanować zdziwienie, kiedy szef Węgierskiego Banku Centralnego zażądał od MFW zamknięcia biur w Budapeszcie...?
Ponieważ finansowa klika nie miała żadnych argumentów, aby zdyskredytować Orbana i jego współpracowników, rozpoczęła - stosując starą Goebbelsowską zasadę, iż kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą - szerzenie czarnego pijaru, starając się przedstawić państwo węgierskie w jak najmniej korzystnym świetle, natomiast samą ekipę rządzącą - jako dążącą do autorytaryzmu i gwałcącą fundamentalne wartości Unii Europejskiej.
Udało się także zorganizować na Węgrzech marsze sprzeciwu wobec polityki rządu, co do których nie ma najmniejszych wątpliwości, iż były sterowane z zewnątrz. Wykorzystano przy tym m.in. niezadowolenie znajdujących się w opozycji socjalistów oraz postsowieckiej zbieraniny, której nie w smak było ukrócenie ich wielokrotnie sprzecznych z prawem praktyk.
W obecnej chwili trudno jednoznacznie stwierdzić, jak daleko ośrodki decyzyjne w Brukseli i Waszyngtonie posuną się w stosunku do państwa węgierskiego, niemniej jednak należy przypuszczać, że mimo dotkliwych strat, jakie ponieśli finansiści wskutek posunięć węgierskiego rządu, zachowają ostrożność w rewanżowaniu się za straty. Jakakolwiek otwarta akcja odwetowa pchnęłaby bowiem Węgry, a za nimi - na dłuższą metę - być może inne kraje, jak na przykład Serbię, w ramiona Rosji, co dla szeroko rozumianego Zachodu byłoby co najmniej niepożądane.
Oznacza to zatem, że czeka nas systematyczne, aczkolwiek powolne podkopywanie pozycji Fideszu, zbieranie "haków" oraz podburzanie społeczeństwa, jednak nie otwarta konfrontacja.
Karolina Maria Koter
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl