Feminizm jako przemoc
Feminizm wojujący to błazenada operująca sprzecznościami i niekonsekwencją. Kobiety bronione są wybiórczo, wtedy, kiedy pasuje to feministkom. Jeśli nie, - ich cierpienie spotyka się z obojętnością. W końcu lepiej stłuc jakiegoś faceta.
Są różne rodzaje przemocy. Choćby psychiczna oraz emocjonalna, gdy cierpienie zadane jest w sposób werbalny i niewerbalny, a poczucie własnej wartości, godności, prywatność zostały pogwałcone. Ofiara cierpi niemożebnie – krytykowana, ośmieszana, znieważana, poniżana.
Jest też przemoc fizyczna, czyli bicie, szarpanie, zadawanie ran, uniemożliwianie picia, jedzenia czy nawet snu. Jest i przemoc seksualna – aż do „dewiacjonizmu” lansowanego w mediach jako mającego przyzwolenie – ze strony głupców, których nawet Breugel brzydziłby się malować.
Jest i przemoc ekonomiczna, przejawiająca się choćby zmuszaniem do podejmowania zobowiązań finansowych, zmuszanie do zależności materialnej.
Feministki pod pozorem przeciwdziałania pomocy czy też pozorowanym przeciwdziałaniem chcą wprowadzać w amoku zapisy niezgodne z polskim porządkiem prawnym oraz klarownym systemem wartości normalnego człowieka, wbrew polskiej tożsamości oraz tradycji rodzinnej.
Feminizm wojujący to błazenada operująca sprzecznościami i niekonsekwencją. Kobiety bronione są wybiórczo, wtedy, kiedy pasuje to feministkom. Jeśli nie, - ich cierpienie spotyka się z obojętnością. W końcu lepiej stłuc jakiegoś faceta.
Jako skrzyżowanie terroru i dewiacji lansują się choćby kobietony z Femenu, wrzucając do sieci film, na którym jakoby znęcały się nad księdzem (choć w rzeczywistości jest to naturszczyk). I to pod pretekstem, że nienawidzą mieszania się Kościoła w sprawy polityki (tak, nienawidzą – bo są kompletnie ograniczone i nawet nie umieją się posługiwać eufemizmami). Tym samym jawnie podżegają do dyskryminacji religijnej i ekstremalnej przemocy!
Akurat teraz przetacza się coroczna (i tak od ponad dwudziestu chyba lat!) kampania międzynarodowa ”16 dni bez przemocy wobec kobiet”. Tak widać tytuł wylansowany niefrasobliwie tylko budzi wątpliwości. To tylko kolejna, nieinteligentna przykrywka mająca odwrócić uważny wzrok rodziców od możności decydowania o losie ich własnych dzieci.
Tyle, że chora walka klas zdążyła się już dostatecznie wymieszać z chorą walką płci, a jakoś nie widać, by poza głoszeniem formułek feministki stawały autentycznie w obronie najbardziej bezbronnych – dzieci nienarodzonych, skazywanych na śmierć przez zdeklarowane aborcjonistki (za które same się przecież uważają i nimi po prostu są) i ludzi starszych, niewinnie wtłaczanych w odpowiednik elektrycznego krzesła, jakim już w wielu krajach stała się eutanazja.
Pełnomocnik rządu ds. równego traktowania jest tylko kolejnym urzędnikiem suto opłacanym i wygłaszającym okrągłe formułki, z których niewiele wynika. Słynna konwencja o zapobieganiu przemocy wobec kobiet, o którą taka awantura - jest zardzewiałą przykrywką dla forsowania feministyczno-lewackich przeformułowań normalności, bowiem pod pretekstem konwencji wciskają nam jej twórcy do oczu i uszu rozżarzoną lawę, czyli toporne redefiniowanie pojęcia rodziny, małżeństwa i dewiacje.
Państwa, które ratyfikowały już taką konwencję dumnie obnoszą się z infolinią dla ofiar, portalem internetowym, zmianą procedur policyjnych czy miejsc w schroniskach. Póki co jest na poziomie szumnych obietnic – prawdziwe ofiary przemocy nie potrzebują substytutów!
A poza tym jak można brnąć w sprzeczność, jaką jest wygłaszanie haseł antyprzemocowych… językiem przemocy! Demagogią! Półprawdami!
Gdy w dyskusjach padają argumenty rzeczowy, feministki wyją „To seksizm!” , „To bzdura!” „To nie tak!” – czyli kompletna pustka argumentacyjna. Tak marnie nie dyskutują ani kobiety ani mężczyźni, czyżby same feministki miały problem z określeniem własnej płci?
Feministki nie mają za grosz szacunku dla swoich rozmówców. Posługują się demagogią i pół-prawdami, a na rzeczowe argumenty reagują krzyczeniem "to jest seksizm", albo "nieprawda!". To feminizm jest formą propagowania dewiacji i pornografii, układów płci sprzecznych z naturą i dobrym smakiem.
Próbują „wychowywać” dzieci teoriami w stylu programu „Równościowe przedszkole” – wychowywać na odległość, skoro same najczęściej nie chcą mieć dzieci, brzydzą się dziećmi i rozkoszują się tematyką proabrocyjną jako formą krwiożerczej walki.
A co z pomysłem "podatku od bycia mężczyzną", który zaproponował w Riksdagu szwedzki kobieton, topiący kompleksy w alkoholu i dziełach Marksa”? Według niego (rzeczonego kobietona!) mężczyźni powinni ponosić zbiorową odpowiedzialność za seksualne molestowanie pracownic i wypłacać ofiarom niebotyczne odszkodowania.
Agresywne feministki prowadzą bardzo cyniczną grę. Bita kobieta to powód do zwarcia szeregów i pomocy pokrzywdzonej. Bite dziecko nie budzi ich zainteresowania – bo jest dzieckiem.
Atak na Bogu ducha winnego mężczyznę – to profilaktyka, to konieczność. Słuszna walka o bezpieczeństwo kobiet, czy zwykła niekonsekwencja epatująca złem? Na to jakże oczywiste pytanie, P.T. Czytelnik odpowie sobie sam.
Marta Cywińska
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl