Umiłowani Przywódcy się nadymają
„Każdy ma swoją żabę, co przed nim ucieka i swojego zająca, którego się boi” - napisał Adam Mickiewicz i słusznie, bo weźmy dla przykładu nasz nieszczęśliwy kraj. Ma on mnóstwo zajęcy których nie tylko się boi, ale przed którymi skacze z gałęzi na gałąź – ale wszystkie te upokorzenia a nawet zniewagi rekompensuje sobie posiadaniem żaby w postaci Białorusi.
Postawę wyższości wobec Białorusi prezentował „Drogi Bronisław, czyli jeden z naszych „skarbów narodowych” prof. Bronisław Geremek, o którym powiadają, że „był szczęśliwy aż do ostatniej chwili życia”, niczym francuski prezydent Feliks Faure. Jak tam było, tak tam było; zawsze jakoś było, ale nie o to chodzi, tylko o poczucie wyższości wobec Białorusi.
Skąd u handełesów taka pycha? Kiedy pan prof. Geremek zauważył, że naród białoruski jest formacją jeszcze niedojrzałą do demokracji, zwróciłem mu uwagę na leżący na Białorusi powiat oszmiański, który jest wyjątkowy w całej Europie i to nie tylko dlatego, że wywodzi się z niego siedmiu królów, dwie królowe i jeden święty, ale również dlatego, ze potomkami jednego z tych królów są wszystkie rodziny królewskie, a nawet sporo rodzin arystokratycznych w Europie – z wyjątkiem szwedzkiej rodziny królewskiej, która jest świeżej daty.
Czyż można to porównać dajmy na to z Nalewkami w „małym żydowskim miasteczku na niemieckim pograniczu” - jak Stanisław Cat-Mackiewicz nazywał Warszawę - z których mogła wywodzić się co najwyżej Rebeka, co to „miała takie słabe zdrowie”, albo rozmaici ubeccy torturanci, o których w Muzeum Historii Żydów Polskich – ani słowa? Ładny interes! Ale mniejsza już o handełesów; niech im od własnej pychy żywot pęknie – jak mówił Pan Zagłoba – bo ważniejsza jest rola żaby, w której nasi Umiłowani Przywódcy tradycyjnie obsadzają Białoruś.
Może byłoby to uzasadnione, gdyby Polska była „księstwem, gdzie ład i dostatek”, ale każdy przecież widzi, że jest akurat odwrotnie; burdel i serdel towarzyszy III RP, przekształcanej przez bezpieczniackie watahy w organizację przestępczą o charakterze zbrojnym, nieustannie, a w tej sytuacji nadymanie się choćby przed Białorusią nie ma najmniejszego uzasadnienia.
Weźmy choćby ostatnie wybory do samorządu terytorialnego. Już mniejsza o kompromitację PKW, która gwoli zyskania na czasie musiała chronić się za parawanem awarii systemu informatycznego, która podobno, jak na zawołanie, naprawdę wystąpiła, ale przede wszystkim – na frekwencję w drugiej turze, która – jeśli nie liczyć Warszawy – kształtowała się na poziomie około 30 procent uprawnionych. W tej sytuacji, kiedy frekwencja nawet w pierwszej turze wyborów nie przekroczyła 50 procent, można bez przesady powiedzieć, iż demokratyczna legitymacja naszych Umiłowanych Przywódców jest gówniana i dziwię się, że OBWE – ale tam pewnie zasiada taka sama swołocz, jak wszędzie – ważność wyborów w III RP uznaje, a na Białorusi – nie.
Tymczasem na Białorusi do ważności wyborów jest konieczna frekwencja co najmniej na poziomie 50 procent. Jeśli jest mniejsza – wybory są nieważne i dlatego nowelizacja tamtejszej ordynacji wyborczej z 2013 roku zakazuje nawoływania do bojkotu wyborów. Gdyby jednak prezydent Łukaszenko machnął na to ręką i wprowadził na Białorusi standardy nadwiślańskie, to dla kontynuowania demokracji wystarczyłoby, gdyby do wyborów poszli kandydaci z rodzinami i czynowniki pilnujące posad – jak zresztą właśnie jest – i OBWE byłaby na pewno udelektowana.
Stanisław Michalkiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl