Sakiewicz przegrał w sądzie z Szymowskim
Dziennikarz śledczy Leszek Szymowski nie popełnił przestępstwa zniesławienia, opisując lukratywne zlecenia Instytutu Pamięci Narodowej dla wydawcy portalu Niezalezna.pl i nazywając je „podejrzanymi” - uznał dziś rano Sąd Rejonowy Warszawa - Praga w Warszawie. Wydająca portal spółka Słowo Niezależne sp. z o.o. (jej wiceprezesem jest Tomasz Sakiewicz) domagało się sankcji karnej dla dziennikarza. Szymowskiemu groził rok więzienia.
Uzasadniając orzeczenie, sąd zwrócił uwagę, że Leszek Szymowski posiadał sprawdzone informacje poparte dokumentami, których wiarygodność nie budziła wątpliwości, a także, że zwracał się do opisywanej spółki, oraz do samego Sakiewicza, z prośbą o zajęcie stanowiska. - Oskarżyciel miał okazję ustosunkować się do faktów przedstawionych przez oskarżonego w artykule prasowym, ale z tej możliwości nie skorzystał - mówił sędzia.
Prowadzący sprawę sędzia zwrócił również uwagę, że nie rozumie aktu oskarżenia. - Pełnomocnik oskarżyciela potwierdzał fakty przywoływane przez oskarżonego, oraz nie był w stanie wskazać ani jednego nieprawdziwego zdania, dlatego akt oskarżenia nie zasługuje na uwzględnienie - mówił.
Spółka Sakiewicza będzie musiała zwrócić Szymowskiemu koszty procesu.
O sprawie i wyroku rozmawiamy z Leszkiem Szymowskim.
Dlaczego sprawę rozpatrywał sąd na Pradze?
Dlatego, że mój artykuł, opublikowany pierwotnie na portalu Nowy Ekran, przedrukował bez mojej wiedzy niejaki Leszek Bubel w swoim niskonakładowym tygodniku "Teraz Polska", który ma siedzibę właśnie na Pradze. Przedrukował, dodam, bez mojej wiedzy i zgody. Spółka Słowo Niezależne uznała, że popełniłem przestępstwo i skierowała do sądu prywatny akt oskarżenia. Jednym słowem: miałem pójść do więzienia bo ktoś bez mojej wiedzy opublikował artykuł, który nie spodobał się panu Sakiewiczowi.
O co chodziło w tym artykule?
Opisałem [LINK] przetargi prowadzone przez Instytut Pamięci Narodowej na publikowanie dodatków historycznych. Były one tak skonstruowane, że wygrać mogła jedna spółka - właśnie Słowo Niezależne. Ta spółka wydaje portal Niezalezna.pl związany z „Gazetą Polską”, której redaktor naczelny Tomasz Sakiewicz uchodzi za głównego propagatora likwidacji artykułu 212. To właśnie ten artykuł przewiduje karę więzienia za zniesławienie za pomocą środka masowego przekazu. To właśnie ten artykuł stał się podstawą wniesionego przeciwko mnie aktu oskarżenia.
To trochę niekonsekwencja ze strony Sakiewicza.
To mało powiedziane. To hipokryzja. Nie pierwsza w przypadku tego pana. Całe środowisko „Gazety Polskiej” opiera się na hipokryzji.
Jak sądzisz, dlaczego zostałeś oskarżony?
W 2012 i 2013 roku skierowałem do Sądu Okręgowego w Warszawie pozwy o ochronę dóbr osobistych przeciwko Sakiewiczowi i jego redakcjom. Wykazałem tam kilkanaście przypadków ich kłamstw na mój temat. Oskarżenie mnie odbieram jako zemstę i próbę wywarcia na mnie nacisku. Jak się okazuje, miałem rację, bo gdy sąd wzywał nas do zawarcia ugody, słyszałem zawsze: „proszę wycofać pozwy przeciwko nam, to my przestaniemy pana oskarżać”. Te propozycje odrzucałem, jak się dziś okazuje słusznie.
Ile procesów toczy się między Tobą a Sakiewiczem?
Cztery. Jeden karny z jego oskarżenia prywatnego, z artykułu 212, który tak zwalcza publicznie i jeden cywilny. Oraz dwa cywilne z mojego powództwa. Sąd wyznaczył kilka terminów, mam nadzieję, że w kwietniu usłyszę wyroki w obu sprawach. Jeśli sąd potwierdzi zasadność moich roszczeń, będę na łamach „Gazety Polskiej” i pokrewnych mediów czytał przeprosiny za przeprosinami.
Rozmawiała Agnieszka Piwar.
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl