Sięgając pamięcią nie ma szczęścia polski chłop, polska wieś i polskie rolnictwo do rządzących krajem. Najpierw przez długie wieki nadużycia pańszczyźniane, następnie brak reformy rolnej, potem budowa przemysłu ery PRL-u kosztem wsi i wreszcie III RP, w której rolnictwo zostało odstawione zupełnie na boczny tor. A przecież po roku 1989 współrządziła Polską partia w nazwie i programie chłopska.
Polskie Stronnictwo Ludowe, bo o nim mowa, zamiast zajmować się problemami rolnictwa zajmowało się głownie obsadzaniem lukratywnych stanowisk na poziomie centralnym i samorządowym. Podejście tego ugrupowania względem chłopów, doskonale obrazuje komentarz jednego z obecnych wiceprezesów tego stronnictwa, który zapytany o jego ocenę strajku chłopskiego, polegającego na blokowaniu drogi, stwierdził, że prawdziwy chłop to nie strajkuje tylko siedzi w oborze. Można by długo pisać o zasługach tej partii w procesie niszczenia polskiej wsi. Światełkiem w tunelu dla polskiej wsi był czas, w którym ministrem rolnictwa był Andrzej Lepper, któremu rzeczywiście zależało na poprawie losy polskiego chłopa. Jednak jak wiemy zaradni i myślący przyszłościowo bracia Kaczyńscy postanowili wykończyć Samoobronę, słusznie upatrując w niej swojego największego konkurenta na wsi.
Po przegranych wyborach nastały mroczne czasy rządów Platformersów, którzy pozwolili również uszczknąć znowu co nieco, głodnej ekipie z pod znaku koniczynki. Po 8 latach nic nierobienia poza rozkradaniem państwa, nastały czasy rządów miłościwie nam panującego Naczelnika z Żoliborza, który na ministra rolnictwa namaścił Krzysia Jurgiela. Daleki jestem od oceniania ludzi po wyglądzie zewnętrznym ale mam wrażenie, że jest coś w opinii, że ludzie wybierają psy podobne do siebie wyglądem i sposobem bycia. Idąc tym tokiem myślenia fizis człowieka idealnie oddaje stan umysłu, czego Krzysio Jurgiel jest doskonałym przykładem.
O ile w kilku pisowskich ministerstwach, można dostrzec pozytywne zmiany dla Polski, tak Krzyś rozsiadł się wygodnie w swoim ministerstwie i "spoczął na laurach". Na efekty zaniechań nie trzeba było długo czekać. Niezadowolenie hodowców trzody chlewnej borykających się ze skutkami Afrykańskiego Pomoru Świń czy tych niezadowolonych z zakresu wsparcia dla rolników dotkniętych skutkami suszy. Rządy Jurgiela najdobitniej uderzyć jednak miały w polskich sadowników. Prymat lidera w produkcji wieprzowiny straciliśmy dobrych klika lat temu, ale polskie sadownictwo mimo głupoty politycznej, jaką było nałożenie embarga na eksport do Rosji, w dalszym ciągu w kilku gałęziach - stało bardzo wysoko. Receptą na zaniedbania i nieróbstwo Jurgiela była jego dymisja i wybór kolejnego - Jana Krzysztofa Ardanowskiego.
Nowy minister przynajmniej pod względem piarowym sprawia wrażenie osoby bardziej kompetentnej i zaangażowanej. Minęło już nawet 100 dni jego urzędowania, który z tej okazji zrobił konferencję prasową. Latem za Jurgiela obserwowaliśmy leżące pod drzewkami wiśnie, których nie opłaciło się zrywać. Za Ardanowskiego, zgodnie z kolejnością pór roku mogliśmy patrzeć na warstwowo leżące pod drzewami jabłka. Widok porażający.
Nigdy nie ma u władzy ludzi chętnych i gotowych rzeczywiście zadbać o polskie rolnictwo i jego problemy. Oczywistym jest, że w sektorze zależnym w dużej mierze od pogody i urodzaju, którego nie da się przewiedzieć, rolnicy powinni mieć zagwarantowane ceny minimalne na 2-3 lata do przodu. W przeciwnym razie sadownik, który w okresie dekady kilkakrotnie zostawiał swoje plony pod drzewami, traci wiarę w sens swojej pracy. Pracy, która ma zapewnić byt jemu i jego rodzinie. A skoro o rodzinie to warto pamiętać, że polska wieś to najuboższa cześć społeczeństwa, która paradoksalnie posiada najwyższy przyrost naturalny, odgrywając tym samym szczególnie ważną rolę w państwie o skrajnie niskim przyroście naturalnym.
Polska była przecież liderem w Europie i świecie w takich branżach rolniczych jak wspomniana produkcja wieprzowiny, zbiorów ziemniaków, truskawek, jabłek czy pieczarek. Tymczasem od dwóch, trzech lat rośnie eksport owoców miękkich z Ukrainy do Polski. Reanimacja ukraińskiego trupa, kosztem polskich interesów, polskiej gospodarki czy rolnictwa przybiera więc na sile. Co ciekawe, nie sprzedajemy jabłek do Rosji, bo solidaryzujemy się z Ukrainą, tymczasem Ukraina sprzedaje jabłka do Rosji korzystając z pośrednictwa Białorusi. Nie dziwią więc zapowiedziane na przyszły tydzień protesty polskich rolników i sadowników niezadowolonych z polityki rolnej państwa.
Jurgiel i jego rządy w resorcie rolnictwa, jest dla mnie osobiście przykładem polityki kolejnych ekip rządzących polityką rolną kraju, gdzie rolnictwo traktowane było wyjątkowo po macoszemu. Idą wybory samorządowe podczas, których o głosy mieszkańców wsi największy bój stoczy partia Naczelnika z Żoliborza z bezpłciowym Kosiniakiem, który jest symbolem głębokiego kryzysu w aparacie dowodzenia kumpli spod znaku koniczynki. Oby tym razem polska wieś ominęła w swych wyborczych decyzjach zarówno jednych jak i drugich, czego sobie i Państwu życzę.