Czy polskiemu kościołowi potrzebna jest misja nawrócenia?

0
0
0
/

Ponad 95 proc. Polaków deklaruje się jako ludzie wierzący, przynależni do kościoła katolickiego.  To cieszy, tym bardziej, że w porównaniu z innymi krajami Europy Zachodniej jesteśmy ewenementem. U nas nikt nie zamyka kościołów, które są w miarę zapełnione wiernymi  podczas niedzielnych Mszy św.  Wydaje się również, że dużo ludzi przystępuje do komunii świętej. Ale statystyki nie są już tak optymistyczne. Z tych 95 proc, jedynie 40 proc. chodzi do kościoła, a komunię św. przyjmuje jedynie 16 proc.  Dlaczego kościół zgubił 55 proc. wiernych i czy ich rzeczywiście zgubił? Wielu z nas przyznaje się do przynależności z Kościołem, bo tak wypada, bo jest taka tradycja, bo przecież jestem osobą wierzącą, a że od wielkiego dzwonu pojawię się w kościele… no cóż, taka jest rzeczywistość. Jestem zagoniony w codziennych obowiązkach, nie lubię przymusu, Boga można wyznawać wszędzie, nie tylko w kościele itd. Itp. Prawdziwe pomieszanie z poplątaniem. Uczestnictwo w Mszy św. ma tylko wtedy sens, gdy uczestniczysz w niej z potrzeby serca, a nie, że taka jest tradycja w moim domu. To Pan Jezus cię zaprasza na Mszę, bo tylko wtedy możesz się z nim spotkać podczas konsekracji, gdy na ołtarzu chleb zamienia się w ciało Jego, a wino w Jego krew. Jeżeli tego nie wyznajemy i nie czujemy, próżna jest nasza wiara. Gdy sięgniemy głębiej do statystyk, aż włos się jeży na głowie. Jedynie 47 proc. wierzy w Zmartwychwstanie, a 48 proc. w śmierć na krzyżu. Według badań TNS 81 proc. wierzy w Boga. Dalej też jest ciekawie. 38 proc. wierzy w Niebo, w piekło 31 proc.,  w czyściec 30 proc.  W istnienie diabła 28 proc. , Niepokalane Poczęcie 38 proc. , a w sąd po śmierci 39 proc. . Patrząc na te dane, aż prosi się o nową misję dla naszego Kościoła. Jeżeli deklarujesz przynależność do Kościoła katolickiego, to jak możesz nie wierzyć w Zmartwychwstanie, a większość katolików tak czyni. Już św. Paweł pisał, że gdyby nie było Zmartwychwstania, próżna byłaby nasza wiara. Mamy prawdziwy mętlik w naszych głowach. Traktujemy wiarę bezrefleksyjnie, jak skrzynkę z której w miarę potrzeby wyciągamy to, co jest nam przydatne i jeszcze przerabiamy na własną modłę. Ten selektywny katolicyzm jest bardzo wygodny, ale nawet nie wiemy, jakie robi spustoszenie w naszych duszach. Grzech przestaje być grzechem, bo wszystko właściwie jest dozwolone. Mogę sobie do woli nagrzeszyć, myśląc, że nie mam się o co martwić, przecież Jezus i tak mi wszystkie grzechy odpuści, bo mnie kocha i jest miłosierny. Tylko takie rozumowanie to jest grzech przeciwko Duchowi Świętemu, jedyny który nie może być odpuszczony. Za mało się o tym mówi w kościele. Ludzie się pogubili, słysząc ciągle, że Bóg nas kocha. To podstawowa prawda naszej wiary, tylko trzeba pamiętać, że jest to miłość mądra, ale i  wymagająca. Nie można jej bezkarnie nadużywać. Może zbyt dużo miejsca zajmuje w naszej wierze tradycja. Chlubimy się nią, że jesteśmy wierni przekazowi naszych rodziców i dziadków, że postępujemy zgodnie z tradycją rodzinną.  Ale tradycja nie może zasłaniać istoty naszej wiary.  Niedawno uczestniczyłam w warszawskim domu w  uroczystości świętowania narodzin nowego członka rodziny. Zaproszeni goście to ludzie przeważnie majętni, wykształceni, pewni siebie.W pewnej chwili zaczęto dyskutować o chrzcie dziecka. Zgodnie uznano, że jest on konieczny, bo taka jest tradycja. Na moją uwagę, że jest to najważniejszy sakrament, zareagowali pobłażliwym wzruszeniem ramion. Spytałam się wówczas, czy chrzest traktują w tych samych kategoriach, jak ubieranie choinki na święta, czy chodzenie do kościoła z wielkanocną święconką. Trochę się skonfundowali, ale większość przyznała, że tak , wszystko to jest tradycja. Nie mogłam się nawet dziwić. Dwa lata wcześniej rodzice dziecka wzięli ślub kościelny z wielką pompą i od tej pory nie weszli nigdy do kościoła. W środowisku młodych popularne są śluby kościelne nawet wśród niewierzących. Motywują to tym, że tak wypada, że robią to dla rodziców. A wśród młodych, którzy deklarują się jako osoby wierzące ich wiara jest bliżej niesprecyzowana. Wierzą w jakąś siłę nadprzyrodzoną, a innymi dogmatami nie zaprzątają sobie głowy.  W ich życiu codziennym Bóg jest im do niczego niepotrzebny. Przypominają sobie o Nim dopiero w traumatycznych przeżyciach. A że w głowie mają prawdziwy galimatias, nawiązanie kontaktu z Bogiem  staje się niezwykle trudne. Przypominają sobie jedynie modlitwę Ojcze nasz. A gdy wyjdą z opresji, znów zapominają o Bogu. Bardzo ważna jest w tym wszystkim rola Kościoła, który w kraju katolickim powinien podjąć trud nowej ewangelizacji. Przybliżyć wiernym podstawowe dogmaty i posprzątać w ich głowach ten cały galimatias.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną