Kogo świerzbią plecy...
„Niech kogo świerzbią plecy, wsiada na Tatary” - śpiewano w 1653 roku pod Żwańcem, kiedy to Islam Girej wymusił na Bohdanie Chmielnickim zawarcie z królem polskim Janem Kazimierzem ugody, która, nawiasem mówiąc, rok później skłoniła Chmielnickiego do poddania Ukrainy pod rosyjską protekcję w Perejasławiu.
Z tym wszystkim Bohdan Chmielnicki, obok Stefana Bandery jest narodowym bohaterem Ukrainy. Najwyraźniej uczestników i sympatyków reaktywowanego gwałtownie w naszym nieszczęśliwym kraju Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego świerzbią plecy, bo coraz częściej podnoszą się głosy o potrzebie włączenia się Polski do ukraińskiej wojny. Tym razem oczywiście nie chodzi o to, by „wsiadać na Tatary”, bo „Tatary” są „sojusznikiem naszych sojuszników” - tylko na karki rosyjskich separatystów, protegowanych Putina.
Najwyraźniej jakieś stare kiejkuty znowu musiały dostać pod stołem jakiś szmalec, bo skąd w przeciwnym razie takie świerzbienie? Co prawda muszą to być jakieś inne stare kiejkuty, niż te, co od CIA wzięły 15 milionów dolarów w gotówce. Oto całkiem niedawno „Polsat” poprosił generała Gromosława Czempińskiego i generała Marka Dukaczewskiego, żeby powiedzieli, jak jest i jak będzie. To stało się już rodzajem nowej, świeckiej tradycji, że jak tylko w naszym nieszczęśliwym kraju, albo w bliskiej zagranicy dzieje się coś ciekawego, albo chociaż coś nowego, to zarówno resortowa „Stokrotka”, jak i inni funkcjonariusze, zaraz wołają jak nie generała Czempińskiego to generała Dukaczewskiego, a ci mówią nie tylko jak jest, ale i jak będzie.
Najwyraźniej skądś to wszystko wiedzą, chociaż są jak to się mówi, „w stanie spoczynku”. Skąd wiedzą, jak jest, a zwłaszcza – jak będzie – tajemnica to wielka, potwierdzająca podejrzenia o okupacji naszego nieszczęśliwego kraju przez bezpieczniackie watahy, zadaniowane przez państwa poważne, mające wobec naszego nieszczęśliwego kraju i mniej wartościowego narodu tubylczego swoje projekty. Otóż obydwaj generałowie sprzeciwili się pomysłom wysyłania naszej niezwyciężonej armii na Ukrainę, a to by wskazywało, że tym razem to nie ich trzeba podejrzewać o wzięcie jurgieltu. To zaś oznacza, że środowisko starych kiejkutów jest znacznie szersze, niż by się pierwotnie mogło wydawać i zagraniczne razwiedki mogą między nimi wybierać-przebierać wedle potrzeb i uznania.
Że się sprzeciwili, to jedna sprawa, a dlaczego się sprzeciwili – to sprawa druga. Możliwe, że jako generałowie coś tam na temat naszej niezwyciężonej armii wiedzą i ta wiedza skłania ich do unikania za wszelka cenę konfrontacji z rzeczywistością - zwłaszcza w warunkach bojowych. Przed kilkoma laty słuchałem wykładu pewnego generała na temat stanu naszej niezwyciężonej armii. Prelegent stwierdzał, że poza kontyngentem wyjeżdżającym na misje zagraniczne, nasza niezwyciężona nie dysponuje formacją zdolną do wykonania zadania bojowego innego, niż służba wartownicza.
W takiej sytuacji rzeczywiście lepiej nie ryzykować i raczej schronić się za procedurami NATO, skąd można wygrażać zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi i groźnie kiwać mu palcem w bucie całkiem bezpiecznie, wykorzystując czas darowany do kręcenia lodów. Ale inne stare kiejkuty mogą być zadaniowane inaczej – na przykład tak, żeby jednak doprowadzić do wciągnięcia Polski do ukraińskiej awantury, co oczywiście doprowadzi do zdestabilizowania nie tylko wschodnich obwodów Ukrainy, ale obszaru znacznie większego.
To z kolei pociągnie za sobą konieczność ponownego przywrócenia w tym regionie stabilności – czym oczywiście zajmą się już państwa poważne, bo nasze może już tego eksperymentu nie wytrzymać. W rezultacie czy to w Jałcie, czy to w Berlinie, zostaną podjęte decyzje zarówno o terytorialnym jak i politycznym ukształtowaniu Środkowej Europy, oczywiście z uwzględnieniem potrzeb bezcennego Izraela, który dzięki tak zwanym „oligarchom” na Ukrainie siedzi już całkiem mocno w siodle, podobnie jak u nas – dzięki małżeństwom.
Stanisław Michalkiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl