Wielki biznes: wybory w Wielkiej Brytanii będą kosztowały tyle, co destabilizacja strefy euro
Koncerny i korporacje obawiają się przede wszystkim podniesienia podatków i zapowiedzianego referendum, w którym Brytyjczycy zdecydują, czy nadal chcą pozostawać w strukturach Unii Europejskiej.
Stefano Pessina, włoski szef sieci farmaceutycznej Walgreens Boots Alliance, zatrudniającej w Wielkiej Brytanii 70 tys. osób, wywołał polityczną burzę, w ostrych słowach atakując laburzystów. Oświadczył on na łamach Sunday Telegraph, że ich plan wzmocnienia gospodarki "nie pomaga biznesowi", czym unaocznił obawy nie tylko tej potężnej firmy przed większym opodatkowaniem i mniejszą ingerencją w ograniczanie deficytu.
Reakcja laburzystów była natychmiastowa. Nie dosyć, że bronili swoich planów ekonomicznych, to napiętnowali urzędującego w Monaco miliardera jako przebywającego w raju na podatkowym wygnaniu. Jednakże usiłowania partii pokazania, że mają poparcie czołowych polityków szczebla kierowniczego odniosły skutek dokładnie odwrotny od zamierzonego, kiedy główny ekonomista ugrupowania Ed Balls silił się w wywiadzie udzielanym BBC, aby wymienić jakiegokolwiek przedstawiciela biznesu, wspierającego ich program.
Balls wymienił tylko jednego zwolennika, którego nazwał "Bill", przy czym usiłował bezskutecznie przypomnieć sobie jego nazwisko, co podsumował później stwierdzeniem, iż "to niedyspozycja podeszłego wieku". Sprowokowało to premiera Davida Camerona do zjadliwego szyderstwa, które wygłosił na forum parlamentu. "Bill jakiśtam to nie osoba, Bill jakiśtam to polityka laburzystów".
Wielu brytyjskich komentatorów podkreśla, iż Wielka Brytania znalazła się między przysłowiowym młotem a kowadłem. Sporo bowiem czynników sprawia, że ugrupowanie obecnie urzędującego premiera ma duże szanse na zwycięstwo w zaplanowanym na maj głosowaniu. Na korzyść Camerona działa utrzymujący się trend rozwoju ekonomicznego na poziomie 2,6 proc. w 2014 r., najniższa w ciągu ostatnich sześciu lat stopa bezrobocia oraz obserwowany ponownie wzrost dochodów państwa. Jednakże obietnica przeprowadzenia referendum w 2017 r. co do dalszego członkostwa kraju w strukturach europejskiej wspólnoty, wymuszona niejako przez eurosceptycznych polityków, przyprawia rekinów biznesu o niemały ból głowy.
- To największa z chmur, jakie pojawiły się na horyzoncie - stwierdził Martin Sorrell, szef reklamowego giganta WPP, który wyraził obawy, że firmy odłożą plany inwestycyjne na okres po referendum, a dwa lata zwłoki w inwestycjach niezbędnych dla dalszego rozwoju przedsiębiorstwa to bardzo dużo. W sukurs zmartwionym potentatom idzie Konfederacja Brytyjskiego Przemysłu (CBI), która przekonuje, że sieć korzyści z członkostwa Wielkiej Brytanii w UE warta jest około 62-78 mld funtów, co w przeliczeniu na euro daje 82-103 miliarda rocznie, czyli stanowi 4-5 proc. krajowego PKB.
W badaniu przeprowadzonym przez firmę konsultingową Deloitte, w zasadzie wszyscy szefowie wielkich firm stwierdzili, że zbliżające się wybory oraz idące za nimi referendum stanowią obecnie ich największe zmartwienie, gdyż "będą musieli wybulić tyle, ile kosztowałaby ich destabilizacja strefy euro".
Julia Nowicka
Źródło: EUbusiness
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl