Ukraiński nacjonalizm wciska się do Polski drzwiami i oknami

0
0
0
/

Neobanderyzm w Polsce zwyczajowo pokłada największe nadzieje w strukturach takich jak: Platforma Obywatelska, Ruch Palikota, Gazeta Wyborcza itp. Naiwniacy na prawicy byli mu potrzebni tylko od czasu do czasu.

 

I choć ostatnio nawet na liście uczestników konferencji w Cambridge, dotyczącej „wspaniałych” stosunków polsko-ukraińskich, znalazł się redaktor naczelny Krytyki Politycznej Sławomir Sierakowski, czy Michał Boni, to podejście się zmienia. Nie trudno zgadnąć, zarówno z jakiego powodu zawsze wygodniejsi są liberałowie, jak i dlaczego musi się to zmienić. Polityczne flirty neobanderii z polską prawicą, choć nieporównywanie bardziej anemiczne stały się ostatnio wyraźniej dostrzegalne.

 

Nacjonaliści ukraińscy młodszego pokolenia, zdają sobie w Polsce z rychłej klęski sił lewicowo-liberalnych, niczym ich dziadkowie z klęski, tradycyjnie sojuszniczej III Rzeszy w latach 1943-44. I tę ostatnią rzecz trzeba podkreślić, tradycyjnie sojuszniczej, pomimo przejściowego konfliktu z przełomu czerwca i lipca 1941 roku, po niezaakceptowaniu przez Hitlera samozwańczego, banderowskiego rządu Stećki oraz sankcjach karnych na powiązanych z nim ludziach. Analogiczna wygląda neobanderowska sympatia do polskich liberałów. Jedna rzecz we współczesności jest wręcz identyczna, a różni ją druga. Otóż Niemcy swoich przeciwników wkładali propagandowo zawsze między szkodliwych sojuszników bolszewickiej Rosji. Przy czym słuszność tego oskarżenia nie była ważna, a sojusz aliantów ze Stalinem mógł temu faktycznie posłużyć.

 

Tu mamy podobieństwo, albowiem nacjonaliści ukraińscy poprzez swoich licznych wasali w Polsce, nikogo nie pytając wzięli się - za rozdawanie certyfikatów polskiego patriotyzmu, którego rzecz jasna nie może dostać ruski agent. A kto tym ostatnim jest - decydują właśnie oni i jako mózg tej operacji przekazują to do swoich polskich szczekaczek propagandowych. Tego nauczyli się od Fryca już dziadkowie współczesnej neobanderii. Nie to by biały niedźwiedź w sprawie i w ogóle w sprawach polskich nie mącił, bo robi to nieustannie (Co najbardziej uwidacznia się w polityce energetycznej, ale i np. w wykryciu współpracownika rosyjskiego wywiadu w 36 pułku lotniczym, etc..). Tak jak i wywiad/lobbing niemiecki, o którego istnieniu na ćwierć wieku chyba zapomniano. Pewnie po prostu najwyraźniej „nie działał” i tylko przyjazne państwo niemieckie dla pojednania odznaczało niektórych polskich polityków, a w tym samym czasie, co jest zapewne kwestią przypadku, zamykano polskie stocznie i kopalnie czy wyprzedawano majątek narodowy.

 

Jednak nie w tym rzecz. Względem lobbingu banderowskiego, który bardzo szybko się uczy, wspomniane oskarżenie stało się kijem na prawicę. Bo jest i marchewka. Przynętą zawsze była wizja sojuszu polsko-ukraińskiego, który nawiązywał do czasów Rzeczpospolitej. Sojuszu jak np. między polską Koroną, a kozakami Piotra Sahajdcznego. I byłoby to naprawdę wspaniałe, gdyby nie fakt, że dla kontrahenta jakim jest ukraiński nacjonalista stanowi to, zawsze, absolutnie bez wyjątku - fasadę (co innego potencjalnie zwykli Ukraińcy, których niestety nacjonalizm powoli wchłania). Neobanderowcom chodzi zwyczajowo o uśpienie, odurzenie polskich patriotów środkiem, którego dawka (pseudodemonstracje lojalności, o których poniżej) będzie w razie potrzeby zwiększana. Ukraińskich nacjonalistów, z tytułu ich własnej ideologii interesuje bowiem wyłącznie ukraiński nacjonalizm. Wpisywane weń jest oszukiwanie ofiary i dawanie jej poczucia złudnego bezpieczeństwa, lub najprościej wykorzystywanie jej naiwności.

 

Istnieje także inna wersja brania Polaków pod włos. Wielu rodakom, jak i mnie samemu, na sercu ciepło się robi, gdy się przypomni o układzie Piłsudski-Petlura. Pierwsze symptomy wykorzystania tego dostrzegłem kilka miesięcy temu na spotkaniu z Anatolem Szołudką w Cafe Niespodzianka, w którym uczestniczyli ludzie związani z polskim ruchem narodowym. Gość określił się jako petlurowiec, ale pewne sprawy w jego ustach podobne były do retoryki neobanderowskiej. Ukraińscy goście, którzy siedzieli na sali przywitali się zresztą właśnie po banderowsku. W maju 2015 roku Fundacji Wolność i Demokracja udało się dokonać czegoś, o czym mogłem marzyć przez lata. W centrum Kijowa otwarto wystawę, poświęconą jego wyzwoleniu przez Piłsudskiego i Petlurę. Można z jednej strony pogratulować, ale i zadać sobie pytanie jaką rolę miał tam Wołodymyr Wiatrowycz, pseudohistoryk, który został szefem IPNu.

 

Wiatrowycz to sama „góra” czarnych charakterów, kultywujących UPA i dostosowujący badania do postulowanej historii, a nie historię do badań. Zresztą dzień wcześniej mogliśmy przeczytać, iż tenże Wiatrowycz, snuje wspólne plany z szefem polskiego IPN'u. 7 czerwca 2015 roku Związek Ukraińców w Polsce, organizacja przesiąknięta kultem UPA, formacji ludobójczej, do której w mediach bezpardonowo odwołuje się szef ZUwP Piotr Tyma - urządziła specyficzny przemarsz. Zorganizowano go w Przemyślu, mieście dla ukraińskich nacjonalistów ważnym, a nawiązywał do podpisania układu Piłsudski-Petlura. Tradycja tego układu, jak i jego tragiczny koniec z powodu głupoty naszych rodaków ma, zarówno dla mnie, jak i wielu Polaków ogromne znaczenie. Jednak w szczerość tego gestu ze strony organizacji kultywującej UPA nie wierzę i nie uwierzę.

 

Z uśmiechem na twarzy można sobie zadać ulubione pytanie nacjonalistów ukraińskich, przerażonych perspektywą upamiętnienia 135 tys. polskich ofiar OUN-UPA (w większości kobiet i dzieci) - „Dlaczego akurat teraz?”. Bo neobanderowcy są bezczelni i amoralni, ponieważ właśnie teraz dokonują wielu ruchów, które się mogą polskim patriotom nie podobać, więc trzeba osłodzić. Tylko jednymi z nich są: zarówno prawne sankcjonowanie bohaterstwa morderców Polaków, jak i zagrożenie aresztowaniem obywateli polskich, którzy powiedzą lub napiszą coś „nie tak”, odnosząc się do „herojów UPA”. Dotychczas ukraiński nacjonalizm, nie posiadawszy rządzonego przez siebie państwa ukraińskiego, funkcjonował jedynie dzięki karności, jaka jest stałym elementem jego doktryny. Przez ponad dwie dekady udało się go w Polsce odrobinę powstrzymywać środowiskom Kresowian i weteranów polskiego podziemia, którzy pamiętali wojnę.

 

Teraz sytuację zmieniły dwa fakty. Nacjonaliści ukraińscy zyskali co najmniej uległość państwa ukraińskiego, wszak Poroszenko, Jaceniuk, Kliczko i inni już pochwalili ludobójczą UPA. Jeśli parlament nie tylko uczynił ich bohaterami, ale wręcz karna ma być każda krytyka tej formacji... Z drugiej strony starsi Polacy, którzy dotychczas stawiali neobanderii opór odeszli na wieczną wartę. Dramat polega na tym, że neobanderowcy uderzają teraz do Polski drzwiami i oknami. To już nie tylko kwestia Adama Michnika, który występuje ostatnio z Oksaną Zabużko, ukraińską literatką wielbiącą UPA na scenie Teatru Polskiego (Popełnił także wstęp do jej książki „Ukraiński palimpset”, gdzie są napisane wyjątkowe głupoty w temacie.). To także ludzie w Ruchu Narodowym, którzy na sprawę ukraińską mają zadziwiające poglądy, tacy jak Jakub Siemiątkowski, Witold Jan Dobrowolski, Michał Mikołaj Walkowski (Ten człowiek chciał nawet sprzedawać polskim patriotom naszywki neonazistowskiego pułku Azow) z gdańskiej MW. Skłonni są oni ukraiński nacjonalizm, który opiera się o antypolskie tradycje uznać za potencjalnie propolski...

 

To również kwestia tego, że część środowiska Niezależnej, wraz z niektórymi (na szczęście nie wszystkimi) ludźmi z PiS'u, na skutek poparcia majdanowego buntu musiała nawiązać odpowiednie kontakty, które neobanderowcy będą usiłowali wykorzystać. Od popierania Majdanu odwrócił się na szczęście honorowo, właśnie z powodu ukraińskiego nacjonalizmu Paweł Kukiz. Jednak tę znajomość z całą pewnością będą próbowali wykorzystywać ludzie, których poznał, wożąc pomoc na Majdan. Ukraińscy nacjonaliści wiedzą, że prezydent, który był im najwygodniejszy odchodzi. Dlatego, to już nie spotkanie z zawsze uległym Komorowskim, lecz Dudą było prawdziwym celem planowanego przyjazdu Poroszenki do Warszawy. Ten drugi w sposób dyplomatyczny odmówił, poczym słynny czekoladyn potraktował Komorowskiego jak powietrze i odwołał wizytę. Wiedział bowiem, że może sobie na to pozwolić. Prezydent Komorowski, tak czy inaczej zawsze przyjąłby go z otwartymi ramionami. Wszak kiedy głowa Litwy Grybauskaite opluwała publicznie jego samego i Polaków, ten nawet nie pisnął.

 

Platforma, która z Twoim Ruchem, z dużym wysiłkiem wyrzuciła z uchwały dotyczącej 70 rocznicy zbrodni OUN-UPA słowo „ludobójstwo” i „Dzień Pamięci Męczeństwa Kresowian” - odchodzą. Choć bardzo dla sił zewnętrznych wygodni, przestają mieć w Polsce decydujące znaczenie. Prezydentem Warszawy pozostanie natomiast Hanna Gronkiewicz-Walz i z tego powodu, gdy zaprosił ją mer Kijowa Witali Kliczko, podobnie uczyniła kontrowersyjna fundacja Otwarty Dialog. Zaprosiła ją do swojego kijowskiego biura. Wszak w Warszawie organizacja ta, dzięki miastu ma lokal w najbardziej atrakcyjnym miejscu na Nowym Świecie. O takiej lokalizacji Kresowianie mogliby tylko pomarzyć. Wystarczy spojrzeć na Instytut Kresowy, który to zawsze był sprawą niewygodną i zamykaną.

 

Jeśli chodzi o partie prawicowe ważne znaczenie, na szczęście ma kościół katolicki, ale i tutaj nacjonaliści ukraińscy wysyłają głowę Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej - Światosława Szewczuka. Poprzednio przybył do Warszawy w 70 rocznicę banderowskiego ludobójstwa i dopilnował, by wspólny dokument kościołów wyglądał charakterystycznie. Słowo prawda było tam wymieniane przez wszelkie przypadki, ale zadbał by w praktyce za dużo się jej w tekście nie pojawiło. Aby nie być gołosłownym - zniknęła z dokumentu kościelnego nazwa zbrodniczej organizacji, bo lepiej użyć „Polacy i Ukraińcy”. To bardzo charakterystyczne dla środowisk nacjonalistów ukraińskich. Zatem dzięki swoim wpływom dopilnowali, by nawet w najwyższym dokumencie kościelnym nie można było nazwać zbrodniarzy po imieniu... Otóż 8-9 czerwca 2015 roku Szewczuk przebywał w Polsce na zaproszenie generała zakonu Paulinów, którzy modlą się za Ukrainę na Jasnej Górze (i dobrze). Otóż Szewczuk przypadkowo wystąpił na konferencji medialnej dotyczącej „polsko-ukraińskiego pojednania” (a więc spraw dotyczących, de facto charakterystycznego podejścia do banderowskich zbrodni, których on sam tak oczywiście nigdy nie nazwie). Wcześniej w 70 rocznicę, gdy lobbował za konkretnym tekstem wspomnianego listu pasterskiego przybywał z powodu 1025 rocznicy chrztu Rusi... i też zajmował się dokładnie tym samym.

 

Najciekawszy numer zaplanowano jednak na słynnym Uniwersytecie w Cambridge. Wszak uczeni zachodni pojawiają się w liście protestacyjnym, przy okazji uchwały odmawiającej prawa do krytyki UPA. I oto zaplanowano konferencję: „Past and prelude: Polish – Ukrainian Relation for the Twenty-First Century”. Chcecie wiedzieć, jak bardzo stosunki polsko-ukraińskie były wspaniałe, a dzięki przemianom politycznym na Ukrainie będą jeszcze lepsze? Nie ma problemu. Pojawiają się tam reprezentanci strony polskiej i ukraińskiej: m.in. Paweł Kowal, Ola Hantiuk, Jarosław Hrycak (ukraiński historyk ulubieniec Adama Michnika), Sławomir Sierakowski, Frank Sysyn prosto z ukraińskiej diaspory w Kanadzie, czy exminister Michał Boni. Prócz tego m.in. autor świetnych książek prof. Norman Davies, którego nacjonaliści ukraińscy zdołali na tyle obleźć, iż także był przeciwny słowu „ludobójstwo” i w 70 rocznicę tak się wypowiadał (Nie krył także swojej sympatii dla strony rządowej). Smutne, że wielu Polaków daje się nabierać na: akceptację kultu ludzi, którzy Polski i polskości nienawidzili zoologicznie - jako na to co umożliwi polsko-ukraińskie pojednanie. Bo taki bełkot akurat ze strony ukraińskich nacjonalistów, chcących zneutralizować Polskę i Polaków, nigdy mnie nie dziwił.

 

Aleksander Szycht

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną