Klęska polskiego wymiaru sprawiedliwości
Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie skazał byłego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka na dwa lata więzienia w zawieszeniu za wprowadzenie stanu wojennego w grudniu 1981 roku. Nie wiedzieć czemu, odtrąbiono sukces.
Na czym polega ów sukces? Na tym, że sąd potwierdził wyrok z 2012 roku? Ani ten ani poprzedni wyrok nie stanowi żadnego sukcesu, podobnie jak i wyroki w sprawach innych komunistycznych zbrodniarzy, jak Jerzy Kędziora, czy Wojciech Jaruzelski, którzy życia powinni dokonać w więzieniach, gdzie i tak mieliby zdecydowanie lepsze warunki, niż ich ofiary - ich przynajmniej nikt by nie torturował.
W zasadzie wszystkie wyroki dotyczące osób odpowiedzialnych za kaźnie Polaków w okresie komunizmu to totalna klęska. Cóż to bowiem za wymiar sprawiedliwości, który nie jest w stanie rozliczyć zbrodniarzy w teoretycznie wolnym i demokratycznym kraju? Gdzie ta sprawiedliwość?
Obserwując sposób prowadzenia spraw nie sposób nie odnieść wrażenia, iż sędziowie czynili niemałe wysiłki, aby znaleźć powód do zamknięcia spraw wielu osób, których ręce tonęły w polskiej krwi, tak by nigdy nie odpowiedziały za swoje czyny. A to stary, a to chory, a to ofiary nie żyją, więc sprawę można uznać za przedawnioną... A gdzie w tym wszystkim prawo?
Nawet jeżeli już dochodzi do skazania, to wyrok jest ze skandalicznie niską i nieadekwatną do przewinienia karą, jak właśnie w przypadku Czesława Kiszczaka. Stąd nie rozumiem euforii mediów i komentatorów po wczorajszej decyzji Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Kiszczak do więzienia nie pójdzie mimo że istnieją dowody na jego zbrodniczą działalność, podobnie jak i wielu innych ubeków, esbeków oraz sowieckich kolaborantów.
Anna Wiejak
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl