Jaka władza, taki pożar Reichstagu. Jaki Bul, takie zamachy

0
0
0
/

Ponury dowcip po 11 września opowiadał, jak dwóch meneli, pijąc tanie wino podziwiało uderzenie paralotniarza w iglicę Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Jeden z nich na widok spadającego filozoficznie stwierdził – patrz Józiu jaki kraj takie zamachy.

 

Ta prosta analogia nasuwa się kiedy porównamy dziadowską prowokację byłego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza w postaci spalonej budki przy rosyjskiej ambasadzie w czasie marszu niepodległości 11 listopada z podpaleniem Reichstagu przez narodowych socjalistów Adolfa Hitlera w 1933 roku. I to i to było prowokacją. Tylko, że niemieccy podpalacze zmienili historię świata, którego dzisiejszy kształt w dużej mierze wynika właśnie z tamtego podpalenia, podczas gdy to co się stało pod rosyjską ambasadą nie powinno nawet wpłynąć na wynik jesiennych wyborów. Chociaż właśnie na to liczył minister spraw wewnętrznych.

 

- Widzisz, ale facet nauczył ich tak, że on dzwoni i on im rozkazuje. I tak samo poszli, spalili budkę pod ambasadą, bo minister osobiście wymyślił taką… - opowiadał szef CBA Paweł Wojtunik Elżbiecie Bieńkowskiej.

 

Wiadomo jednak, że ta władza zrobi każde świństwo i draństwo, żeby tylko utrzymać się przy władzy, ponieważ jej oddanie oznacza wypłynięcie wielu afer, przekrętów i możliwy koniec bezkarności dla partyjnych kacyków z PO i PSL. Stąd takie prowokacje mające na celu sianie atmosfery zagrożenia oraz zdyskredytowanie przeciwników obecnej władzy.

 

Wcześniej mieliśmy dwa inne "poważne" zagrożenia – grupę terrorystyczną o charakterze zbrojnym złożoną z Brunona K. i trzech agentów ABW, co wygląda na celowe "hodowanie" sobie rzekomego terrorysty przez służby i śmierdzi na kilometr prowokacją, zwłaszcza że prokuratura błaznuje, pokazując kilka kabli, starą Nokię, niesprawną TT-kę i korpusy po granatach (bez zapalnika i ładunku miotającego w środku), jako rzekomy "materiał dowodowy".

 

A wersja zamachu na Sejm zakładała użycie ogromnych ilości materiałów wybuchowych pozyskanych z nawozów i zdobycznego transportera opancerzonego. Drugą taką akcją wziętą z księżyca jest historia tratwy znalezionej 25 czerwca 2012 roku na Bugu, na której miały być dwa ładunki trotylu, telefon komórkowy ze zdjęciem Stadionu Narodowego, dużo ukraińskich fajek i... mapa Warszawy z zaznaczonymi: Pałacem Kultury i Nauki, Stadionem Narodowym i barem z kebabem koło Mostu Poniatowskiego. Potem aresztowano jednego z pracujących tam Afgańczyków.

 

Historia ma pewną analogię z autem zawierającym Koran i instrukcję obsługi Boeinga zaparkowanym przy lotnisku w Nowym Jorku. Równie naciągana wersja. Bardziej prawdopodobne jest, że jacyś przemytnicy – kłusownicy chcieli głuszyć ryby ładunkami wybuchowymi, ale za dużo wypili i tratwa im uciekła.

 

Atmosferę zagrożenia podgrzewają również takie historie jak zamachy na znanych ludzi tej władzy i jej popleczników. W rodzaju "zamach" na Kubę Wojewódzkiego. Jednak najczęściej "zamachanym" był Bronek Komorowski. A każde potraktowanie wyżej wymienionego za pomocą szyderstwa, kpiny, czy happeningu urasta do rangii zbrodni przeciwko ludzkości. Eks-prezydent szydził z Lecha Kaczyńskiego "jaki prezydent takie zamachy" i że "jaka wizyta, taki zamach, no bo z 30 metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera". Za to cztery rzekome zamachy (w tym jeden zagraniczny) na "Bula" opierają się już o czysty kabaret.

 

Pierwszym był "jajcarz", co mu na ramieniu zrobił dietetyczny kogel–mogel bez cukru. W Łucku 14 lipca 2013 roku w 70-tą rocznicę rzezi wołyńskiej, gdy Komorowski wyszedł z katedry student Iwan S. rozgniótł mu na ramieniu kurze jajko. Jednak badania zabezpieczonych skorupek pod względem chemiczno - toksykologicznym i radiologicznym nie wykazały zagrożenia dla życia i zdrowia głowy państwa. Student dostał za to na Ukrainie rok w zawieszeniu.

 

Ciekawe, że Komorowski nie chciał  złożyć zeznań przed polską prokuraturą. Może dlatego, że probanderowski zamachowiec nie odpowiadał grupie docelowej, której ta władza chce dołożyć. Pierwszy na terenie kraju to w marcu tego roku ostrzelanie w Kielcach przez dwóch pijanych mężczyzn za pomocą paintballa bronkobusa w którym miał jechać, ale nie jechał Komorowski. Potem po pokazie, jak Komorowski w Japonii skakał po podestach inny obywatel przyszedł 9 marca na wiec w Krakowie z krzesłem jako formą żartu. Za co został zatrzymany, pod zarzutem... usiłowania dokonania napaści (zamachu) na głowę państwa z użyciem krzesła!

 

Dzielna Policja uniemożliwiła dokonania zamachu i w odległości około 20 metrów, czyli w zasięgu rzutu krzesłem aresztowała zamachowca, żeby nie dokonał nielegalnego uboju prezydenta. Ma zarzuty znieważenia głowy państwa oraz usiłowania dokonania czynnej napaści na prezydenta. Za co grozi mu pięć lat odsiadki. A chwilowo wylądował na... obserwacji psychiatrycznej. Jak widać w POlskich sądach nadal stosuje się radzieckie metody śledcze i zasadę "Daj mi człowieka a paragraf się znajdzie". Co więcej, szczytowe osiągnięcia radzieckiej psychiatrii w rodzaju schizofrenii bezobjawowej są również stosowane.

 

To proste - wysyła się klienta do psychuszki, tam go nafaszerują psychotropami i tak wymęczą, że da się zrobić z niego wariata. Jak widać czasy się zmieniają, a sprawdzone radzieckie metody są ciągle w użyciu. Jednak o ile krzesło może faktycznie być niebezpieczne to Remigiusz Dominiak w Toruniu dostał dwa zarzuty: usiłowania czynnej napaści na głowę państwa oraz naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariuszy za... dynamiczne podejście do prezydenta. W uniesionej ręce trzymał ulotkę, a w drugiej - koszulkę w reklamówce. Dwa śmiertelnie niebezpieczne narzędzia zbrodni. Absurdalność tej sytuacji przerasta najlepsze filmy Barei, a myślę że to nie jest ostatnie słowo ani obecnej władzy, ani funkcjonariuszy służb mundurowych, ani polskich sądów, powszechnie znanych z inteligencji, błyskotliwości, znajomości litery i ducha prawa oraz odporności na naciski polityków.

 

Michał Miłosz

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną