Komar, a afera podsłuchowa (Z kroniki batalii prezydenckiej)
Znudzony poszukiwaniem ofiary, wiecznie odganiany dziwnymi ruchami ludzkich kończyn, przysiadł pod blatem wykwintnie nakrytego stołu, przecierając pot z czoła. Kiedy smarował sobie pokraczne kończyny, do stołu zasiadło dwóch jegomości. Leniwie podfrunął, chcąc zlustrować klientów modnej restauracji pod nazwą „Puchacz i druhowie”. Pierwszy z gości, zdecydowanie młodszy od drugiego, miał lekko pucułowatą gębę. Był modnie przyodziany. Pomimo niewielu przeżytych jeszcze lat wyraz twarzy miał zblazowany i zimny. Drugi zaś ważył ze sto dwadzieścia kilo. Pysk miał wyrachowany i okrągły. Różowy kolor zwiastował nadmiar smakowitej krwi. Komar wnikliwie zlustrował potencjalne ofiary po czym wrócił na miejsce niedawnego startu. „Niech najpierw się nażrą” – pomyślał, rozważając plany skutecznego ataku.
Przytłumił lekko zmysły w oczekiwaniu na sytość dawców. Treść zamówienia nie do końca go usatysfakcjonowała. Grubszy zamówił golonkę z dzika, a młody lekkie risotto. Mimowolna decyzja zapadła niemal natychmiast w mikroskopijnym móżdżku wrednego owada. Zdecydowanie zrezygnował z tłuściocha, przewidując łojowatą konsystencję krwi.
- No to jak robimy - posłyszał słowa młodszego przebijające się przez szum wertowanych kartek notatnika.
- Dobra zacznijmy po kolei. Ile ma Prezydent?
- Dwadzieścia jeden procent.
- Ku*wa same urzędasy i to bez rodzin – podsumował starszy. – Mówiłem żeby to towarzystwo na siłę zdyscyplinować. A ten Duda?
- Dwadzieścia sześć. – odrzekł młodszy.
- Gadaj o następnych. – zaordynował grubas, opanowawszy narastające wkurzenie.
- Korwin około dziewięciu, Kukiz ponad dwanaście, Ogórek trzy, Kowalski dwa, Palikot dwa, Jarubas trzy, Tanajno niecały procent, Wilk niecałe półtora no i Braun, aż dziewięć.
- Szlag by trafił. – podsumował starszy, energicznie odsuwając talerz z resztkami obleśnej dziczyzny. – Czyli robimy drugą turę.
- Chyba nie mamy wyjścia – potwierdził młodszy, pochylając się nad notatnikiem.
- Zobacz gdyby te barany się dogadały to by nas wymietli. - zaśmiał się nerwowo - Dobra pisz. Prezydent ma mieć od trzydziestu ośmiu do czterdziestu trzech. Dudzie daj od dwudziestu pięciu do trzydziestu. Korwinowi zapisz od sześciu do dziewięciu, on i tak coś odpierdoli. Kukizowi od ośmiu do jedenastu. Znajdziemy mu odpowiednich sojuszników w tym pieprzeniu o jowach. Z nim łatwo pójdzie. Lalce daj od trzech do pięciu, niech komuchy się radują. Jarubasowi od dwóch i pół do czterech i zadzwoń do Waldka, żeby nie zapomniał się odwdzięczyć. Januszkowi też daj około dwóch, trzech procent, niech dalej wywija gumowymi kutasami po świecie. Tanajno najwyżej pół procenta. Wilkowi niecały jeden. A Braunowi trzeba na dłużej wybić ze łba politykę. Zapisz mu półtora procent. Wsadź mu do ekipy jakiś „naszych” bo artysta coraz bardziej wkurwia.
- Myślisz, że się nie ruszą. – zapytał młodszy, podnosząc wzrok znad notatnika.
- Kto?! Te leniwce. Siedzą przed swoimi kompami i lajkują jakieś pierdoły. Patrioci w dupę pluci.
Nagle rozbrzmiał głos znanej spikerki ze, stylizowanego na antyczny, odbiornika telewizyjnego; „Wstępne wyniki wyborów podamy dzisiaj około godziny dwudziestej pierwszej”.
Grubas spojrzał na zegarek i na ekran.
- Nic tak nie postarza człowieka jak stary telewizor w salonie. – uśmiechnął się.- Pędź do komisji, a po drodze zadzwoń do ludzi by już uruchamiali głosy korespondencyjne.
- Ok. – Młodszy mężczyzna podniósł się energicznie i bez pożegnania ruszył w kierunku wyjścia.
- Aha. Pamiętaj, jedna piąta głosów nieważnych! – krzyknął za odchodzącym grubas.
Komar zorientowawszy się w sytuacji poderwał się do koszącego lotu, lecz smakowita ofiara była już za szklanymi drzwiami. Z niesmakiem zerknął na spoconego gościa i niejako z obowiązku rozpoczął swój brzęczący szturm.
Mijał trzeci dzień zatrzymania, gdy na blacie prokuratorskiego biurka posadzono rozdygotanego komara.
- A więc co słyszeliście Komar? – padło pytanie odwróconego do okna prawnika.
Owad rozejrzał się wokół rejestrując złowrogie opakowania zabójczych środków „OFF” i „Muchozol”.
- Nic! łaskawy panie prokuratorze. – wykrzyknął – Nic! jak Pana Boga kocham.
- No to spieprzaj mi z oczu. – złowrogo oznajmił decydent. – A wpadnij jeszcze kiedyś jak coś ciekawego usłyszysz.
- Uradowany owad poderwał się natychmiast, żegnając nieprzyjazne pomieszczenie niezamierzonym, sążnistym beknięciem. Nieznośny odór strawionej dziczyzny wypełnił ulotną chwilę w jego ukochanym mikroświecie.
P.S. Wszelkie podobieństwa do osób i zdarzeń rzeczywistych są niezamierzone, stanowiąc jedynie wykwit nikczemnej wyobraźni antyfana wszelkiego robactwa.
Leszek Posłuszny
Źródło: prawy.pl