Katoliku, prawo głosu zobowiązuje!

0
0
0
/

Katolik głosować powinien na katolika. Tak oczywisty fakt przeszkadza jednak piewcom wolności słowa i myśli, powodując spazmy u fanatyków demokratury. Wśród oburzonych są, o zgrozo, ludzie podobno wierzący!

 

Czym jest demokracja? W podstawowych założeniach wychodzi ona z myśli, iż człowiek jest bytem wolnym z natury i ma prawo wyrażania własnych opinii. W życiu społecznym owe wyrażanie opinii przejawiać się winno, przynajmniej w teorii, w życiu politycznym i obywatelskim narodu, a kulminacją wolności światopoglądowej jest głos wrzucony do urny. Z tego powodu nie dziwią nas pikiety, manifestacje, marsze i strajki. Spowszedniał nam fakt istnienia różnych partii i ugrupowań politycznych, reprezentujących konkretne wizje Polski i jej miejsca na arenie międzynarodowej.

 

Tak bardzo polityka i sprawy społeczne wpisały się w nasz codzienny rytuał, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele niedomówień i błędów jest w obecnym systemie. Bo choć teoria mówi jasno, że każdy ma prawo głosu i powinien swój głos postawić na najlepszego – według siebie – kandydata, to praktyka pokazuje, jak ciężko nam wyjść poza myślenie dwupartyjne (tzw. „mniejsze zło”). Mamy więc ugrupowania, które jawnie i w biały dzień promują wzorce antypolskie, antyludzkie i antykościelne.
 

Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne formacje, skupione wokół postulatów „postępowych”, jak choćby nadanie związkom sodomitów rangi małżeństwa, odbieranie dziecku w łonie matki prawa do człowieczeństwa, albo promowanie in vitro kosztem zamordowanych i zamrożonych ludzkich istnień. Aktywiści o wątpliwym poczuciu moralności nie mają żadnych obiekcji, co do promowania w polityce własnych wzorców etycznych i rozwiązań społecznych. Schody zaczynają się dla ludzi o poglądach narodowych, katolickich, monarchistycznych lub jakichkolwiek innych, które nie wpisują się we wzorce nowoczesnej „demokracji”. Tak prozaiczne hasło, jak „Katolik głosuje na katolika” spotyka się z drwinami, pukaniem w czoło, szyderczymi – a czasem wręcz agresywnymi – szykanami.

 

A czy jest w tym haśle coś niewłaściwego z punktu widzenia demokracji? Oto mamy w Polsce pewną grupę ludzi wierzących. Ci ludzie wierzący należą do Kościoła katolickiego, który trwa i umacnia byt państwowy i ducha narodowego od bez mała tysiąca lat. Mają oni swoje rodziny, płacą absurdalne podatki, dostosowują się do rozdmuchanych przepisów i konwencji. Znaczna większość z nich nie jest karana – chcą po prostu spokojnego życia, jak każdy normalny człowiek. Chodzą do pracy, odbierają dzieci ze szkoły, całują współmałżonka przed wyjściem, spacerują, kupują, sprzedają, rozwijają się, uczą, czasem upadają, momentami wzlatują... nic specjalnego, a jednak coś niezwykłego – proste, ludzkie życie, jakich wiele.

 

Okazuje się jednak, że w XXI wieku, w tak zwanej „Epoce Demokracji”, ludziom tym odbiera się prawo do wyrażania swoich opinii i wpływania na politykę, a wszystko to tylko dlatego, że dostosowują swoje życie do prawd, które słyszą co niedzielę w kościele. Lewicowa narracja, nazywana za oceanem „liberalną”, przedstawia tych obywateli jako szajbusów, wariatów, katotalibów, którzy chcą komuś coś narzucić. Jak się jednak okazuje, to właśnie lewica, o ironio, forsuje w Polsce i Europie swoje postulaty za pomocą prawa, trzymając tradycyjnie myślących ludzi pod presją najścia o szóstej rano przez smutnych panów w czerni, pod pozorem walki z „faszyzmem”. I ci sami ludzie twierdzą, że przejawy życia politycznego katolików są dowodem ich złych intencji, jakichś bliżej nieokreślonych i bezprawnych roszczeń względem bezbronnych mniejszości.

 

Niby z jakiej racji uczciwy katolik miałby być pozbawiony prawa do głosowania wedle własnych poglądów? Po coś powstała Katolicka Nauka Społeczna. I myli się ten, kto twierdzi, że katolika sprawy przyziemne interesować nie powinny – wręcz przeciwnie: Pan Jezus zapłakał po śmierci Łazarza i ten sam Bóg-Człowiek kazał kobietom płakać nad przyszłym losem Jerozolimy, która go ukrzyżowała. W samej Biblii mamy mnóstwo pouczeń, jaki powinien być władca i jak powinien zarządzać swym królestwem. Bogu nie jest obojętny los tego świata. Czemu więc jest wierzącym w Chrystusa nie na rękę działać? Czy w Konstytucji jest jakiś zapis, że poglądy katolickie są zakazane?

 

Czy może katolicy mają pełne prawo do wyrażania swoich opinii, nie tylko z powodu dość precyzyjnej Preambuły konstytucyjnej, ale przede wszystkim jako uczciwi obywatele, dbający o swoją Ojczyznę i czynnie zaangażowani w sprawy polityczne? Katolicy nie powinni kierować się niczym innym przy wyborach, jak wiarą katolicką. To kieruje zawsze człowiekiem szczerze wierzącym, że stawia Boga ponad wszystko: ponad interes partyjny, ponad interes własny, ponad własną dumę czy status społeczny. Dlatego jestem o tym głęboko przekonany, że za pewne wybory polityczne powinni się niektórzy spowiadać. A i owszem – jeśli popierasz partie, które są za aborcją: jesteś współwinny każdemu morderstwu nienarodzonego dziecka.

 

Jeśli popierasz ugrupowanie, które postuluje gender – jesteś odpowiedzialny, drogi wyborco-katoliku, za każde zdeprawowane dziecko i za każdą wypaczoną psychikę, załamanie i depresję. Jeśli popierasz formacje, które forsują antypolskie ustawy – jesteś winien załamaniu się gospodarki polskiej, a więc upadkowi lokalnych firm, często kończącymi się alkoholizmem, rozbiciem rodzin, samobójstwami i biedą. Tak, za to wszystko są odpowiedzialne osoby, które głosowały wedle modnych standardów, a nie wedle zasad wiary katolickiej, której podobno są częścią. Niestety, tak ukazane fakty nie docierają do ludzi.

 

Są uśpieni w swojej wierze – wielu z nich twierdzi, że jest „wierzącymi-niepraktykującymi”, co jest naturalnie równie bezsensowne, jak wegetarianin jedzący mięso i nazywający siebie „wegetarianinem-niepraktykującym”. Wiem także z przeprowadzonych rozmów, że wielu katolików nie chodzi wogóle głosować, gdyż uważają, że nie ma na kogo. Ciężko się z tym nie zgodzić, gdyż znakomita większość kandydatów nie przedstawia pobożnego życia. Nie jest jednak tak źle, a nadziei upatruję w budzącej się polskiej prawicy. Rozumiem, że pewne kwestie mogą budzić niesmak, jak chociażby mieszanie polityki z religią. Problem w tym, że taka synteza wcale nie jest oksymoronem. Papież jest głową widzialną nie tylko Kościoła Pielgrzymującego na Ziemi, ale i państwa Watykan.

 

Ma też swoich reprezentantów w ważnych organizacjach międzynarodowych. Wypowiada się na kwestie polityczne i społeczne, a biskupi co jakiś czas wystosowują do wiernych listy, w których nawołują do wyborów zgodnych z wiarą. Nie ma absolutnie żadnych powodów, aby twierdzić, że jest to jakiś dziwny spisek wąskiej grupy ekstremistów. Zwłaszcza, że nieposłuszni księża wypowiadający się na tematy polityczne jakoś lewicy nie przeszkadzają.

 

Sam demokratą nie jestem, bo moim zdaniem jest ona w nowoczesnym wydaniu tylko parodią właściwej demokracji greckiej. Uważam jednak, że skoro żyjemy w systemie, który podobno stawia na wolność światopoglądową, to w debacie publicznej katolicy też mają swoje prawowite miejsce. I nikt, nawet Kazimiera Szczuka, Tomasz Lis czy Hanna Gronkiewicz-Waltz nie mają prawa nam tego miejsca odbierać.

 

Maciej Kałek

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

Źródło: prawy.pl

Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną