Chciał udowodnić prawdziwość raportu MAK! Wnioski z własnego dochodzenia przerosły jego wyobraźnię!
Duński pilot, ekspert w dziedzinie mechaniki płynów, podjął wyzwanie postawione przed nim przez znajomego z Norwegii, który twierdził, że 10 kwietnia 2010 roku doszło do zamachu na głowę państwa polskiego oraz wszystkich osób znajdujących się w samolocie lecącym na uroczystości do Katynia. Wyniki jego śledztwa stały się głośne, prowadząc go wprost na forum Parlamentu Europejskiego.
Mowa o G. Jorgensenenie, będącym gościem specjalnym dzisiejszego posiedzenia grupy EKR w Parlamencie Europejskim, który trzy lata spędził analizując, co działo się z samolotem TU - 154 M 10 kwietnia 2010 roku.
Zaczął pracę, ponieważ jego klient w Norwegii postawił pewne pytania dotyczące katastrofy smoleńskiej. Jorgensen postawił sobie za cel udowodnienie, że to Rosjanie mają rację, a każda inna wersja wydarzeń mija się z rzeczywistością. Kiedy jednak zaczął weryfikować informacje zawarte w raporcie, doszedł do wniosku, iż to, co zaprezentowali śledczy Tatiany Anodiny nijak mają się do praw fizyki.
- Geometria skrzydeł, przedstawiona przez Rosjan nie zgadza się ze śladami, które były na powierzchni stwierdził, znajdując łącznie 26 kluczowych punktów, które stoją w sprzeczności z wiedzą w różnych obszarach szeroko rozumianej mechaniki.
Oto okazało się, iż linia przecięcia skrzydeł nie zgadza się z trajektorią samolotu, natomiast do utraty skrzydła doszło wyżej niż wysokość brzozy. Jego zdaniem wszystkie dowody świadczą o detonacji materiałów wybuchowych. - Eksplozję sugerują ślady zadrapań i jedyną tezą, która znajduje potwiedzenie jest teza o potężnym ciśnieniu wewnętrznym, czego zresztą dowodzi też nit znaleziony w ciele jednej z ofiar - stwierdził G. Jorgensenen bez żadnego cienia wątpliwości.
- Brzoza musiałaby być cztery razy grubsza i mocniejsza, aby dokonać takiego obcięcia - dodał, odnosząc się do rosyjskich bajek o brzozie.
Zauważył ponadto, że części skrzydeł znajdujemy jeszcze przed brzozą. - Duża część skrzydła jest w drobnych kawałkach, widać wyraźne ślady eksplozji, nie jest pobrudzona ziemią. O eksplozji świadczy również stan listew przyokiennych - stwierdził, diagnozując, iż musiało dojść do dwóch lub więcej eksplozji w skrzydłach. -
Katastrofa nie była wypadkiem - podsumował swoje dochodzenie, wnosząc jednocześnie o powołanie międzynarodowej grupy śledczych, która raz na zawsze rozwiałaby wątpliwości co do tego, kto stał za tragedią 10 kwietnia 2010 roku. Podkreślił przy tym, iż zespół musiałby mieć zagwarantowany pełny dostęp do danych.
Korzystając z okazji zwrócił się z czterema pytaniami otwartymi do byłego premiera Polski Donalda Tuska, pełniącego obecnie funkcję unijnego prezydenta:
- Zaniedbywanie interesów Polski przez jej premiera może być objęte karą do 10 lat. Dlaczego zatem Donald Tusk oddał śledztwo w ręce Władimira Putina?
- Dlaczego nie można było zajrzeć do trumien ofiar po przewiezieniu ich do Polski?
- Dlaczego zaniedbano właściwej autopsji?
- Dlaczego doszło do zaniedbań w obszarze bezpieczeństwa przed lotem?
Ciekawe, czy na którekolwiek z nich Donald Tusk zechce odpowiedzieć? Warto nadmienić, iż mimo poruszenia tak istotnego i dotykającego jego i jego działalności w sposób bezpośredni tematu, szef Rady Europejskiej nie przysłuchiwał się obradom.
Anna Wiejak
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl